Komentuj, obserwuj tematy,
Załóż profil w salon24.pl
Mój profil
Witek Witek
14957
BLOG

Główna przyczyna i największa tajemnica Zbrodni Katyńskiej

Witek Witek Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 155

3 kwietnia 1940 r. w podsmoleńskim lesie rozpoczęła się najbardziej kontrowersyjna zbrodnia II wojny światowej i najbardziej znana zbrodnia najbardziej zbrodniczego państwa świata - Katyń.

Mimo olbrzymiej ilości publikacji nie została dowiedziona ponad wszelką wątpliwość jej PRZYCZYNA (związana z nietypowym sposobem jej przeprowadzenia) oraz nie zostały wyjawione znaczące jej okoliczności - dotyczące obecności pewnych świadków. Wskazuje pośrednio na to również przyczyna nieujawnienia przez państwo rosyjskie ostatnich 35 z 184 tomów akt katyńskich. Mimo wielokrotnych obietnic prezydentów i premierów RF.
      Rosjanie wskazują na „tajemnice związane z działalnością służb specjalnych, w tym o dane agenturalne, które nigdy nie są odtajniane”. Gdyby dodać do tego ich troskę o dobre imię ofiar, można by snuć dodatkowe sny o tkliwości urzędników putinowskiej Rosji = nie chcą, aby kompromitujące dane o ofiarach trafiły do publicznej sfery, np. którzy z oficerów byli donosicielami, a którzy nosicielami chorób wenerycznych, a jeszcze inni – homoseksualistami. Część polskich historyków uważa, że Rosjanie boją się przede wszystkim ujawnić dokument, który zawiera uzasadnienie zamknięcia rosyjskiego śledztwa ws. zbrodni katyńskiej z 2004 roku. - Najwyraźniej ta decyzja zawiera tak kompromitujące sformułowania, że strona rosyjska boi się, że wywołałoby to skandal międzynarodowy, gdyby to zostało ujawnione – stwierdził prof. Dudek.
  Rozmawiając nieoficjalnie z Rosjanami, którzy starają się obiektywnie oceniać obecną rosyjską władzę, poznałem hipotezę tłumaczącą niechęć do ujawnienia wszystkich akt katyńskich… fałszerstwem ekipy Borysa Jelcyna, która chciała za wszelką cenę skompromitować konkurencyjną radziecką partię komunistyczną, aż fałszowała katyńskie dokumenty, aby jak najbardziej uwalić kompartię i zakazać jej działania w Rosji. A teraz nie chcą, aby to fałszerstwo wypłynęło. Słyszałem też tłumaczenie o niechęci przekazywania Polsce niezbitych dowodów zbrodni, aby nie mogła ona potem sądzić się i domagać wielomiliardowych odszkodowań. W tym miejscu warto przytoczyć słowa prof. Jerzego Łojka: „Należy zdecydowanie odrzucić postulat wypłacania odszkodowań rodzinom ofiar Katynia. Mord 1940 nie ma ceny, którą można by go odkupić”.

      W Rosji nic nie jest niemożliwe, ale ja mam swoje, intuicyjne wytłumaczenie „wiecznego” utajnienia pozostałych akt katyńskich.
      Kilka lat temu trafiłem na arcysowieckie, stalinowskie wręcz forum ursa-tm.ru, gdzie dyskutuje wielu wyznawców Związku Radzieckiego, w tym jego niewinności w sprawie Katynia. Otóż w sporach o sprawstwo Zbrodni zawsze podnosili oni argument o niemieckiej broni i amunicji, nieposiadanej przez aparat wykonawczy NKWD, o szpagacie, którym wiązano ofiary, którego nie było wtedy w ogóle na terytorium ZSRR (w co uwierzyć nie trudno, bo dużo rzeczy nie było wtedy na na terytorium ZSRR) oraz na dokładne, wręcz pedantyczne ułożenie zwłok w mogiłach katyńskich – „U nas tak nie chowano trupów po egzekucjach, po prostu wrzucano do dołów, bez żadnego układania” (w to akurat, znając sowieckie niedbalstwo i bałagan, skłonny byłem uwierzyć najszybciej). Wszystkie te argumenty miały dowodzić nie sowieckiego, a niemieckiego autorstwa tej zbrodni.

   Ale przeciw niemieckiemu wariantowi 1941 przemawiają takie niepodważalne argumenty jak to, że nikt nie widział jakiegokolwiek śladu życia zamordowanych oficerów (wg Stalina w grudniu 1941 „zbiegłych do Mandżurii”) od wiosny 1940, żadnego – listu, grypsu, potwiedzenia wydania jedzenia, bądź nałożenia kary, przebiegu służby wartowniczej, niczego. Również ciepła odzież, w której znaleziono ciała wyklucza czas egzekucji „niemiecki” – lato 1941, a jeszcze bardziej udowadnia to brak jakichkolwiek letnich insektów, które latem w bagnistym lesie być musiały! Jeszcze bardziej niewiarygodna jest wersja niemiecka 1941 dla „bliźniaczych” katyńskiemu miejscom egzekucji pod Charkowie – tam Niemcy dotarli dopiero późną jesienią 1941 i pod Twerem – tam Niemców w II wojnie światowej w ogóle nie było. 

    Pakt Ribbentrop-Mołotow zawarty 23 sierpnia 1939 w Moskwie był bez wątpienia zmową dwóch bandytów. Masowych zbrodniarzy, ale to przecież nie zmienia hersztowskiego charakteru tego układu. A jak zwyrodniali, okrutni przestępcy podkreślą zawiązanie mającej ich wiązać umowy? Mordem założycielskim. Wspólna militarna agresja i polityczny rozbiór Polski nie potępione przez sojusznicze mocarstwa zachodnie (w dużej mierze z winy rządu Rydza-Śmigłego i Sławoja-Składkowskiego) nie były jeszcze takim spoiwem nie do rozerwania. Zbrodnia łamiąca wszelkie prawa ludzkie i międzynarodowe – owszem.
    Nieprzypadkowo oba lustrzano podobne („pokrewne” jak to ujął Stalin w przemówieniu 10.03.1939) totalitaryzmy rozpoczęły jednocześnie antyinteligenckie akcje skierowane przeciw kierowniczej warstwie narodu polskiego (niemiecka Intelligenzaktion, definiowana również jako AB-Aktion i deportacje polskiej ludności na Syberię i kazachskie stepy, oraz Zbrodnia Katyńska).
     Oprócz znanych szerzej wspólnych konferencji Gestapo i NKVD, m.in. w Krakowie i Zakopanem doszło to spotkania na szczycie prawych rąk obu wodzów - marszałka ZSRR Berii i Reichsführer-SS Heinrichem Himmlerem w Puszczy Rominckiej (niedaleko Gołdapi) w lutym 1940 r.  
            
Informacje o tym spotkaniu są oparte m.in. na złożonych w 1948 roku zeznaniach SS-Hauptsturmführera Waldemara Macholla, który w 1940 roku dowodził niemieckim posterunkiem granicznym w Suwałkach. Macholl relacjonował, że trzy samochody wiozące Berię przyjechały drogą z Augustowa do wsi Szczebra. W tym samym czasie do Szczebry przyjechał od strony Suwałk opancerzony Mercedes-BenzHimmlera i wóz z eskortą oficerów Gestapo. Jeden z samochodów radzieckich przekroczył granicę, po czym Beria przesiadł się do limuzyny Himmlera i odjechał do Romint wraz z eskortującymi go autami. Z dworu myśliwskiego Göringa dla bezpieczeństwa zostali wcześniej usunięci wszyscy cywile, a ich miejsce zajęli funkcjonariusze SS. W spotkaniu tym uczestniczył gauleiter Prus Wschodnich Erich Koch (dziwne są jego  powojenne losy!)

   W kilka tygodni później rozpocząły się egzekucje polskich oficerów - 3 kwietnia 1940 r.
Czy mógł być to przypadek?

Dodajmy takie dziwne odkrycia na miejscy Katyńskiej Zbrodni jak:
+ niemiecka broń (wygodniejsza przy takiej „stachanowskiej” liczbie do oddzielnego zabicia)
+ niemiecki szpagat używany do krępowania ofiar,
+ niemiecki porządek przy ukrywaniu ciał (pewnie racjonalizatorska rada radzieckiemu sojusznikowi, po rosyjsku brzmi lepiej = racjonalizatorskij sowiet sowietskomu sojuzniku = рационализаторский совет советскому союзнику.

   Bardzo zagadkowe jest potraktowanie zarówno przez Niemców, jaki potem przez Sowietów tzw. „willi NKWD”. Nie wpuszczono do niej żadnej komisji, ani z Czerwonego Krzyża w 1943 r., ani komisji Burdenki. Prawdopodobnie tam została zamordowana większość ofiar.


Wyburzona przez Sowietów do fundamentów „willa NKWD”. Dostęp do jej umiejscowienia jest nadal niemożliwy.

Trzech młodych badaczy Katynia z Polski i USA (Michał Synoradzki, Jacek Grodecki  i Victoria Plewak) uważa za bardzo tajemnicze, że Niemcy twierdzili, że wszyscy polscy oficerowie zostali zastrzeleni nad dołami śmierci - skąd mogli o tym wiedzieć?


Precedens wspólnych egzekucji urządzanych przez nazistów i NKWD przypomina Wiktor Suworow w książce „GRU. Sowiecki wywiad wojskowy”. Były to mordy niemieckich komunistów z KPD pod Moskwą w 1940 r. z okresu przyjaźni i zaufania między dwoma zwycięskimi mocarstwami. 

  Wspólne szkolenia NKWDzistów i Gestapowców były prowadzone w ZSRR w 1939-40 r. na pewno w Leningradzie i na pewno w Nowosybirsku, o czym opowiadał mi osobiście wiarygodny świadek (były kapitan KGB).

Są wiarygodne świadectwa, nawet od proniemieckich świadków, że  oni wtedy tam byli: 
„Leon Kozłowski (żarliwy zwolennik współpracy z Niemcami), po ujawnieniu zbrodni katyńskiej, tak jak wielu innych Polaków został przez Niemców zawieziony na miejsce ekshumacji zwłok, i po powrocie złożył w tej sprawie oświadczenie potwierdzające, że mordów dokonali Sowieci. Dodatkowym, niewykorzystanym dotąd w pełni przyczynkiem do wyjaśnienia zbrodni katyńskiej było ujawnienie poszlak wskazujących na współpracę ZSRR z Niemcami.
Z rozmów Kozłowskiego z rosyjskimi chłopami wynikało, że w czasie, gdy do lasku katyńskiego przywożono polskich jeńców wojennych, w pobliskiej willi NKWD przebywali oficerowie niemieccy.
  http://wgp.salon24.pl/343444,leon-kozlowski-premier-ii-rp

   „W lesie katyńskim był Kozłowski w maju 1943 roku. Po rozmowach z miejscowymi chłopami twierdził później, że podczas mordowania polskich jeńców wojennych w kwietniu 1940 r. w willi należącej do NKWD, a znajdującej się niedaleko miejsca zbrodni, przebywali jacyś niemieccy oficerowie. Było to, według niego wynikiem porozumienia sowiecko- niemieckiego, to znaczy, że Niemcy wiedzieli od początku o zbrodni katyńskiej, która była wspólnie ukartowaną przez okupantów akcją”. Selim Chazbijewicz, historyk

  Dlaczego Rosja miała by z całych sił odżegnywać się od sowiecko-nazistowskiej współpracy w ludobójstwie Polaków nawet po 70 latach po jej zakończeniu?

   Otóż rozwaliło by to całą narrację historyczną putinowskiej, postsowieckiej Rosji, w której Zwycięstwo nad nazizmem (zwanym tam potocznie dla zamęcenia w głowach „faszyzmem”) jest największym powodem do chluby z sowieckiej przeszłości.
   A pakt Ribbentrop-Mołotow i współdziałania z Hitlerem tłumaczone są jako wymuszoną w Monachium konieczność i świetne taktyczne zagranie na odwleczenie niemieckiej napaści, dla zyskania czasu i terenu. Dla Pobiedy! Dowolną ceną! - jak powtarzało się tam za Stalina i powtarza się do dziś. Dowolną ceną!

    Gdyby wyszło na jaw tak spektakularnie i symbolicznie, że nie tylko metody, ale i cele Związek Sowiecki miał w tym czasie identyczne oraz że wspólnie zajmowali się „ostatecznym rozwiązaniem kwestii polskiej inteligencji”, to cały obraz roli imperium Stalina w rozpętaniu II wojny światowej runął by haniebnie. „Dowolna cena" podrożała by do nieusprawiedliwialnego moralnie wspólnego ludobójstwa z „faszystowskimi" zbrodniarzami.
    A na to reżim byłego podpułkownika KGB, który osobiście i publicznie określił rozpad ZSRR „największą katastrofą geopolityczną w XX wieku”, nie może sobie pozwolić.
_____________________________________________________________________
(Tekst powyższy został napisany we wrześniu 2012 roku, a 4 marca tego roku napotkałem (właściwie mój wierny czytelnik i natchnienie zarazem skierował mnie) na ciekawe potwierdzenie moich przypuszczeń w artykule pana Andrzeja Owsińskiego:
(...)  prawdziwa przyczyna mordu katyńskiego, co do której jest całkiem możliwe, że nie ma i nie było nigdy pisanych dokumentów, a wyłącznie ustne polecenia Stalina wydane Berii.
Wszystko, co było napisane stanowiło zaś wyłącznie materiał wykonawczy, jego wartość nie polega na walorach decyzyjnych, a głównie na formie, która zawiera określone intencje.
Powstaje pytanie: jakie intencje mogły powodować nadanie tak specyficznej formy ujawnionym dotąd dokumentom katyńskim?
Trzeba wiedzieć, że w dotychczasowej praktyce bolszewickiej dokonywania masowych mordów nie było angażowane biuro polityczne WKP/b/, ograniczano się bowiem do podpisywania list proskrypcyjnych, lub ogólnych decyzji podpisywanych przez poszczególnych członków politbiura, sekretariatu, lub przedstawicieli miejscowych władz partyjnych.
Sprawa katyńska stanowi wyjątek, tylko na czyj użytek?
Kto mógł być adresatem takiego dokumentu? W Sowietach nie był on publikowany, zresztą nie było tam żadnego adresata, który mógłby być partnerem w takiej korespondencji, dla historii też tego nie przeznaczono skoro do końca istnienia ZSRS tego dokumentu nie ujawniono.
Jeżeli się jednak weźmie pod uwagę okoliczności, w których decyzja została podjęta to logicznie nasuwa się jedyny adresat – Hitler. I dlatego właśnie była potrzebna taka forma decyzji.
 Wszystko wskazuje na niebywały pośpiech, w jakim postępowano w tej sprawie, a brak jakiejkolwiek dyskusji czy nawet zapytań na posiedzeniu / w niekompletnym składzie/ politbiura 5 marca 1940 roku nie mówiąc już o tym, że ze stanu dokumentacji wynika, że wszystko miało miejsce jednego dnia, świadczy o tym, że chodziło tylko o „pokazówkę”.

Sytuacja polityczna i militarna koniec lutego 1940 r.
W dotychczasowych badaniach okoliczności popełnienia zbrodni katyńskiej pominięto bardzo istotny element ówczesnej sytuacji militarnej i politycznej.
We wrześniu 1939 roku Stalin odniósł największy triumf polityczny w jego przekonaniu, zrealizował się jego plan wywołania krwawej wojny w Europie bez udziału Sowietów, które w końcowej fazie po wykrwawieniu Europy będą mogły bez trudu pójść na zachód tak daleko jak tylko się da choćby i do Hiszpanii. Stanowiło to kontynuację nieudanej wyprawy Lenina w 1920 roku i było przygotowane z wielkim nakładem sił i kosztów począwszy od Rapallo, przez umożliwienie Hitlerowi dojścia do władzy, oddania mu Hiszpanii, odrzucenia ofert stworzenia zjednoczonego frontu antyhitlerowskiego i ukoronowania tego dzieła paktem Ribbentrop – Mołotow.
Był to plan jednostronny bez żadnej alternatywy, nie przewidywał najprostszego zagrożenia w postaci możliwości dogadania się aliantów zachodnich z Niemcami i skierowania niemieckiej agresji przeciwko Sowietom.
We wrześniu 1939 roku wszystko układało się po jego myśli, wojna wybuchła z udziałem Anglii i Francji, Polska padła i umożliwiło to dogodne przesunięcie sowieckich granic na zachód i tylko trzeba było czekać na powtórkę krwawej masakry na zachodnim froncie. W międzyczasie można będzie połknąć z niemiecką akceptacją Finlandię i kraje bałtyckie.
Tymczasem czas niebezpiecznie zaczął się wlec, wojna z Finlandią skompromitowała czerwoną armię, upływało pół roku od rozpoczęcia wojny, a na zachodzie nic się nie działo, nagle pojawiło się niebezpieczeństwo, że tej wojny może nie być i w tej sytuacji przyjdzie mu stanąć samemu wobec możliwości niemieckiej inwazji.
Ktoś inny na jego miejscu uznałby swój błąd zawarcia umowy z Niemcami i szukałby natychmiast porozumienia z aliantami, ale Stalin wiedział, że jego siłą jest jego „nieomylność” i dlatego postanowił pójść na pogłębienie przyjaźni z Hitlerem czyniąc wszystko, co możliwe ażeby zdobyć jego zaufanie.
Obawiał się, że to zaufanie może być nadszarpnięte różnymi posunięciami, jak choćby zrezygnowanie z okupacji części ziem polskich według podpisanego przezeń planu podziału Polski, jako załącznika do paktu z 23 sierpnia, włączenia pozostałych na zasadzie „plebiscytu” do sowieckich republik Ukrainy i Białorusi, czego oczywiście traktat nie przewidywał, a co mogło być odczytane, jako chęć tworzenia dalszych takich „republik” z polską na czele, co zresztą stanowiłoby kontynuację planów z 1920 roku.
Niezależnie, zatem od intensywnego zaopatrywania Niemiec w surowce należało poczynić jakieś gesty zapewniające Hitlera o najwyższej lojalności ze strony Stalina.
Takim narzucającym się aktem byłoby dostarczenie dowodu na rezygnację z jakichkolwiek planów w stosunku do Polski, należało, zatem jak najrychlej wyprodukować dowód całkowitego spalenia mostów w stosunku do Polski. Ponadto należało wykazać się gorliwością w wypełnianiu wspólnego z Niemcami zobowiązania niszczenia polskich elit, w której to kwestii mógł uznać, że ma zaległości mimo licznych aresztowań, masowych wywózek, a nawet przypadków rozstrzeliwań Polaków.
   Ze wspólnych konferencji NKWD i Gestapo miał informacje o niemieckich postępach w tym przedmiocie, a szczególnie o masowych mordach dokonywanych na polskiej inteligencji. Żeby „wyrównać parytety” należało dokonać czegoś podobnego dając dowód najwyższego stopnia lojalności wobec Hitlera.      
Zgromadzeni w „jenieckich” obozach NKWD polscy oficerowie, policjanci, funkcjonariusze państwowi i inni przedstawiciele polskiej inteligencji nadawali się, jako ofiary takiej akcji zarówno ze względu na swoje walory jak i fakt zgromadzenia w kilku ośrodkach w liczbie dostatecznej ażeby mogła być traktowana, jako wystarczająca dla wypełnienia zobowiązania.
Warunkiem istotnym dla tego przedsięwzięcia była możliwość niemal błyskawicznego jego dokonania w celu uwiarygodnienia się w oczach adresata w chwili najważniejszej, ewentualnego podejmowania decyzji wojennych.
Koniec I i początek II kwartału 1940 roku był właśnie tym okresem, Stalin aż do 9 kwietnia nie miał pewności, co zrobi Hitler, ale nawet rozpoczęcie w tym czasie kampanii skandynawskiej nie świadczyło jeszcze o podjęciu decyzji ofensywy na zachodzie. Pewność uzyskał dopiero 10 maja, chociaż reakcja Anglików na inwazję Norwegii mogła napawać pewną dozą optymizmu, że jednak oczekiwana rzeźnia na zachodzie Europy się spełni.
Oczywiście, że wtedy kontynuowanie mordu katyńskiego już nie miało sensu i dlatego II Kozielsk i inne obozy zorganizowane z Polaków internowanych w zajętych przez bolszewików krajach bałtyckich mimo spełniania warunków wymienionych w decyzji z 5 marca 1940 roku, nie zostały wymordowane.
Z bolszewickiego punktu widzenia nieograniczonego żadnymi względami moralnymi czy zobowiązaniami prawnymi, posiadanie żywych jeńców, a raczej więźniów takich, jacy znaleźli się w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku leżało w sowieckim interesie.
Stanowili, bowiem cenny zespół zakładników, który mógł się okazać przydatny przy różnych okazjach, byli źródłem wielu ważnych informacji w różnych dziedzinach, mogli być wykorzystani, jako wybitni specjaliści, a ostatecznie, jako darmowa siła robocza, której brakowało w sytuacji intensywnych zbrojeń.
Tryb prowadzonych śledztw w stosunku do poszczególnych osób wskazywał na typowe dla metod GPU rozłożenie w czasie. Polacy poddani śledztwu znajdowali się dopiero w pierwszej jego fazie, pierwszym kręgu jakby to określił Sołżenicyn, warunki obozowe w porównaniu do innych sowieckich kaźni były jeszcze znośne, nie stosowano tortur.
Z mojego własnego doświadczenia z aresztu NKWD i UB mogę wnosić, że był to typowy dla spraw nie ujawnionych z miejsca, tryb postępowania polegający na coraz bardziej szczegółowym wnikaniu w życiorys, wychwytywaniu pretekstów do stawiania ogólnych zarzutów i namawiania do współpracy. Powodzenie w tym etapie mogło, ale nie musiało zakończyć śledztwa, niepowodzenie, czyli uznanie, że badany wykazuje opór – powodowało przejście do następnego, znacznie cięższego etapu wraz ze wszystkimi akcesoriami czekistowskiej metody śledczej.
     Ze stanu dokumentacji, o jakim wiemy z relacji tych, którzy ocaleli, śledztwo w stosunku do poszczególnych osób toczyło się przez cały czas i nic nie wskazywało na to, że ma się wkrótce zakończyć. Sam fakt prowadzenia protokólarnych przesłuchań przez NKWD świadczy o tym, że przetrzymywani w obozach nie byli uważani za jeńców wojennych / zresztą nie było formalnie ogłoszonego stanu wojny między Polską a ZSRS/, a za więźniów, przeciwko którym prowadzi się postępowanie śledcze w celu przygotowania aktu oskarżenia.
Niezależnie od tego czy w poszczególnych przypadkach miało dojść do rozprawy sądowej, śledztwo dostarczało wielu cennych dla sowieckich władz informacji i z tego względu jego kontynuowanie było celowe.
Tymczasem cały ten wielki trud śledczy został nagle przerwany, a rezultaty w dużej mierze zmarnowane. W tych okolicznościach należy odrzucić tezę o podjęciu decyzji o rozstrzelaniu więźniów w wyniku przeprowadzonego śledztwa wykazującego absolutnie wrogie do Sowietów nastawienie przesłuchiwanych. Z takim postawieniem sprawy nie mogliby się pogodzić prowadzący śledztwo ze swoim szefem Berią na czele, świadczyłoby to o ich nieudolności. Z praktyki sowieckiej i stanowiska samego Stalina wiadomo, że celem śledztwa było przede wszystkim złamanie moralne więźniów i do tego służyła odpowiednia gradacja „intensywności” przesłuchań, a do tego była jeszcze daleka droga, a jak wiadomo NKWD miało dostatecznie dużo czasu do dyspozycji żeby ją odbyć.
Taka była praktyka stosowana powszechnie i nie stosowano od niej odstępstw z wyjątkiem tego jedynego przypadku.
      
Wszystkie dywagacje na temat powodu zbrodni katyńskiej usiłujące poszukiwać jej przyczyn w akcie zemsty za rok 1920, wrogim nastawieniem do ZSRS, czy obawą, że Hitler zażąda ich wydania w celu użycia w ewentualnej wojnie przeciwko Sowietom świadczą jedynie o naiwności takiego rozumowania lub wręcz o woli wytłumaczenia Stalina przed sowieckim narodem w przypadku ewentualnego ujawnienia tej zbrodni.
 
Ślady współpracy między Gestapo i NKWD pozostały po dzień dzisiejszy, dotyczą one jednak wyłącznie fragmentów, brakuje kompletnej dokumentacji w źródłach niemieckich, bo posowieckie są ciągle niedostępne.
Fakt używania niemieckich pistoletów Walther 7,65 PP i niemieckiej amunicji świadczy wprawdzie o przyjacielskiej przysłudze Gestapo, ale nie wyjaśnia wielu spraw podstawowych. Nie jest wykluczone, że wyjaśnienia te znajdowały się w aktach berlińskiego Gestapo ukrytych na Dolnym Śląsku, które były penetrowane przez oddziały Smiersza, ale też i przez ekipę Jaroszewicza. Tajemnicze zamordowanie w podobnych okolicznościach wszystkich trzech uczestników tej wyprawy: -Jaroszewicza, Fonkowicza i Stecia świadczyłby o tym, że natrafili oni na trop jakiejś szczególnej sprawy aktualnej do dnia ich śmierci, a może i do dziś.
Nie mogły być to żadne sprawy personalne gdyż te zdezaktualizowały się już dawno, a pozostałe, o których się mówi nie łączą wymienione osoby.
 
Jest ciągle tylko jedna sprawa, w której współczesny reżim moskiewski jest związany z sowiecką przeszłością. Jest nią nieustający kult Stalina, jako wielkiego, chociaż srogiego, a nawet okrutnego wodza, podobnie jak Iwana Groźnego. Kult ten jest wzorcem dla obecnej władzy, a szczególnie dla osoby Putina, zarzuty okrucieństwa i pastwienia się nad narodem wcale go nie umniejszają, natomiast ujawnienie, że zbrodnia katyńska została dokonana ze strachu i służalczego stosunku do Hitlera ze strony Stalina już byłoby nie do zniesienia nawet dla bardzo cierpliwych Rosjan.
I to jest najistotniejszy powód, dla którego nie mogą być ujawnione dokumenty w tej sprawie poza nielicznymi dokumentami wykonawczymi z protokółem z 5 marca włącznie.
W niemieckich aktach powinny się znaleźć informacje na temat stalinowskiego przekazu a raczej raportu do wiadomości Hitlera. Jedynym kanałem, jakim mogło to być przesłane był kanał NKWD – Gestapo. Nie wyklucza to również udziału Niemców, jako obserwatorów i doradców w dziele mordowania, a lokalizacja miejsc dokonywania mordów świadczy o tym, że bolszewikom nie zależało na specjalnym ukryciu zbrodni. Na Syberii jest ciągle dostatecznie dużo miejsc, które do dziś są niedostępne nikomu z zewnątrz.
Gości z Gestapo nie wypadało zapraszać do nich, ale do Smoleńska, Charkowa czy Tweru jak najbardziej.
Pewnym sygnałem o niemieckiej świadomości sprawy jest notatka Haldera w pisanym na gorąco dzienniku, w którym w przeddzień ofensywy na zachodzie zapisuje z wyraźną ulgą, a nawet satysfakcją „Rosja jest z nami”. Mogła go o tym przekonać informacja z Gestapo.
 
Uporczywe domaganie się brakującej dokumentacji od strony rosyjskiej jest wskazane, ale jak na razie z nikłymi szansami na realizację. Natomiast warto poczynić odpowiednie poszukiwania po stronie niemieckiej gdzie już natrafiono na wiele śladów różnych, zdawałoby się zaginionych spraw. Nawet w aktach norymberskich, szczególnie w tych, które nie weszły do oficjalnej dokumentacji procesu /exemplum sprawa katyńska/ mogą być jakieś ślady niemieckiego stanu wiedzy na ten temat.
5-marca-1940-r-decyzja-stalina-o-zbrodni-katynskiej

Min.Kultury nie da pieniędzy na Muzeum Piaśnicy'1939 - pomorskie

Minister kultury z PO Zdrojewski popiera ideę powstania w Wejherowie muzeum ofiar mordu piaśnickiego, ale nie przekaże na ten cel dotacji. W liście do inicjatorów powstania placówki sugeruje, że sprawą powinien zająć się np. lokalny bądź regionalny samorząd.
 
Dziwne brzmi to oświadczenie w kraju, w którym nie brakuje funduszy na przypominanie o Zbrodni Katyńskiej (zamordowaniu oficerów Wojska Polskiego, którzy poddali się Sowietom) niemal na każdym kroku, w każdym mieście, choćby pośrednio lub wcale nie związanym z tym tematem, nawet przez brak zamieszkałych w nim potomków ofiar tej zbrodni...
 
Przypomnijmy, że tenże resort kultury wsparł polsko-rosyjską produkcję Pasikowskiego "Pokłosie", a żałuje środków na muzeum ofiar za wierność Polskości ...
 
Przy okazji ciekawy temat rosyjskiego dofinansowania filmów (w tym i polskiego "Pokłosia") - reżyser A.Mindadze chciał nakręcić film "Miły Hans, drogi Piotr" o sowiecko-niemieckiej przyjaźni pierwszych dwóch lat II wojny światowej 1939-41. Minkulta, znany stalinista Miedinski Władimir zażądał przeniesienia czasu akcji filmu na bardziej odległe od II wojny lata 20/30-te, inaczej nie dostanie film dotacji. Reżyser się sprostytuował.
Tak to się robi w tuskowym ideale - putinolandii.
 
Może Muzeum Piaśnickie uzyskało by ministerialne dotacje, gdyby wzorem innych instytucji przekazywały następującą narrację - 1.IX.1939 nazistowskie państwo napadło ze wszystkich 3 stron na faszystowską Polskę, której uciskani Ukraińcy, Białorusini i Żydzi zostali wyzwoleni przez zwycięską Armię Czerwoną. A mordy piaśnickie są prowokacją wymierzoną w sojusze i przyjaźń między narodami...

"41 instytucji podległych Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego otrzymało w 2012 r. od resortu 756 mln zł. To o 12 proc. więcej niż w 2011 roku – poinformowała podczas posiedzenia sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu wiceminister kultury Małgorzata Omilanowska.
    Te jednak już wcześniej podkreślały, że nie są w stanie podołać finansowo zadaniu, mimo że popierają pomysł. Muzeum chcą utworzyć potomkowie rodziny, której członkowie zostali zamordowani przez hitlerowców w Lasach Piaśnickich w 1939 r.
     Na siedzibę proponują swój dom w Wejherowie. W czasie wojny była tu lokalna siedziba gestapo. Stąd zarządzano organizacją mordów w Piaśnicy, a w piwnicach domu magazynowano odzież i inne przedmioty zabrane ofiarom.
           

    Na przełomie 1939 i 1940 roku hitlerowcy zamordowali od 12 do 14 tys. osób, głównie Polaków, inteligentów i działaczy. W miejscu mordu znajduje się dziś symboliczny cmentarz z krzyżami oznaczającymi masowe groby.
                   
 
Przed dwoma laty w Wejherowie, w miejscu, gdzie zjeżdża się z głównej drogi w kierunku cmentarza, stanęła też symboliczna Brama Piaśnicka. Proponowany na muzeum dom stoi naprzeciw Bramy Piaśnickiej. Dom zbudował w latach 20. ubiegłego wieku Franciszek Panek, zmarły kilka lat przed II wojną światową lekarz i lokalny działacz. W 1939 r. willę zajęli Niemcy, a po wojnie wróciła do potomków rodziny doktora Panka. Chcą oni sprzedać dom na siedzibę przyszłego muzeum.

Pomysł utworzenia placówki poparły m.in. miejscowy samorząd, marszałek woj. pomorskiego, zrzeszające rodziny ofiar Stowarzyszenie Rodzina Piaśnicka, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, gdański IPN, a także miejscowi posłowie, w tym Jerzy Budnik oraz dyrekcja Muzeum Stutthof

http://www.radiogdansk.pl/index.php/wydarzenia/item/4198-minister-zdrojewski-nie-da-pieniedzy-na-nowe-muzeum-w-wejherowie.html

Grześ Giz3miasto upomina się o pamięć dla tego mniej znanego Katynia, gdzie wymordowano prawie całą pomorską inteligencję. Ma rację, powinniśmy zadbać o pamięć o Piaśnicy. Nikt inny za nas tego nie zrobi.

Witek
O mnie Witek

  "..kilka Twoich powstańczych tekstów pisanych w sierpniu 2009 i Twoje komentarze i interpretacja faktów w tym opis próby połączenia Starego Miasta z Żoliborzem są niesamowite. Powiem szczerze, że te Twoje teksty, wraz z książką Zbigniewa Sadkowskiego "Honor i Ojczyzna", należały do głównych motywów mojego zainteresowania się szczegółami." ALMANZOR 22.08 ..."notki Witka, które - pisane na dużym poziomie adrenaliny - raczej się chłonie niż czyta." " Prawda o Powstaniu, rozpoznawana na poziomie wydarzeń związanych z poszczególnymi pododdziałami, osobami, czy miejskimi zaułkami ma niespodziewaną moc oczyszczania Pamięci z ideolog. stereotypów i kłamstw. Wszak Historia w gruncie rzeczy składa się z prywatnych historii. Prawda na poziomie Wilanowskiej_1 jest dużo bardziej namacalna i bezdyskusyjna niż na poziomie wielkiej polityki. Spoza Pańskiego tekstu wyłania się ten przedziwny napęd Bohaterów, o których Pan pisze. I nawet ten najgłębszy sens Ofiar, czynionych bez patosu i bez zbędnych górnolotności" JES pod "Dzień chwały największej baonu "Zośka" "350 lat temu Polakom i Ukraińcom zabrakło mądrości, wyrozumiałości, dojrzałości. Od buntu Chmielnickiego rozpoczął się powolny upadek naszego wspólnego państwa. Ukraińcy liczyli że pod berłem carów będzie im lepiej. Taras Szewczenko pisał o Chmielnickim "oj, Bohdanku, nierozumny synu..." Po 350 latach dostaliśmy, my Polacy i Ukraińcy, od losu drugą szansę. Wznieść się ponad wzajemne uprzedzenia, spróbować zrozumieć że historia i geografia dając nam takich a nie innych sąsiadów (Rosję i Niemcy) skazały nas na sojusz, jeżeli chcemy żyć w wolnych i niepodległych krajach. To powrót do naszej wspólnej historii, droga oczywiście ryzykowna na której czyha wiele niebezpieczeństw(...) "Более подлого, низкого, и враждебно настроенного к России и русским человека чем Witek, я в Салоне24 не видел" = "Bardziej podłego, nikczemnego i wrogo nastawionego do Rosji i Rosjan człowieka jak Witek, w Salonie24 nie widziałem" AKSKII 13.2.2013

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura