Xylomena Xylomena
126
BLOG

Programowanie pytaniami lub socjotechnika religijności

Xylomena Xylomena Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Na świecie jest masa pytań, które mnie nie nurtują, ale są dla mnie widzialne jako czyjeś rozważania, troski. I za wielką przyjemność mam wolność od szukania na nie odpowiedzi, bo swoich mam na ogół dosyć, żeby już nie wjeżdżać na jakieś nie swoje tory, gdy pożytku w tym nie dostrzegam, do żadnych własnych celów i zmądrzeń zastosowania nie widzę.
Mam ową przyjemność, ilekroć ten rodzaj wolności mnie dotyczy. Bo niestety życie pod tym względem wielkiej łaskawości nie niesie. Wzajemne bombardowanie się ludzi pytaniami pod tytułem, że - ja cię egzaminuję, kieruję, prostuję - lub - weź mi pomóż, bo co burza mózgów, to nie własne bezdroża -  czy zgoła bez pretekstu, skutecznie taki komfort naruszają.  Może ku dobremu, może ku złemu, albo nawet opcjonalnie – że tak i siak jest możliwe, no bo przecież do czegoś to być musi, skoro już tak to między ludźmi jest, ale najciekawsze z jakim opóźnieniem można odkryć, że nie we własnych poszukiwaniach się znajduje.
W każdym razie ja tak mam, że moje czujki nie od razu wychwytują – panno lalu, pracujesz nad podsuniętym ci pytaniem i nawet nie wiesz, co chcesz osiągnąć znalezieniem odpowiedzi, do czego ci ona potrzebna.
Sportowcem intelektualnym nie jestem, żebym musiała być autorytetem w każdym pytaniu, które do mnie dojdzie, stąd takie opamiętania na mnie przychodzą. Tym niemniej dozy próżności muszą być we mnie i tak spore, że mój umysł na czyjeś pytania łatwo łowić. A z którejś z tych wędek mogę się kiedyś nie zerwać... Tylko w zasadzie co najgorszego mogłoby z tego wyniknąć poza wkręceniem w jałowe (nieużyteczne) rozważania? Marnotrawienie czasu, zafiksowanie, stępienie na własne zadania i predyspozycje, zatracenie się.
W takim świetle to wygląda jako niebagatelna różnica, a można by pomyśleć, że byleby główka nad czymkolwiek kombinowała, to już jakaś praca i że raczej bezmyślność jest kwintesencją lenistwa umysłowego. Ale jaka bezmyślność może zagrażać człowiekowi doświadczanemu troskami dnia? Ani żadnej takiej zadać sobie nie sposób, więc skąd pomysł na straszenie nią? Co innego noc do spania głowie, jednak jeśliby w tej zdrożności szukać, jako do wyjaławiania służącej, nie siebie człowiek poznawałby co rano w lustrze, pomimo twarzy zmieniającej, ale przerażał obcością, choćby najmniejszej zmiany do przyswojenia nie było.
A jeśli nigdy nie można mieć pewności, czy nie pracuje się na czyichś pytaniach lub zupełnie własne nie istnieją, bo w taki czy inny sposób się zapożycza/dobiera je z zasobów istniejących/skończonych, ewentualnie nawet nie o to chodzi, żeby być maszyną samoprogramującą się, tylko kompatybilną, choćby przez kopiowanie i nic odrębnego? 
W każdym razie o coś podobnego zapytała mnie niedawno jedna znajoma, pytaniami, po których od razu się zabarykadowałam w sobie – co za diabelstwo, nic mnie to nie obchodzi, po co to się głowić i ubierać odpowiedzi w słowa. Ale że na religijną modłę, czyli tak z mojej fiksacji, to rzeczywiście mogła pomyśleć, że mam to sto razy obcykane, albo przynajmniej się zapalę do wspólnego rozkminiania (noc długa przed nami, bo spędzana w pracy).
„Wyjaśnij mi o co chodzi z tym zbawianiem ludzi przez Jezusa, bo ja tego nie rozumiem. Od kogo On zbawia?”. Nie dała się zbyć, że nie tyle od kogo, co od grzechu, który kieruje ludzi do wybierania diabła. Bo? Skoro grzeszy się wobec Boga, więc co to za poplątanie, żeby kogoś zbawiać własną śmiercią przed własnym karaniem. Ale gdy słowo grzech zamieniłam na pojęcie złych wyborów, głupoty, a ostatecznie ludzkiej ignorancji (aczkolwiek dalej bez namysłu, bo powiedzenie „nie wiem” było mi jakoś tożsame z niewdzięcznością za ofiarę Jezusa, a tak nigdy nie czułam), to już uznała to za możliwe, że temu śmierć Jezusa umie stawać na przeszkodzie, tylko dlaczego Kościół tego nie dopowiada, zostawiając niedomówienia.  
Za chwilę znajoma przeszła do zacytowania fragmentu ewangelii Tomasza, jak rozumiem sentencję: „Kto poznał świat, znalazł trupa, a kto znalazł trupa, świat nie jest go wart.” Znowu nie zadowalając moją natychmiastową odpowiedzią, że w życiu nie warto kierować się chęcią rozumienia wszystkiego na świecie, bo traci się zdolność kochania i tak staje się trupem.  Bo? Przecież drugi człon zdania mówi o jakimś zaszczycie, a nie stracie, więc co jest tym trupem do znalezienia. Pomimo nieprzyjemnego wrażenia, że znajoma szuka sposobu na świat u stóp, skoro akurat to ją dręczy, starałam się znaleźć w pamięci analogie ewangeliczne, kiedy zwrotne znaczenia takich sentencji, idą odrębną drogą, niż dojścia, ale nie znalazłam, bo cytowanie ewangelii z pamięci mam niemal żadne, i ostatecznie żadnego klucza nie podałam, nawet na odczepnego.
Ale kto by umiał w sobie zobaczyć proch nieużyteczny, nie do świata by należał, bo niczego do pouczenia przez świat by w nim nie było. 

No i znowu dałam się ciągnąć, im bardziej wolałabym przewodzić...

Xylomena
O mnie Xylomena

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo