Zamki na Piasku Zamki na Piasku
1677
BLOG

Martwe życie Ikara po upadku

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 23

Maoi wyspy Europa

Duch współczesnej Europy. Europy Zachodniej. Przede wszystkim. Transfer zawierający tego ducha wtłaczany jest do krwioobiegu Europy Środkowo - Wschodniej i Południowej.

Czy ta transfuzja kulturowa ożywia te krainy czy też przynosi ze sobą truciznę, która wprawdzie na początku może mieć walor pobudzający, aby w kolejnych etapach ukazać swoje jadowite oblicze? 

Jaki to jest duch? O czym w zasadzie jest mowa?

Pierwsza myśl: duch współczesnej Europy to znak sprzeciwu. Znak negacji.

To żywiołowy, autentyczny, emocjonalny, instytucjonalny, irracjonalny sprzeciw wobec narodu, patriotyzmu, religii chrześcijańskiej. Sprzeciw wobec fundamentów własnej kultury. Sprzeciw wymierzony wobec biologii (kobieta, mężczyzna). Sprzeciw wobec życia (pochwała aborcji i eutanazji). Sprzeciw wobec rodziny. Sprzeciw wobec ojcostwa i macierzyństwa. Sprzeciw wobec małżeństwa. Negacja trwałych norm moralnych. To nieustanne dążenie do przekraczania wszystkich granic, znoszenia wszystkich barier - jeżeli tylko granice lub bariery są zakorzenione w jakikolwiek sposób we wstecznych pojęciach takich jak naród, patriotyzm, prawo naturalne. Im mniej dumy z własnej historii i dawnych sukcesów - tym lepiej. Sukcesy czasów minionych są jedynie oskarżeniem i hańbą. Im bardziej i im szybciej staniemy się wydziedziczeni, wynarodowieni - tym lepiej. Im szybciej artefakty europejskiej kultury będące niemym dowodem byłej świetności trafią do z rzadka odwiedzanego muzeum - tym lepiej - tym bardziej będziemy wolni i szczęśliwi. Triumfem ducha Europy będzie stan świadomości podobny do posągów wyrastających na Wyspie Wielkanocnej - są może i imponujące, ale nic pewnego na ich temat nie da się powiedzieć. Swoją obecnością próbują opowiedzieć swoją historię, ale jest to historia niezrozumiała, niejasna, zbrodnicza, wstydliwa. Historia martwego ludu. 

Wielkie idee Europy?

Duch Europy jest duchem zmiany. W zmianie nie ma nic złego. Zmiana wydaje się być naturalna, niejako wpisana w DNA natury człowieka jako istoty będącej twórcą kultury. Niemniej zmiana, która jest tylko niekończącym się kwestionowaniem jest niepokojąca i na dłuższą metę wyjaławiająca. Jeżeli nic z tego, co zrobiono w przeszłości nie ma zbyt dużej wartości to jaka jest gwarancja tego, że to, co robimy obecnie ma więcej sensu? Gdy pewna jest tylko niepewność to nic już nie jest pewne a jeżeli wiele dotychczas fundamentalnych dla rozwoju ludzkości kulturowych wynalazków takich jak np. rodzina staje tylko zbędnym do dźwigania ciężarem to wokół czego budować sens życia? Wielkie idee to seksualna bioróżnorodność? Etniczny tygiel? Ekologiczna religijność? Religia praw człowieka? Wprawdzie definiuje się je jako niezbywalne, niepodzielne, przyrodzone, naturalne etc., ale co jest ich źródłem? Konsensus czasu i okoliczności? Jeżeli prawo do zabicia innego człowieka (niepowtarzalnego - patrz genetyka) tylko dlatego, że jeszcze się nie urodził jest ważniejsze od jego prawa do życia to jakim niezbywalnym prawem człowieka jest prawo do życia? Kogo wreszcie te idee porywają? Dla kogo są natchnieniem? Trzeba bowiem pamiętać o jednym - duch rewolucji europejskiej jest także duchem urzędniczo zorganizowanym instytucjonalnym. Nadaje to rewolucji ton sztuczności, wyizolowania z rzeczywistości. Rewolucję trzeba rozniecać - bo jak prawie każda z rewolucji jest głosem mniejszości a nie większości. Rozniecać trzeba ją tym bardziej, ze tym razem jest to rewolucja mniejszości dla mniejszości. Komu bowiem o zdrowych zmysłach i podstawowej wiedzy o biologii człowieka przyszłaby do głowy koncepcja społeczeństwa kulturowo wielopłciowego i niestabilnie płciowego (skoro można decydować o swojej płci)? To brzmi raczej niepoważnie, ale nie wolno z tego żartować. To są sprawy śmiertelnie poważne. Tak też są traktowane. 

Biologiczny robot

Rozważając sprawę ducha współczesnej Europy nie trudno o pesymizm. Ale rozważanie go z meta-poziomu jest dla mnie czymś właściwym, dobrym - widać całość obrazu a nie wybrane jego części. Wszelkie idee mają swoje konsekwencje. Dotyczy to także anty-idei a taką anty-ideą negacjonizm Europy przez samą Europę. Anty-idea moim zdaniem rzuca właściwe światło na demograficzne załamanie w Europie. Po co potrzebne są dzieci tym, którzy są potomkami twórców WSZYSTKIEGO, CO NAJGORSZE wydarzyło się w historii świata? Jaki jest sens kontynuacji tej hańby? Aby ją, nie daj Boże (anachronizm do anihilacji), powtórzyć? Jaki jest sens życia, którego celem jest użycie i zużycie? Jaki wreszcie sens może mieć życie biologicznej istoty, która utraciła duszę i która traci swój biologiczny imperatyw - wolę przedłużenia życia? 

Zimna nienawiść

Jak daleko udało się już zajść w nienawiści do własnej kultury? Różnym krajom Europy w różnym stopniu. Niemniej jednak Szwecja jest dobrym przykładem pogardy do wszystkiego, co jest szwedzkie. Wyraża ona trendy współczesnego europejskiego ducha. Garść przykładów. Mona Sahlin, minister ds. integracji, w 2004 roku przemawiając w kurdyjskim meczecie powiedziała słuchaczom, że Kurdowie mają bogatą i jednoczącą kulturę oraz historię, podczas gdy Szwedzi mają tylko takie głupie zwyczaje jak noc świętojańska. Lisa Bergh, odpowiadająca w Szwecji za politykę integracyjną zapytana w 2005 roku o to czy warto jest pielęgnować kulturę szwedzką powiedziała: Co jest kultura szwedzka? Sądzę, że odpowiedziałam w ten sposób na pańskie pytanie. W 2006 roku premier Szwecji Fredrik Reinfeldt raczył wyrazić taki pogląd: Tylko barbarzyństwo jest autentycznie szwedzkie. Cały dalszy rozwój został przyniesiony z zewnątrz. Można dojść do przekonania, że byłoby najbardziej pożądane, aby jak najszybciej zetrzeć ostatni ślad szwedzkości i nikt nie płakał by na pogrzebie szwedzkiej tożsamości o ile ktokolwiek by na niego przyszedł. 

Przedziwna śmierć Europy

W dalszą podróż rozważającą kwestie stanu duchowego Europy chcę zabrać Państwa wspólnie z autorem książki pt. Przedziwna śmierć Europy. 

Co zatem ma nam do powiedzenia Douglas Murray?

Trwonienie kapitału

Jak to często bywa, Niemcy mają specjalne słowo: Geschischtsmüde, znużony historią. Współcześni Europejczycy doskonale znają to uczucie, niektórzy przeżywają je bezustannie, inni falami, które czasem przychodzą w zaskakujących momentach. (...) 

W jednej z najbardziej orzeźwiająco-pesymistycznych dzieł dwudziestowiecznej myśli niemieckiej, Zmierzch Zachodu, Oswald Spengler nakreślił właśnie taką wizję. Spengler twierdził, że tak samo jak ludzie, cywilizacje rodzą się, rozkwitają, więdną i umierają oraz że Zachód znajduje się w którymś z późniejszych stadiów tego procesu. Nawet jeżeli uznamy jeden ze sztandarowych argumentów przeciwko Spenglerowi — mianowicie że do wyróżniających cech kultury zachodniej należy permanentne przekonanie o własnym upadku — za prawdziwy, to nie znaczy, że obawy pogrążonego w żalu nad sobą Zachodu na jakimś etapie się nie potwierdzą. Jedno pokolenie wcześniej tę samą możliwość rozważał Nietzsche i dostrzegł niektóre z tych samych sygnałów ostrzegawczych. Już nie akumulujemy — czytamy w jego notatnikach z końcowego okresu życia. — Trwonimy kapitał naszych przodków, nawet przez to, w jaki sposób zdobywamy wiedzę.(...)

Utrata duszy

Przez stulecia jednym z największych — jeśli nie największym — źródeł tej energii był duch europejskiej religii. Popychał ludzi do wojny i motywował do obrony. Wynosił również Europę na szczyty ludzkiej kreatywności. Kazał Europejczykom zbudować Bazylikę św. Piotra w Rzymie, katedrę w Chartres, Duomo we Florencji i Bazylikę św. Marka w Wenecji. Zainspirował twórczość Bacha, Beethovena i Messiaena, ołtarz Grünewalda w Issenheim i Madonnę wśród skał Leonarda. (...)

O utracie przez nasz kontynent wiary często się dyskutuje i uznaje to zjawisko za niepodważalne. Rzadziej omawiane są jednak jego skutki. Mało kto dostrzega, że opisany proces oznaczał przede wszystkim jedno: Europa straciła swoją założycielską historię. (...)

Tam, gdzie wiara wciąż istnieje, jest albo obskurancka — jak w miejscowościach ewangelikalnych — albo poraniona i słaba. Tylko w bardzo nielicznych miejscach zachowała dawną pewność siebie i żaden ze współczesnych trendów nie sprzyja tym enklawom. Prawie wszystko płynie w jedną stronę i nie ma znaczących przeciwstawnych nurtów. (...)

Ale chociaż utraciliśmy naszą opowieść, nadal tutaj jesteśmy. I nadal żyjemy pośród gruzów utraconej wiary. Niewielu odwiedzających paryską Notre Dame przychodzi się tam pomodlić, ale katedra dalej stoi. Opactwo westminsterskie i katedra w Kolonii nadal dominują nad swoim otoczeniem i chociaż przestały być celem pielgrzymek, nadal coś znaczą, chociaż nie wiemy dokładnie co. Potrafimy być turystami albo naukowcami, po amatorsku albo profesjonalnie badać historię tych zabytków. Jednak ich znaczenie zostało utracone lub zawieruszone. (...)

Taka widoczna porażka i poczucie utraty zakotwiczenia mogą być — zarówno dla jednostki, jak i dla społeczeństwa — nie tylko powodem do zmartwienia, ale również wyczerpującym procesem emocjonalnym. Tam, gdzie kiedyś istniało wszechogarniające wyjaśnienie (niezależnie od tego, jak wiele niosło to ze sobą kłopotów), teraz jest tylko wszechogarniająca niepewność i zwątpienie. (...)

Idee zostawiające pustkę

Ktoś może uznać za mało wiarygodne, że filozofia, bardzo elitarne zajęcie, może mieć tak rozległe skutki. Jednak porażka idei i zbudowanych na nich systemów naprawdę oddziałuje na rzeczywistość. Wszystkie religijne i świeckie idee zaczynają się od nielicznych, ale potem przenikają całe społeczeństwo. W odniesieniu do najważniejszych życiowych kwestii wielu ludzi przyjmuje taką postawę, że wprawdzie oni sami nie znają odpowiedzi, ale jest gdzieś ktoś, kto je zna. Kiedy się zatem okaże, że ludzie, którzy znają odpowiedzi — artyści, filozofowie czy duchowieństwo — konsekwentnie się mylą, skutki nie są zbyt zachęcające. I podczas gdy niektóre systemy zużywają się bardzo powoli, tak jak było z religiami monoteistycznymi w większości krajów nowożytnej Europy Zachodniej, inne walą się względnie szybko, czego przykładem może być eugenika i teorie rasistowskie. Koncepcje filozoficzne i polityczne wymyślają nieliczni, ale kiedy skruszą się ich fundamenty, to im większy był ich zasięg, tym większe zostawią po sobie spustoszenie. Tak właśnie było z filozofiami o największym zasięgu — filozofiami, na których zbudowano totalistyczne wizje polityczne (chodzi o komunizm i faszyzm). (...)

Spustoszony człowiek

 Marksizm miał wiele cech religii: święte teksty, poczet proroków, schizmy i wojny między poszczególnymi sektami. Walka o tytuł strażnika prawdziwego ognia i najlepszego interpretatora prawd wiary była jedną z rzeczy, które przyciągały ludzi do marksizmu, ale także jedną z jego największych słabości. Nie zmienia to faktu, że marzenie Marksa, a następnie marksistowskie marzenia komunistów i socjalistów w tamtym okresie stanowiły najbardziej zaangażowane próby stworzenia teorii wszystkiego i wcielenia jej w życie. Niezliczone teksty, pamflety i mowy agitacyjne we wszystkich krajach Europy miały na celu realizację marzenia, które rozwiązałoby wszystkie problemy ludzkości. Marzenia, jak to znakomicie opisał T.S. Eliot, „o systemach tak doskonałych, żeby nikt nie potrzebował być dobry”. (...)

W Europie zniszczeniu uległy resztki wiary człowieka w człowieka. Począwszy od europejskiego oświecenia, słabnącą wiarę i zaufanie do Boga po części zastąpiła wiara i zaufanie do człowieka. Wiara w autonomicznego człowieka wzmogła się po oświeceniu, które podkreślało potencjalną mądrość ludzkości. Jednak ci, którzy kierowali się wyłącznie rozumem, teraz wyszli na takich samych idiotów, jak wszyscy inni. „Rozum” i „racjonalizm” doprowadziły ludzi do najbardziej nierozumnych i nieracjonalnych czynów. Okazało się, że był to tylko kolejny system wykorzystywany przez ludzi do kontrolowania innych ludzi. To ludzie zniszczyli wiarę w autonomię człowieka.

Bachanalia Ikara

Pod koniec dwudziestego wieku można było zatem wybaczyć Europejczykom, że mieli w sobie albo odziedziczyli pewne znużenie. Wypróbowali już religię i antyreligię, wiarę i niewiarę, racjonalizm człowieka i religijność rozumu. Wymyślili prawie wszystkie wielkie projekty polityczne i filozoficzne. Wreszcie Europa nie tylko wszystkie je wypróbowała i przecierpiała na własnej skórze, ale również — co może najbardziej druzgoczące — poznała się na nich. Idee te zostawiły po sobie miliony trupów, nie tylko w Europie, ale wszędzie tam, gdzie je wypróbowano. Co można zrobić z tego typu rozczarowaniami czy taką wiedzą? Człowiek odpowiedzialny za takie błędy albo by się ich wyparł, albo umarłby ze wstydu, ale co ma zrobić społeczeństwo?

Po rozpadzie Związku Radzieckiego francuska filozof, Chantal Delsol, przedstawiła przemawiającą do wyobraźni analogię państwa, w którym znaleźli się współcześni Europejczycy. W książce Le Souci Contemporain (1996), przetłumaczonej na angielski jako Icarus Fallen (Ikar upadły), zasugerowała, że kondycja współczesnego Europejczyka jest kondycją Ikara, który przeżył upadek. My, Europejczycy, bez przerwy próbowaliśmy sięgnąć słońca, podlecieliśmy za blisko i runęliśmy na ziemię. Nie zrealizowaliśmy swojego celu i jesteśmy oszołomieni, ale jakimś cudem przeżyliśmy. Otaczają nas gruzy — metaforyczne i prawdziwe — wszystkich naszych marzeń, religii, ideologii politycznych i tysiąca innych aspiracji, z których wszystkie po kolei okazywały się fałszywe. Chociaż nie mamy już żadnych złudzeń ani ambicji, nadal żyjemy. Co zatem powinniśmy robić?

Przed upadłym Ikarem stoi wiele możliwości. Najbardziej oczywista z nich to oddać się życiu poświęconym wyłącznie przyjemnościom. Jak zauważyła Delsol, ludzie, którzy stracili swoich bogów, nierzadko wybierają tę możliwość. Wielki upadek ideałów często pociąga za sobą pewien rodzaj cynizmu: skoro rozwiały się wszelkie nadzieje, to przynajmniej trochę się zabawmy!. (...)

„Do porzucenia naszych pewników doprowadziła nas nie tylko niemożność ich realizacji — podkreśla Delsol. — Nie staliśmy się »absolutnymi« cynikami, tylko ludźmi głęboko »podejrzliwymi« wobec wszelkich prawd”. Fakt, że wszystkie nasze utopie tak straszliwie zawiodły, zniszczył naszą wiarę nie tylko w nie same, ale również we wszystkie inne ideologie. Rzeczywiście można odnieść wrażenie, że we wszystkich społeczeństwach zachodnioeuropejskich ugruntował się taki światopogląd. Zarówno branża rozrywkowa, jak i informacyjna zwraca się do ludności, która pragnie tylko dosyć płytkiej osobistej przyjemności. Na brytyjskich autobusach pojawiły się kiedyś hasła pewnej kampanii ateistycznej: Prawdopodobnie nie ma Boga. A teraz przestań się martwić i ciesz się życiem. Na pytanie, w jaki sposób mamy cieszyć się życiem, pada tylko jedna odpowiedź: Jak uważasz za stosowne. Nie wiadomo, co wypełni tę próżnię, ale na razie chyba panuje przekonanie, że odpowiedź tkwi w naszej konsumenckiej kulturze, czyli częstym kupowaniu nietrwałych rzeczy i ciągłym zastępowaniu ich nowymi wersjami. Możemy też oczywiście wyjeżdżać na wakacje i generalnie próbować jak najlepiej się bawić.(...)

Niepewność podniesiona do potęgi

Być może dopuszczam się nadmiernego uogólnienia, ale pod tą powierzchowną egzystencją cała reszta europejskiej myśli i filozofii to jeden wielki zamęt. Do tego stopnia, że chociaż dostrzegamy, w których miejscach część tych dziewiętnasto- i dwudziestowiecznych myślicieli się pomyliła, na ich idee patrzymy z pewną zazdrością. Jacy oni byli pewni swego! A ich poprzednicy jeszcze bardziej. Przepaść między nami a nimi czasem jest wyjątkowo mocno widoczna. Weźmy życiorys Johna Donne’a autorstwa Izaaka Waltona (1640). Pod koniec tego krótkiego dzieła Walton mówi o ostatnich dniach życia swojego druha i tak opisuje jego ciało: Kiedyś było świątynią Ducha Świętego, teraz stało się garstką chrześcijańskiego prochu. I ostatnie zdanie: Ale zobaczę je wskrzeszone.

Czasami zachowujemy się tak, jakbyśmy dysponowali pewnikami naszych przodków, ale ich nie mamy. Nie mamy też żadnej z tych rzeczy, które niosły im pociechę. Nawet najbardziej pesymistyczni filozofowie dziewiętnastowiecznych Niemiec są ostoją pewności w porównaniu do swoich dzisiejszych potomków. Obecna filozofia niemiecka, podobnie jak filozofia reszty kontynentu, jest trawiona nie tylko wątpliwościami (najzupełniej uzasadnionymi), ale również dekadami dekonstrukcji. Rozebrała siebie samą i wszystko inne na części, nie mając pojęcia, jak poskładać to z powrotem.

Zatrzymać wszystkich na powierzchni

Zamiast kierować się duchem prawdy i zgłębiać wielkie pytania, filozofowie europejscy zajmują się teraz przede wszystkim unikaniem pytań. Dekonstrukcja nie tylko idei, ale również języka oznacza dążenie do tego, żeby ograniczyć się do narzędzi filozofii. Czasami naprawdę można odnieść wrażenie, że jedynym zadaniem filozofii stało się unikanie wielkich pytań. Na pierwszy plan wysunęła się obsesja na punkcie trudności z językiem i nieufność do wszystkiego, co niezmienne. Wszystko się kwestionuje, żeby nie można było dojść do czegokolwiek, rozbraja się idee i słowa z obawy przed tym, do czego mogłyby doprowadzić. Tutaj również obserwujemy wielką niewiarę we własne możliwości. (...)

 Gra w „nic nie powiedzieć” cały czas się toczy na wielu innych uczelniach całej Europy, budząc zadowolenie albo ulgę uczestników i frustrację, albo obojętność wszystkich innych. Jeśli zachowała się jeszcze jakaś ważniejsza idea, to taka, że idee stanowią problem. Jeśli utrzymał się jeszcze jakiś sąd wartościujący, to taki, że sądy wartościujące są złe. Jeśli pozostało jeszcze coś pewnego, to nieufność wobec pewników. To wszystko nie składa się na żadną filozofię, składa się jednak na pewną postawę: postawę powierzchowną i z niewielkimi szansami na przetrzymanie jakiegokolwiek dłuższego ataku, ale łatwo się ją przyjmuje. (...)

Niezdolność do obrony

Z sondaży postaw społecznych konsekwentnie wynika, że społeczności migrantów spoza Europy mają poglądy na temat europejskiego liberalizmu — nie mówiąc o libertarianizmie — które przeraziłyby Europejczyków, gdyby się pojawiły w ich własnych społecznościach. Liberalizm współczesnej Europy dostarcza przybyszom uzasadnień ich postawy. Muzułmański ojciec nie chce, żeby jego córka była taka jak zachodnie kobiety, ponieważ widzi ich zachowania. Nie chce, żeby jego córka miała obsesję na punkcie kultury konsumenckiej, ponieważ widzi jej wytwory. Wszystko, co go otacza, budzi jego sprzeciw. Być może zamiast upodobnić się do goszczącego ich społeczeństwa, tacy ludzie z czasem jeszcze bardziej okopią się w swoich zwyczajach. Jednocześnie dotychczasowy przebieg wydarzeń wskazuje, że Europejczycy nie będą zbyt silnie bronili swoich wartości przed takimi ludźmi.

W Wielkiej Brytanii trzeba było kilku dziesięcioleci, żeby ukształtował się powszechny sprzeciw wobec praktyki wycinania kobietom łechtaczki. Mimo że od trzydziestu lat jest to nielegalne i mimo że ponad 130 tysięcy kobiet Wielkiej Brytanii padło ofiarą tego barbarzyństwa, do tej pory nikogo za to nie skazano. Skoro Europa Zachodnia nie potrafiła się zmierzyć z czymś tak jednoznacznym jak okaleczanie kobiet, trudno liczyć na to, że będzie w przyszłości broniła swoich subtelniejszych wartości.

Odebrać głos wołającym na pustyni

Jednak nawet gdyby wszyscy przybysze stanowili czytelne zagrożenie, nawet gdyby Europejczycy uznali, że wszyscy przyszli imigranci ich znielubią, powróci temat egzystencjalnego zmęczenia. Bo jeśli zachodzi ten przypadek, to trzeba przyjąć jakąś postawę wobec zaistniałej sytuacji. Musi dojść do jakiejś reakcji, a nawet do buntu. Na przeszkodzie stoi znużenie, które Europejczycy odczuwali już wcześniej, zwłaszcza po pierwszej wojnie światowej. Czy to możliwe, żeby po tak wielkiej stracie pojawił się problem na jeszcze większą skalę? Czy po dwudziestowiecznych poświęceniach i katastrofach nie należy nam się trochę urlopu od wielkiej historii?

Brak pytań i dyskusji na temat zachodzącej w Europie zmiany być może w dużej części sprowadza się do tego, że lepiej jest nie zadawać pytań, ponieważ odpowiedzi są nieprzyjemne. To by w jakimś stopniu tłumaczyło nadzwyczajną wrogość, z jaką spotykają się głosy dysydentów w epoce masowej imigracji. Wyjaśniałoby zwłaszcza niezłomne przekonanie, że jeżeli ludzi krzyczących „Pożar!” uciszy się albo powstrzyma, to wskazywany przez nich problem zniknie. W 2011 roku, kiedy redakcję „Charlie Hebdo” obrzucono bombami zapalającymi, premier, Laurent Fabius, skrytykował czasopismo. Czy to naprawdę rozsądne, żeby dolewać oliwy do ognia?, powiedział. Nikt go nie zapytał, kto podpalił wcześniej Francję. (...) Epoka, która nie bałaby się konsekwencji swoich decyzji, nie próbowałaby uciszyć wszystkich głosów, które mówią choćby „zastanówmy się”. Jednak brzemię zmęczenia może spaść nawet, a może zwłaszcza na tych, którzy wołają na alarm. 

Benedykt XVI

W tym miejscu zamykam książkę Douglasa Murray, choć jest nad podziw interesująca. Nie ze wszystkim co autor napisał w niej zgadzam się. Europa jest chorobliwie podejrzliwa wobec idei, ale tylko tych lub przede wszystkim tych, które w taki czy inny sposób sięgają do jej chrześcijańskiego dziedzictwa. Europa tak jak było to uprzednio tak i teraz jest otwarta na utopie. Jedną z nich jest np. ekologizm - budzenie przyrodniczego sumienia człowieka, który jest tylko najbardziej szkodliwym wobec bóstwa - natury ssakiem. Jestem przekonany, że zostanie zrobione wszystko, aby wszystkie postulaty ekologizmu zrealizować. Bo albo ekologizm albo antropo-szowiznim (po prostu zwykłe kołtuńskie wstecznictwo). Albo ekologizm albo zagłada. Tertium non datur.  Jakże pasuje do stanu duchowego Europy naszych czasów zdanie napisane w 1942 roku przez Stefana Zwiega: Cała Europa wydawała mi się skazana na śmierć wskutek własnego szaleństwa, Europa, nasza święta ojczyzna, kolebka i Partenon cywilizacji zachodniej. Teraz jest tylko bliżej. Celnie o kulturowej agonii opowiedział Benedykt XVI (wówczas jeszcze kar. J. Ratzinger) przemawiając we włoskim senacie 13 maja 2004 roku.

I fragmentem jego przemówienia zamykam tą dość długą notkę. 

Pozostaje wrażenie, że świat wartości Europy, jej kultury i wiary, na których opiera się jej tożsamość, dobiegł końca i w zasadzie zszedł już ze sceny, gdyż nadeszła teraz godzina wartości innych światów, Ameryki sprzed Kolumba, islamu, mistycyzmu Azji.

Europa, dokładnie w tej swojej godzinie maksymalnego sukcesu, zdaje się być opustoszała wewnętrznie, w pewnym sensie sparaliżowana przez kryzys w swoim układzie krążenia, kryzys, który naraża jej życie na niebezpieczeństwo; szukająca ratunku w przeszczepach, które nie pomagają, lecz niszczą jej tożsamość. Do tego wewnętrznego braku podstawowych sił duchowych przystaje fakt, że – nawet etnicznie – Europa wydaje się zmierzać ku końcowi.

Istnieje zadziwiający brak pragnienia przyszłości. Dzieci, które są przyszłością, postrzegane są jako zagrożenie dla teraźniejszości. Myśli się, że zabierają one coś z naszego życia. Nie są one postrzegane jako nadzieja, lecz raczej jako ograniczanie teraźniejszości.

Jesteśmy zmuszeni do dokonywania porównań z Imperium Rzymskim w czasach jego upadku: ciągle jeszcze trwało jako wspaniała historyczna struktura, ale w praktyce było to egzystowanie tych, którzy je rozwiązali, ponieważ nie miało już życiowej energii.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo