Wytrawny amerykanista z Uniwersytetu Warszawskiego pisze:
"Podobnie jest z wyborem amerykańskiego ambasadora Marka Brzezińskiego. Nie jest istotne, że od strony prawnej Polska ma jakieś argumenty. Liczy się to, że idzie przekaz mówiący o tym, że Warszawa odmawia agrément ambasadorowi USA. To bardzo źle wygląda. Ktoś nie zadbał o komunikację, a to niestety rzutuje negatywnie na stosunki z Amerykanami."
Bardzo to urokliwe stwierdzenie w ustach profesora UW, że polskie prawo jest nieistotne, ale mniejsza o to.
"Ktoś nie zadbał o komunikację" - pewnie znowu tajemnicze, bezosobowe 'ono' zawaliło, czyli nie zadbano?
A nie dałoby się czasem ustalić, kto to taki od tej komunikacji? Kto w MSZ - z imienia i nazwiska - rżnął głupa, udając że nic się nie stało? Zamiast dyskretnie i spokojnie zawiadomić Amerykanów na średnim szczeblu urzędniczym, grubo przedtem zanim State Dept. zaczął się zastanawiać nad wyborem ambasadora, żeby wybrali kogo zechcą, ale Mark Brzeziński nie wchodzi w rachubę, bo ma z mocy polskiego prawa polskie obywatelstwo? Amerykanie rozumieją ograniczenia prawne i rzadko zajmują stanowisko, że amerykańskie prawo jest nieistotne.
Brzeziński po raz pierwszy wyraził zainteresowanie objęciem placówki w Warszawie w 2009 roku, za wczesnego Obamy. Zauważył to wtedy ktoś? Była jakaś reakcja poza oj tam, oj tam? Może by tak rozpędzić na cztery wiatry dział amerykański MSZ i przyjąć nowych ludzi, którzy będą zauważać takie niuanse? Wybitni amerykaniści Uniwersytetu Warszawskiego też nic nie zauważyli?
Jest także alternatywne wytłumaczenie, niestety znacznie gorsze. A co, jeśli podejście MSZ do nominacji Brzezińskiego to nie było przeoczenie albo niekompetencja, tylko zaplanowane działanie, cicha radość i zacieranie rąk na myśl, że ambasadorem USA w Warszawie zostanie przyjaciel Radka Sikorskiego i Anny Applebaum i pokaże tym przebrzydłym pisiorom gdzie raki zimują?
Jeśli tak, to ktoś z MSZ potrzebuje pójść siedzieć za zdradę dyplomatyczną, a całe ministerstwo za prowadzenie własnej polityki zagranicznej, sprzecznej z interesem kraju i intencjami rządu, należy zaorać, posolić, żeby nie odrosło i odbudować w agresywnej opcji zerowej.
Żadne błędy, jakie ewentualnie popełnią przyjęci na miejsce tzw. "profesjonalistów z długim stażem pracy dla Polski" niedoświadczeni w dyplomacji harcerze, pszczelarze albo kolarze górscy, nie narobią tyle szkody, co taniec chochoła w wykonaniu obecnej kadry.
Komentarze