Xylomena Xylomena
78
BLOG

Jaki prorok osła nie potrzebuje?

Xylomena Xylomena Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Tylko w tym miejscu nikt nie jest prorokiem, w którym nie doświadcza niesprawiedliwych, ale czy to znaczy, że warto się za nimi uganiać, czy raczej takiego domu szukać (taki tworzyć?), w którym prorokiem się być przestaje (chyba, że to jedno i to samo)? Albo - o czym by świadczyło przybywanie prorokujących w świecie?
Starczy postawić sprawiedliwego, który by chciał dobrze dla swego oprawcy, aby mieć proroka, przy którego słowach zostanie racja. Czy może nawet w sposób bardziej czuły, niż w podziale na osoby, bo ilekroć widzisz, że nic z twojej wiedzy nie sprawdza się na tym, którego chciałeś nią oświecić/uświadomić, choćby to była tylko godzina przyjazdu pociągu, to bądź pewien, że przemówiłeś do kogoś chcącego lepiej dla ciebie, niż ty dla niego lub z takich pobudek, z których nie masz powodu się szczycić.
Jednak komu wygodniej myśleć, że tak się dzieje, nie z jego własnej niesprawiedliwości, ale z obrażania się Boga na proroków/prorokowanie, bo w takiej  żądzy na monopol kochania Bóg się znajduje, iż żadnych naśladowców sobie nie życzy, gotowy ich tępić w zarodku, jak niechcianą ciążę, niechby ktoś taki przepraszał za każde zdanie twierdzące lub go unikał, a nie nazywał zapeszeniem, dopiero gdy wyjdzie nim na błazna. Bo w co wierzy człowiek, gdy tylko tyle ma wiary, ile przymusu do niej?
Gdy jeden człowiek sprząta kupy po swoim psie zawsze, bez względu na to, czy ktoś go widzi, czy - nie, jest wierny zasadzie, w którą wierzy (bo np. widzi w tym sens i bez niczyjego pouczenia tak właśnie by zrobił lub zasadę tą wymyślił); gdy człowiek z drugiego końca nie robi tego, bez względu na to, kto to widzi i jakimi karami by go do tego przymuszać, jest wierny zasadzie w którą wierzy (bo np. widzi w tym bezsens lub we wszelkich zasadach, których nie wymyślił/nie rozumie); ale ludzie między nimi, którzy sprzątają kupy swych psów tylko przy świadkach i pod presją kary, a kiedy nie muszą – zostawiają -  nie są wierni żadnym zasadom, a koniunkturalni/chwiejni. Gdy dać im do osądzenia obydwu tych ludzi z odmiennymi zasadami, to skażą lub potępią z jednakową obojętnością, choć zdawać by się mogło, z tego co czynią, że są trochę tym i trochę tamtym, więc mogliby się identyfikować, wzdrygać w sumieniu. Nie umieją, bo nie są ani trochę tym, ani trochę tamtym. Jednego sądzą słowami drugiego – używają kiedy im się opłaca i wypierają, kiedy im coś za nie grozi.
Natomiast dochodzenie do progu wytrzymałości w znoszeniu samego siebie z brakiem zasad/życia nimi, bez względu na to, czy jest on (próg) w obrzydzeniu/wstręcie do siebie, czy w lęku przed niebyciem/utratą tożsamości, nie bierze się z niczego, tylko z wiary, że ta zgodność jest możliwa, i ze świadomości jaką by miała cenę, za każdym razem, kiedy się od niej uciekło, czy to przez wybranie dostosowania, czy zignorowania. Co zresztą idzie w parze, że dostosowywanie dzieje czyimś kosztem, tylko jest ostatnią rzeczą, którą się chce widzieć w koniunkturalizmie, a tym bardziej traktować jako swoją winę. Bo jak to, skoro „wszyscy tak samo”, czyli – ktokolwiek... Lub, kto to słyszał, żeby odwaga była moim obowiązkiem, czy narażenie się ludziom, zamiast przypodobywania im, szukania ich akceptacji i wynagradzania; jakie prawo mogłoby mnie do tego zmusić, oczekiwać ode mnie aż takiego wyautowania samego siebie, nawet tylko robieniem za dziwoląga (a cóż dopiero ofiarą z życia)?
Nie było tego, kto słyszał, nie było tego, kto wypomniał, a się wie z samego doświadczenia życiowego - oglądu własnych wyborów. Ponieważ taki wewnętrzny szpieg, jakim jest sumienie, im mocniej ciągnięty liną za pysk, dokąd ma iść, tym bardziej będzie zachowywał się jak osioł, którego nie sposób nauczyć rozumu.  Ale jeśli tylko go dosiąść, zamiast z nim szarpać; chociaż raz przymierzyć i poczuć różnicę między kierunkiem wyrozumowanym przez „wszystkich” (czyli nikim gotowym ponieść odpowiedzialność, czy odczuć wdzięczność za posłuszeństwo); to i osioł wygląda na mędrca, który wie dokąd jedzie i jeździec kończy ze zmartwieniami, kim go widzą i czy go takim będą tolerować – w drodze do bycia najlepszym, jakim być potrafi.
Jednak prorok, to tylko prorok –  wolałby, aby jego słowa już nie miały kogo zwyciężać. Chciałby wreszcie dojść do domu, gdzie wszyscy się rozumieją i nie rozliczają. Odpocząć od myślenia, czy już wszystko powiedział i zrozumiał w zgodzie z prawdą.
Dopiero Bóg jest miłością.
A kim jest człowiek? Nie myli się, że jest tym, co potrafi. Aczkolwiek, jeśli wszystko, byle nie kochać lub za cenę kochania, to miłością nie jest nawet w części. Częścią dopiero, gdy potrafi cokolwiek poświęcić dla kochania, a nie - że jest prorokiem  między niesprawiedliwymi, których sobie nie wybiera, albo uczonym lub magiem od słów najświętszych, które komuś objaśnić może lub w podarunku złożyć na dowód swej dobrotliwości.  Jak całością, wszystkim dla wszystkich?
Boże, któż by mógł sobie takiego nieszczęścia życzyć, żeby już nie mieć w kogo wierzyć?

Xylomena
O mnie Xylomena

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo