Witek Witek
195
BLOG

Mój wielki Dziadek

Witek Witek Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

    Byłem szczerze wzruszony upominaniem się o mnie Giz-a (3miasto), Grugeqa, Amsterna, Koteusza i innych. Znalazłem w tym jakiś symbolizm – Kresowa żarliwość Giza, pragmatyczna uporczywość Grudeqa, metodyczna lojalistyczna, lecz solidna Solidaritat Amsterna. Nie wiem czy bez tych trzech oraz bardzo miłej postawy innych salonowiczów wróciłbym tu jako Witek.

   Pomyślałem, że najlepszym podziękowaniem za okazaną mi solidarność będzie, narażając się znowu Ephorosowi, poruszenie wątku rodzinnego. Swojego tym razem. Dzięki mojej Babci i Dziadkowi jestem w znaczącej mierze tym kim jestem, co myślę co i jak piszę. Podobno geny dziedziczy się przez pokolenie, czyli bezpośrednio od dziadków. Jeśli dodam, że urodziłem się w tym samym dniu co mój Dziadek (tylko 56 lat później), zwolennicy zodiakalnych teorii potwierdzą, że muszę być w wielu cechach do niego podobny. Chciałbym bardzo.

   Niestety nie mogę dużo o jego przeżyciach historycznych tzn. wojennych napisać. Skazany zaocznie dwukrotnie w 1944 i 45 r. na karę śmierci za działalność w podlaskiej AK, szczęśliwie uniknął komunistycznej sprawiedliwości, nigdy nie zawierzając ogłaszanym amnestiom i wolał żyć pod zmienionym nazwiskiem do 1990 r. niż ujawnić się. Przykład „Nila”, „Radosława”, „Anody” i innych „Zośkowców” oraz tysięcy pozamykanych po 1947 r. przez UB amnestiowanych AK-owców pokazał, że miał rację.

   Nie uwierzył też Mikołajczykowi, że wywalczy on przy sowieckiej Armii i żydowskiej „bezpiece” wolną Polskę. Przykład sekretarki prezesa i setek tysięcy zwolenników PSL pozostawionych przez niego na pastwę UB i totalitarnego okrucieństwa pokazuje, że znowu miał rację. Po uniknięciu cudem kotła na warszawskim Mokotowie uciekł na dzikie ziemie odzyskane i osiedlił się w pobliżu granicy, planując „skok na Zachód”. Być może pomagał w ewakuacji innych niewidzących dla siebie przyszłości w PRL. Wg legendy rodzinnej uznał wraz z Babcią, że miejsce Polaków jest w Polsce, dla Jej przyszłości należy kształtować przyszłe jej pokolenia, a nie zostawiać tego „niegramotnym” – jak mawiał. Do dziś jego byli podwładni wspominają go z wielkim szacunkiem, przypominając jak wiele mu zawdzięczają (również niełatwej umiejętności pędzenia smacznego bimbru, nalewek owocowych, miodu itp.).

   O swojej wojennej drodze wspominał bardzo rzadko, właściwie są to strzępki zapamiętanych rozmów, impulsywnych opinii czy żartów. Na wszelkie pytania co robił „gdy gonili hitlerowca”, nawet na prowokacyjne dziecięce zapytanie „Dziadku, a ty naprawdę całą wojnę siedziałeś dupą na piecu?” (zasłyszane z jakiegoś wojennego filmu, które z wielkim zapałem razem z Nim oglądałem), on odpowiadał niezmiennie: „Nie pamiętam” albo „Już zapomniałem, stary jestem”.

    Kiedyś na radzieckim filmie, nie pamiętam czy po jakiejś zakrapianej z gośćmi kolacji (Dziadek doskonale gotował, w przeciwieństwie do Babci, która tylko konfitury), gdy czerwonoarmista soczyście posunął serię z pepeszy, dziadek pokiwał głową i głośno zauważył:

-„Te pepesze to miały odrzut w górę! Kiedyś do mnie z kilku metrów taką serię zasunął, a że mu lufa poszła do góry, to mnie tylko tynk z sufitu obsypał.”

-„To musiało być w jakimś po mieszczeniu?”– przytomnie zapytałem.

-„Wszedłem na pierwsze piętro kamienicy, podszedłem do drzwi, ale że byłem tam pierwszy raz, nie byłem pewny, czy dobrze trafiłem, więc przystanąłem i wstrzymałem oddech. Wtedy coś niepokojącego wyczułem szóstym zmysłem za tymi drzwiami i zrobiłem kilka kroków w tył. Momentalnie otworzyły się drzwi, wyskoczył z nich żołnierz z pepeszą, więc ja w nogi, przeskoczyłem poręcz schodów i w dół. Jak leciałem po schodach to słyszałem serie z pepeszy i czułem spadający tynk. Na dole skręciłem w wejście do ogrodu, nie główne, w ogrodzie rosły takie gęste zarośla, wskoczyłem w nie, potem z rozpędu przez wysoki płot i tyle mnie widzieli. Miałem na sobie cienki, długi płaszcz, taką jesionkę, potem zobaczyłem, że jest podziurawiona kulami. Nie wszystkie kule poszły w sufit…”

-„Dziadek, ale to Niemcy z pepeszy do ciebie strzelali ?!”

Wtedy dziadek zreflektował się, że poszedł za daleko i odparł:

-„Smarkaczu, za mądry nie bądź. Mieli i szkopy pepesze…”

Pamiętam, że podświadomie ukryłem to odkrycie w swojej pamięci i pochwaliłem się tylko jednemu lub dwóm kolegom. Trwała jeszcze mroczna noc stanu wojennego…

Jest taka scena z przygód Hauptmanna Klosa odcinek pt. „Liść dębu”, w której serialowy bohater nieomal wpada w kocioł zorganizowany przez SD w mieszkaniu gdzie była radiostacja. Choć odbywa się ona na parterze i superagent zabija co najmniej jednego hitlerowca strzałem w brzuch, przypomina mi opowieść mojego Dziadka.

  Kiedyś podczas programu o polskim pistolecie maszynowym „Mors” Dziadek pochwalił go, mówiąc, że z niego strzelał gdzieś ćwiczebnie chyba i był to dobry sprzęt. Lepszy od radzieckiego (na szczęście) i angielskiego (Sten).

   W ogóle przedwojenne rzeczy otaczał estymą, określenie „jak przed wojną” było w jego ustach najwyższej klasy komplementem – czasem (well -bardzo rzadko), gdy zrobiłem idealny porządek tak mówił. I jak został porządnie obsłużony w restauracji, u fryzjera, w sklepie (polonijnym, bo w innym wykluczały to warunki i kultura sprzedaży).

   Nie za bardzo lubił Piłsudskiego i jego ludzi, co mnie zadziwiało, natomiast wspominał zjedzony obiad z Romanem Dmowskim i chyba pod jego urokiem kształtowały mu się poglądy polityczne do 1939 roku. Może da się to sprawdzić, bo był redaktorem gazety gimnazjalnej w wojewódzkim mieście, jakieś egzemplarze pewnie ocalały. Zresztą młodzież wtedy była raczej antyestablishmentowa, wychowana przez Sienkiewicza (którego piłsudczycy zwalczali) i ideały narodowe.

   Wśród nielicznych opowieści z okupacji wysłuchałem (i zapamiętałem, bo pamięć miałem jak słoń) jak Dziadka zwinęli Niemcy po godzinie policyjnej i odstawiony przed oblicze oficera (pewnie żandarmerii) rzetelnym dojczem wytłumaczył powód złamania przepisu grożącego mit dem Tod bestraft. Niemiec mógł zatrzymać go do wyjaśnienia co groziło nawet najgroźniejszymi konsekwencjami, ale jak Dziadek powiedział „okazał się człowiekiem” i mnie kazał wypuścić. O Bestechung (łapówce) nic nie wspomniał, więc jej chyba nie było.

  Wylewnie opowiadał o wykupieniu kilku Polaków, których „ruscy złapali na granicy niemieckiej”. Było to w 45 czy 46 r. - sprawa jakaś złodziejska, nie polityczna, Ruscy Polakom czy odwrotnie podprowadzili konie, ci krzątali się w pasie granicznym i patrol ich zwinął. Jako, że byli pracownikami Dziadka państwowego przedsiębiorstwa, to on pojechał do komandira „wyjasniat’ deło”. Jako, że rosyjski znał prawie jak polski i ruski narod w jakimże stopniu, wziął jako wykup parę kanek bimbru i misja oswobodzenia delikwentów, choć ryzykowna (można było być posądzonym o współudział), zakończyła się pełnym sukcesem. Uratowani, mający już przed sobą perspektywę wycieczki daleko na wschód, całowali go po rękach. Oficer radziecki w tym przypadku też okazał się człowiekiem.

   6 lat wcześniej, po klęsce wrześniowej, Dziadek przy przekraczaniu linii demarkacyjnej (granicy przyjaźni powstałej na mocy paktu z 28.09.1939 ) został też zatrzymany i jakoś się wyłgał chęcią powrotu do domu. Nie pamiętam po której stronie i komu się tłumaczył, chyba Sowietom. Skończyło się szczęśliwie.

Trzeba było mieć dużo szczęścia, żeby przeżyć ten okres od 1939 do 56.

   Dziadek szczęściu starał się pomagać i zapisał się, jak wszyscy dyrektorzy państwowych jednostek (innych nie było) do Przewodniej Siły Narodu. Ale potem jak wszystkich hurtowo z niej wyrzucali (w okolicach 56 – nie znam szczegółów – może ktoś przybliży) i kazali się ponownie zapisywać, to Dziadek się już wypiął i odmawiał do końca. Był ponoć jedynym niepartyjnym dyrektorem w województwie. Ale narady resortowe musiał zaliczać i był specem w najpopularniejszej na nich czynności – spaniu z otwartymi oczami i bez chrapania.

Witek
O mnie Witek

  "..kilka Twoich powstańczych tekstów pisanych w sierpniu 2009 i Twoje komentarze i interpretacja faktów w tym opis próby połączenia Starego Miasta z Żoliborzem są niesamowite. Powiem szczerze, że te Twoje teksty, wraz z książką Zbigniewa Sadkowskiego "Honor i Ojczyzna", należały do głównych motywów mojego zainteresowania się szczegółami." ALMANZOR 22.08 ..."notki Witka, które - pisane na dużym poziomie adrenaliny - raczej się chłonie niż czyta." " Prawda o Powstaniu, rozpoznawana na poziomie wydarzeń związanych z poszczególnymi pododdziałami, osobami, czy miejskimi zaułkami ma niespodziewaną moc oczyszczania Pamięci z ideolog. stereotypów i kłamstw. Wszak Historia w gruncie rzeczy składa się z prywatnych historii. Prawda na poziomie Wilanowskiej_1 jest dużo bardziej namacalna i bezdyskusyjna niż na poziomie wielkiej polityki. Spoza Pańskiego tekstu wyłania się ten przedziwny napęd Bohaterów, o których Pan pisze. I nawet ten najgłębszy sens Ofiar, czynionych bez patosu i bez zbędnych górnolotności" JES pod "Dzień chwały największej baonu "Zośka" "350 lat temu Polakom i Ukraińcom zabrakło mądrości, wyrozumiałości, dojrzałości. Od buntu Chmielnickiego rozpoczął się powolny upadek naszego wspólnego państwa. Ukraińcy liczyli że pod berłem carów będzie im lepiej. Taras Szewczenko pisał o Chmielnickim "oj, Bohdanku, nierozumny synu..." Po 350 latach dostaliśmy, my Polacy i Ukraińcy, od losu drugą szansę. Wznieść się ponad wzajemne uprzedzenia, spróbować zrozumieć że historia i geografia dając nam takich a nie innych sąsiadów (Rosję i Niemcy) skazały nas na sojusz, jeżeli chcemy żyć w wolnych i niepodległych krajach. To powrót do naszej wspólnej historii, droga oczywiście ryzykowna na której czyha wiele niebezpieczeństw(...) "Более подлого, низкого, и враждебно настроенного к России и русским человека чем Witek, я в Салоне24 не видел" = "Bardziej podłego, nikczemnego i wrogo nastawionego do Rosji i Rosjan człowieka jak Witek, w Salonie24 nie widziałem" AKSKII 13.2.2013

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura