Zbigniew Kopczyński Zbigniew Kopczyński
164
BLOG

I znowu Końskie

Zbigniew Kopczyński Zbigniew Kopczyński Polityka Obserwuj notkę 3
Duży wpływ na taki wynik wyborów miała rejterada Trzaskowskiego przed debatą organizowaną przez Telewizję Republika i, mówiąc delikatnie, nie najlepszy występ a w czasie debaty zorganizowanej przez Telewizję Polską w likwidacji. Błędy Rafała Trzaskowskiego i osób usiłujących mu pomagać nie tłumaczą jednak zwycięstwa Karola Nawrockiego.

Andrzej Duda udowodnił swego czasu, że wybory prezydenckie wygrywa się w Końskich. Rafał Trzaskowski z kolei udowodnił twierdzenie uzupełniające, że wybory przegrywa się w Końskich. I przegrał je w sposób koncertowy z wynikiem 50,89% do 49,11%. To jednak nie jest na żyletki, choć różnica rzeczywiście niewielka.

Duży wpływ na taki wynik wyborów miała rejterada Trzaskowskiego przed debatą organizowaną przez Telewizję Republika i, mówiąc delikatnie, nie najlepszy występ a w czasie debaty zorganizowanej przez Telewizję Polską w likwidacji. Błędy Rafała Trzaskowskiego i osób usiłujących mu pomagać nie tłumaczą jednak zwycięstwa Karola Nawrockiego.

Karol Nawrocki i jego sztab powinni na kolanach udać się na Jasną Górę, ponieważ dokonali rzeczy na zdrowy rozum niemożliwej do zrobienia: wynik graniczy z cudem, kolejnym cudem nad Wisłą. Piszę to, by uświadomić ogromną dysproporcję sił i środków obu kandydatów.

Kampania Karola Nawrockiego opierała się jedynie na dobrowolnych wpłatach tych, którzy chcieli go widzieć w Pałacu Prezydenckim, jako że miłościwie nam panująca Platforma Obywatelska zablokowała wypłatę jakikolwiek subwencji Prawu i Sprawiedliwości. Przeciw niemu wystąpił kandydat którego kampanię sfinansowano nie tylko z finansów partyjnych, czyli dotacji jakie jego partia otrzymała z budżetu państwa, ale również z zaangażowania olbrzymich finansów prywatnych, głównie zagranicznych, rozkraczających znacznie środki jego komitetu wyborczego. Udzieliły mu wsparcia spółki skarbu państwa, a także zdecydowana większość dużych mediów, w tym Telewizja Polska w likwidacji bez likwidacji, która finansowana jest ze środków obiecanych dzieciom chorym na raka.

W tej kampanii Telewizja Polska w formalnej jedynie likwidacji była nie tyle stronnicza, ile stanowiła część sztabu wyborczego Rafała Trzaskowskiego. Kilka znaczących mediów prywatnych również pełniło taką funkcję, jak choćby TVN czy Onet. Jeśli dodamy do tego zaangażowanie służb specjalnych, mamy obraz niesamowitej dysproporcji sił i środków. Istna walka Dawida z Goliatem. Biblijne porównanie jest tu jak najbardziej odpowiednie, jako że swój wkład w wynik wyborczy wniosło modlitewne pospolite ruszenie wielu ludzi, którzy w ten sposób wspierali Karola Nawrockiego.

Sztabowi Karola Nawrockiego należą się słowa uznania nie tylko za zwycięską kampanię, lecz także, a może przede wszystkim, za to, że nie dał się wciągnąć w brudną kampanię pomówień i fałszywych oskarżeń. Większy nacisk kładł na przedstawianie pozytywnego programu kandydata niż oskarżaniu przeciwnika. A oskarżać byłoby o co i nie trzeba niczego wymyślać.

Z coraz większym rozbawieniem obserwowałem postępowe autorytety, z premierem na czele, tłumaczące, jak ważne jest dokładne prześwietlenie życiorysu kandydata i wyjaśnienie wszystkich wątpliwości, łącznie z tym, czy w przedszkolu nie podjadał kolegom cukierków. I mógłbym to brać na poważnie, gdybym nie pamiętał, jakie gromy ciskali ci sami ludzie na lustrację. To było niedopuszczalne grzebanie w życiorysach, pornografia polityczna, ohyda. A przypomnę, że lustratorów nie obchodziło kto z kim spał, jakie zawierał umowy i gdzie pracował, tylko czy donosił na tych, którzy mu zaufali. Kolejny raz potwierdza się, że hipokryzja i stosowanie podwójnych standardów, to klasyka działania sił postępu.

Ta cecha obozu rządzącego i specyficzne dla niego rozumienie demokracji jako ustroju, w którym my rządzimy, rodziły obawy o wynik III tury wyborów, czyli działań w celu ich unieważnienia. Wygląda jednak na to, sądząc z wypowiedzi liderów koalicji 13 grudnia, że uznali oni wybór Karola Nawrockiego. Myślę, że dużą rolę odegrały w tym jednoznaczne sygnały z Ameryki. Bez nich z pewnością skręciliby te wybory w stylu rumuńskim, przy pełnej akceptacji Komisji Europejskiej. Byłbym tu jednak optymistą ostrożnym, po ostatnich tekstach w Onecie o dziwnych (w domyśle: sfałszowanych) wynikach wyborów w wielu komisjach. Nie wiem, czy jest to wynik realizacji planu wygrania III tury, czy nie dotarcia na czas rozkazu jego poniechania.

Z mojego doświadczenia uczestnika i obserwatora prac komisji wyborczych, wynika, że fałszowanie wyników przez komisje wyborcze jest bardzo mało prawdopodobne. Komisje składają się z przypadkowych ludzi, w części skierowanych przez komitety wyborcze (konkurencyjne) i trudno uwierzyć w to, że ci przypadkowo dobrani ludzi nabiorą takiego zaufania do siebie, że zaryzykują kryminał wspólnie fałszując wybory. Może małych miejscowościach, gdzie wszyscy się znają i od lat zasiadają w tych samych komisjach, ale w dużych miastach to praktycznie niemożliwe.

Zagrożeń dla wyborów szukać należy w przetwarzaniu danych na kolejnych szczeblach i organizacji procesu wyborczego. Znowu pojawił się problem zaświadczeń o prawie do głosowania. Nagłe pojawianie się licznych zaświadczeń wydanych dla wyborców z nieodległych miejsc i uniemożliwianie ich sprawdzenia, powodują, że wątpliwości przeradzają się w podejrzenia.

Zadziwiające, że Polska, jeden z europejskich liderów cyfryzacji, nie stworzyła centralnego spisu wyborców, dostępnego on line dla komisji wyborczych, w którym w czasie rzeczywistym odnotowywano by fakt głosowania, obojętnie w Tomaszowie czy Buenos Aires.

Podsumowując: zwycięstwo prawicowego kandydata pokazało, że poglądy Polaków są w większości konserwatywne, pomimo niesamowitej nawały lewicowej propagandy, a władza koalicji 13 grudnia jest jedynie chwilową aberracją. Czekamy więc z niecierpliwością na wybory parlamentarne.


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj3 Obserwuj notkę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka