Włodzimierz Pańków Włodzimierz Pańków
1253
BLOG

Czy w naszym świecie ma miejsce jakiś postęp?

Włodzimierz Pańków Włodzimierz Pańków Obyczaje Obserwuj temat Obserwuj notkę 57

Przyszedł weekend więc może, po trudnych, rozliczeniowych tematach - które, jak widać, nudzą, jeśli nie mają jakiegoś,kontrowersyjnego "oblicza" - może jakiś lżejszy, choć, moim zdaniem, ważny temat. Temat postępu. I od razu ostrzegam - tytułem zachęty do czytania notki, że nie będą to poważne, nudne, historiozoficzne polemiki z moimi, bardziej rozgarniętymi kolegami, którzy temat kryzysu idei postępu podjęli już dawno, zanim zostali posłami czy dyrektorami...

Obiecuję, że w przeciwieństwie do nich - ja podejmę temat w sposób lekki, niedramatyczny ("kryzys idei postępu"), raczej optymistyczny, a nawet frywolny, posługując się zresztą konkretnymi przykładami, które posłużą - co mam nadzieję - za dobrą ilustrację tego poważnego problemu, o którym mówi tytule mojej notki. Przykłady wezmę z bieżących moich obserwacji otoczenia, bliższego i dalszego.

I przykłady nie będą ani ze sfery polityki, ani gospodarki, ale z dziedzin ogólnocywilizacyjnych, bezpośrednio nas - a przynajmniej niektórych z nas - dotyczących...

Chodzi o odwieczny temat ludzkiego, a w zasadzie - kobiecego ciała, a właściwie jego widoku czy wizerunku oraz temat obecności...psów w naszym, osobistym i społecznym życiu. No i, oczywiście, o relacje pomiędzy nimi a procesami tzw. postępu.

Jako człowiek dość długo żyjący (72 lata) byłem świadkiem i "beneficjantem" - ze tak powiem (i to z "a", a nie z "e", jak wolą niektórzy) - "postępowych" zmian w widoku i wizerunku kobiet, oczywiście, "występujących" mniej lub bardziej publicznie.

I muszę od razu stwierdzić, że w tym okresie, pomiędzy czasami J.Stalina a czasami A. Smolara (równie długo jeden był, a drugi jest "u władzy", mimo "demokratyzacji"), nastąpiły, jak się to mówi,"kolosalne" zmiany w tej dziedzinie.

Jako dziecko, które spędziłem na "bardzo "głębokiej", sowieckiej wsi, bez elektryczności, radia - a tym bardziej - telewizji, kościoła ani cerkwi (były "magazynami"), a nawet sklepu - widywałem kobiety dość "szczelnie opatulone", w większości pór roku, jedynie latem młodsze z nich nosiły dość "frywolne", kwieciste sukienki. Zresztą, ze zrozumiałych względów, wtedy jeszcze mnie kobiece ciało tak bardzo nie interesowało...czochach "ze szwem"

Wczasach mojej wczesnej i bardziej zaawansowanej młodości, po przerzuceniu mnie, wskutek "zmowy" Gomułki i Chruszczowa, do zachodniej, tzn. PRL-owskiej cywilizacji, zacząłem oglądać kobiety wyglądające znacznie bardziej atrakcyjne. I na Ziemiach Zachodnich, gdzie spędziłem prawie 7 lat, i w Stolicy, gdzie jako 17 letni "słoik" wylądowałem, trochę przypadkowo ale chyba zasłużenie, na studiach.

Wtedy kobiety nie były jeszcze tak bardzo "zmaskulinizowane" jak dzisiaj, rzadko chodziły w spodniach, raczej luźnych, a głównie - w sukienkach i spódnicach. Przedmiotem męskiego - w tym i mojego - były głównie łydki, czasami w pończochach "ze szwem", no i piersi, jeśli były znaczące i eksponowane, ale, oczywiście, dość szczelnie ukryte, nawet na plaży. Epoka "bardotek" dopiero się zaczynała...

Potem przyszła epoka "walki" o nagie kolana i uda, zarówno dla kobiet, jak i dla nas, mężczyzn spragnionych widoku tych "pyszności", raczej zwycięska. Na plażach coraz bardziej było widać to, czego nie zakrywały wspomniane "bardotki". Jakby kontynuacją, a także zwieńczeniem tych tendencji były i są tzw. "stringi", niekiedy również na plażach, ale także w mediach (telewizja, portale itp.), no i "toplessy".

Co się dzieje ostatnio, w tym sezonie. Będąc dość długo nad Bałtykiem zauważyłem - stary ale wciąż wrażliwy "zbereźnik" - że przyszedł czas na eksponowanie żeńskich pośladków, pojawił się taki "specjalny" krój strojów kąpielowych dla pań, jeszcze nie "stringi" ale już blisko. Po powrocie do Stolicy zauważyłem, że wspomniane części kobiecego ciała są coraz bardziej eksponowane również na ulicach, upowszechniły się bowiem bardzo kuse szorty, które eksponują to, co Francuzi nazywają "petit cul" a Rosjanie - "zadnica"...

Cierpliwie czekam na dalsze etapy czy fazy tego "postępu", który, jak pokazałem, trwa... Czasu mam jednak raczej niewiele.

No a co " w temacie psów"?  Do tematu podejdę raczej delikatnie i skrótowo, bo wiem, że wywołuje straszne emocje - kiedyś, kilka lat temu, o mało nie zostałem zlinczowany w pewnej restauracji, gdy zakwestionowałem obecność wielkiego, niezbyt miło pachnącego psiska. A gdy podniosłem kiedyś temat na tym blogu, pytając czy "społeczeństwo będące na dorobku", w którym żyje dużo niedożywionych dzieci - było to jeszcze przed "Dobra Zmianą" - może sobie pozwolić na utrzymywanie 7 mln (wtedy ich tyle, mniej więcej, było) - stałem się obiektem dość powszechnych i nie zawsze wybrednych ataków...

Przewidując podobną reakcję dzisiaj postawię tylko jedną tezę i jedną kwestię.

Po pierwsze, ekspansja "psiego żywiołu" nasila się w sposób coraz bardziej dynamiczny, widać to tzw. "gołym okiem", podejrzewam, że przybyło nam dalszych kilka milionów "pociech", może jest ich teraz jakieś 10 mln. Myślę, że jest to sygnał, że wbrew lamentom części polityków, socjologów i publicystów "polska klasa średnia" - bo to głównie jej przedstawiciele eksponują ten symbol statusu, jakim są rasowe, dobrze "wypasione" psy -  jest liczna, ustabilizowana  i gwałtownie rośnie w siłę i...zasoby.

Podstawy  dość powszechnego utyskiwania na wysokie podatki, składki i inne "daniny" na rzecz Państwa, wydają się więc dość słabe i wątpliwe...

No i "kwestia", a nawet wątpliwość, poniekąd obyczajowa ale i poważniejsza, rzec można, cywilizacyjna. Czy na prawdę jest rzeczą normalną coraz powszechniejsza obecność wspomnianych"pociech" w sklepach spożywczych, barach, restauracjach, "ogródkach" i innych miejscach publicznych? 

Tzw. Zachód przestaje dla nas być "wzorotwórczy", coraz częściej tych "zachodniaków" krytykujemy, a nawet "olewamy", a jednak nie mogę się powstrzymać przed wspomnieniem: spędziłem w Paryżu, "na wyrywki", ok. trzech lat, w różnych okresach ich modernizacji, i nie zauważyłem podobnej ekspansji "psiego żywiołu".

No ale wiadomo, Francuzi to egoiści, a my mamy dobre serca!

I na zakończenie, w podsumowaniu moich dywagacji: różne bywają "oblicza postępu", jedne z nich dają się lubić, inne - nie bardzo... Ale  jednak postęp trwa, wbrew lamentom filozofów i socjologów, nieprawdaż?.





Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (57)

Inne tematy w dziale Rozmaitości