Ach, to wzmożenie polityków, nagle wzorowych chrześcijan...
Kiedy byłem młody i gniewny, stałem w 1979 r. …ponad 42 lata temu, kupa czasu… w tłumie na Placu Zwycięstwa, dziś Piłsudskiego, w Warszawie i czułem ciarki na plecach, kiedy młody, energiczny polski papież wołał głosem jak dzwon: "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi". Nastrój był taki, że nikt by się nie zdziwił gdyby otworzyły się niebiosa i grom z jasnego nieba podpalił gmach Centralnego Zarządu Polityczno-Wychowawczego Ludowego Wojska Polskiego za papieskimi plecami.
A potem, już na emigracji, patrzyłem bezsilnie w ekrany, gdzie coraz starszy, coraz bardziej zgarbiony i siwy papież zaklinał rodaków, prosił, groził, tłumaczył, błagał o odnowę moralną, płakał, chrypł. Zaś Polacy wysłuchiwali go z szacunkiem, po czym czynili znak krzyża, odwracali się d••• do ołtarza i szli dalej kraść, cudzołożyć, mówić fałszywe świadectwo przeciw bliźniemu swemu i głosować na postkomunistów.
JP II moim zdaniem umarł moralnie złamany przez niepowodzenie swej misji wśród własnych rodaków.
Komentarze