Igor Janke przypomniał być może najsłynniejsze przemówienie Lecha Kaczyńskiego z Tbilisi, gdy rosyjskie czołgi szykowały się do zbrojnej interwencji i obalenia niepokornego wobec Rosji Saakaszwilego. Jest to również jeden z najmocniejszych głosów w historii III RP na temat polityki Putina. Dziś już wiemy, że brakuje w tym momencie zmarłego w Smoleńsku Prezydenta. Nawet, jeśli miałby w tej chwili przemawiać do rozsądku politykom zachodnim z pozycji byłej głowy państwa.
Siła Kaczyńskiego leżała przede wszystkim w analitycznym umyśle i odwadze. Wbrew opinii publicznej, presji międzynarodowej i powszechnym nastrojom w kraju potrafił mówić silnym, polskim głosem. Za to nie znosiła go administracja kremlowska na pasku Putina. Lech Kaczyński nie wchodził w zbyt zażyłe konwenanse z oficerami KGB, nie zapraszał ich do prywatnych rozmów, żaden z jego współpracowników nie spotykał się z postsowieckimi dyplomatami prywatnie w warszawskich kawiarniach. Rozumiał od początku zagrożenie, jakie niesie za sobą żniwo ekspansyjnej polityki Putina i doktryny, w którą święcie wierzy. Zginął w dramatycznych i jednocześnie symbolicznych okolicznościach, a po jego śmierci nastąpiła kolejna katastrofa - niemożność jego państwa do pełnego wyjaśnienia tragedii z 10 kwietnia i zaufanie do Putina, które do dziś stawia przywódców Platformy w randze zakładników prezydenta Rosji. Jego stanowczość i jednoznaczność poglądów powodowała, że nigdy by się w takiej sytuacji nie znalazł.
Dlatego z impetem ruszył na pomoc gruzińskiemu przyjacielowi, gdy Rosja zapragnęła prawdopodobnie puczu. Nie obchodziło go, czy rząd Donalda Tuska odda mu samolot, czy będzie świadkiem kolejnej walki o "krzesło". Lech Kaczyński zdawał sobie sprawę z pokornej i jednocześnie niebezpiecznej polityki rządu w stosunkach z Kremlem. Za odwagę w Tblisi był chwalony nawet przez Adama Michnika, a to wyjmuje jakikolwiek argument jego krytykom, którzy do dziś uważają wyprawę do Gruzji za "prywatną eskapadę", "nieodpowiedzialność" i "wymachiwanie szabelką", powtarzając tym samym przekazy dnia z rosyjskich mediów.
Nie twierdzę, że Kaczyński był prorokiem, dostrzegał to, co wielu specjalistów, sowietologów, znawców putinowskiej rosji. Wiedział, że napaść na Gruzję nie jest dziełem przypadku, a chodzi o ekspansję w Europie Środkowo-Wschodniej. Następnym celem musiała być Ukraina, a w dalszej kolejności są państwa bałtyckie i Polska w razie diametralnego sprzeciwu wobec gospodarczej i politycznej "współpracy". Miał ponadto u boku znakomitych specjalistów, z którymi spotykał się w Pałacu Prezydenckim, na seminarium w Lucieniu. Profesorowie Andrzej Nowak, Włodzimierz Marciniak, panowie Żurawski vel Grajewski czy Andrzej Grajewski - zasięgał rad najlepszych specjaliśtów w zakresie polityki rosyjskiej.
Z czyich rad za to korzysta Bronisław Komorowski, który na czele BBN postawił na generała Stanisława Kozieja, zajmującego się oglądaniem meczów i relacjonowaniem ich na Twitterze w czasie, gdy rozgrywają się tak ważne wydarzenia dla naszego regionu? Czy odbywają się nadal seminaria "lucieńskie"? Dlaczego od kilku miesięcy Komorowski wykonuje tylko telefony, smsy i ogranicza swą działalność do wyrażenia "głębokiego zaniepokojenia"? Przecież nie tylko dla żyrandola, wydawałoby się, startował w 2010 r. w wyborach prezydenckich i je wygrał.
Tym właśnie różni się obecny Prezydent od zmarłego w Smoleńsku. Dzieli ich przepaść w kreowaniu własnych wizji, ambicji i odwadze - nawet, gdy trzeba pójść pod prąd. Nie twierdzę, że na Krym Putin nie wysłałby wojsk, gdyby nadal Kaczyński był głową naszego kraju. Ale sprzeciwiłby się głośniej, niż to czyni Bronisław Komorowski. Tego jestem akurat pewien.
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka