Rządzą nami głupcy, nie uczący się na własnych błędach. Nic nie nauczyły ich konsekwencje szczeniackich zagrywek Donalda Truska wobec Donalda Trumpa. Tusk zyskał poklepywanie po plecach w Brukseli, a zapłacił szlabanem w Białym Domu.
	
			
		
	
	
											
Niemiecka partia Alternatywa dla Niemiec (AfD) zaprosiła profesora Andrzeja Nowaka do wygłoszenia wykładu podczas konferencji organizowanej przez tę partię w budynku niemieckiego parlamentu. Tematem jego wystąpienia był polski punkt widzenia na historię polsko niemiecką, ze szczególnym uwzględnieniem oczywiście czasów drugiej wojny światowej, a również zaprezentowanie polskich pretensji i zarzutów wobec Niemiec.
Profesor Nowak znany jest nie tylko ze swej głębokiej historycznej wiedzy i umiejętności prezentowania jej w logicznym i ciekawym wykładzie. Nie są tajemnicą jego zdecydowane i krytyczne poglądy na stan stosunków polsko - niemieckich. Pomimo tego, a może właśnie dlatego, politycy najpopularniejszej obecnie niemieckiej partii postanowi wysłuchać tego, co ma im do powiedzenia
Udział profesora Nowaka w tej konferencji wywołał fale zdecydowanie krytycznych komentarzy ze strony uśmiechniętych mediów. Jest to typowe dla trzynastogrudniowców i ich medialnych propagandzistów: albo przyjmujesz bez dyskusji nasz punkt widzenia, albo jesteś potępiony i każda próba kontaktu z tobą naraża kontaktującego się na falę hejtu. Tak uśmiechnięta koalicja rozumie dialog.
Konferencja wywołała zainteresowanie również niemieckich mediów, które na co dzień zamilczają Alternatywę dla Niemiec. Na konferencji zjawili licznie dziennikarze mainsteamu, licząc na jakiś skandal, jakąś kłótnię, awanturę lub coś w tym rodzaju. Niestety, profesor Nowak jest niezdolny do wywoływania awantur ani do niekulturalnego zachowania się. Do jego poziomu dostroili się, albo po prostu też tacy są, politycy AfD. Nie znajdując materiałów do skandalicznych artykułów, dziennikarze opuścili salę a konferencję przemilczano w mediach.
Natomiast w polskich nawet po konferencji nie ustała fala hejtu . Alternatywa dla Niemiec jest partią wobec której wszystkie pozostałe partie stosują kordon sanitarny, a główne niemieckie media po prostu ją przemilczają i tę postawę małpują uśmiechnięte media w Polsce. Zarzucając AfD niestworzone rzeczy, nie są w stanie zastanowić się nad tym, czy partie które uważają za europejskie propolskie i antyrosyjskie zdobyłyby się na tak otwartą wymianę poglądów o trudnych kwestiach. AfD to zrobiła.
Alternatywa dla Niemiec została założona w roku 2013 przez ekonomistę prof. Bernda Lucke. Prof. Lucke wyliczył, że strefa euro jest nieopłacalna zarówno dla Europy, jak i dla samych Niemiec, a jej dalsze utrzymywanie nie przyniesie niczego dobrego. Po 12 latach widzimy, że raczej się nie mylił.
Jak to z partiami protestu bywa, napłynęli do niej liczni ludzie, o poglądach odbiegających od poglądów założyciela. W efekcie w roku 2015 prof. Lucke odszedł z AfD, a partia skręciła w stronę poglądów bardziej narodowych, konserwatywnych i antyimigranckich. Choć akurat jej współprzewodnicząca - Alice Weidel stanowi pewne zaprzeczenie tego trendu. Jest lesbijką żyjącą w związku z emigrantką ze Sri Lanki.
AfD uśmiechnięte media określają jako partię prorosyjską i antypolską w przeciwieństwie do pozostałych niemieckich partii. A prawda jest inna: AfD jest rzeczywiście partią prorosyjską ale nie w przeciwieństwie, a tak jak pozostałe partie. W Niemczech nie ma partii antyrosyjskich, może poza mocno tracącymi popularność Zielonymi, paradoksalnie wywodzącymi się z ruchów finansowanych przez Sowietów.
Dobre stosunki i współdziałanie z Rosją są kanonem niemieckiej polityki od czasu powstania Niemiec. A Polska? Najlepiej by jej nie było. A skoro już jest, to trzeba ją sobie podporządkować, by nie przeszkadzała. Nie przypadkowo kanclerz Merkel – co wytknął prof. Nowak – wielokrotnie mówiła o Rosji jako o sąsiedzie Niemiec, choć nigdzie nie uświadczysz granicy niemiecko – rosyjskiej.
A teraz krótki, siłą rzeczy wybiórczy, rys historyczny:
W Republice Weimarskiej główną rolę odgrywali politycy SPD – tak, tej samej co dziś – i Zentrum – protoplasty CDU. I ta Republika przygotowywała w roku 1919 inwazję na Polskę (udaremnioną przez Francję), zawarła z Rosją (Sowiecką) traktat w Rapallo i wszczęła wojnę celną z Rzecząpospolitą. Współpracowała gorliwie z bolszewikami w sprawach wojskowych, a współpracę kontynuował towarzysz Hitler.
W Republice Federalnej Niemiec rządzą na przemian lub wspólnie CDU i SPD. Przez długie lata państwo to nie uznawało naszych granic zachodnich. Przełom nastąpił za rządów kanclerza Brandta (SPD). Dziś wiemy, że zrobił to pod dyktando moskiewskie, bo tak zależało mu na dobrych stosunkach z Sowietami. Po upadku muru to uznanie było kwestionowane i uznane dopiero pod naciskiem mocarstw okupacyjnych, jako warunek zjednoczenia.
Po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce, prezydent Reagan nałożył na Sowiety embargo obejmujące dostawy technologii niezbędnych do budowy gazociągów. Rząd kanclerza Schmidta (SPD) uznał jednak, że geszefty z Sowietami są ważniejsze od dobrych relacji z sojusznikiem, i ostentacyjnie złamał embargo.
Kanclerz Kohl (CDU) przybył w roku 1989 do Polski i wraz z premierem Mazowieckim uczestniczył w „mszy pojednania”. Obiecał wtedy, że już nigdy niemiecki kanclerz nie będzie latał do Moskwy bez lądowania w Polsce. Cóż, w następnych latach dość często bywał w Rosji częściej niż w Polsce. Lądować w Warszawie też zapominał. Do legendy przeszła jego zażyłość z prezydentem Jelcynem.
Helmut Kohl trzymał w tym wszystkim pewien umiar i klasę, w przeciwieństwie do swojego socjalistycznego następcy – Gerharda Schrödera, który Rosję kochał bardziej niż swe liczne żony i do dziś pozostał jej wierny. To on zainicjował budowę Nord Streamu. Niedawno, przesłuchiwany na tę okoliczność, stwierdził, że nie interesował go, mówiąc delikatnie, sprzeciw Polski.
CDU krytykowało ten projekt, ale po dojściu do władzy, kanclerz Merkel kontynuowała budowę, bo jakżeby inaczej. Zlikwidowała również elektrownie atomowe, by zrobić miejsce dla ruskiego gazu. Chrześcijańsko-demokratyczną kanclerz dzielnie wspierała socjalistyczna premier Meklemburgii. Gdy budowa gazociągu napotkała trudności wskutek amerykańskich sankcji, za rosyjskie pieniądze utworzyła fundację (oczywiście ekologiczną), by ten sposób sankcje obejść. Miłość do rosyjskiego gazu pokona wszelkie przeszkody.
Kanclerzowanie Angeli Merkel to ciekawy okres dla relacji polsko- i rosyjsko – niemieckich. Przypomnę, że za jej rządów dużą aktywnością wykazywał się Związek Wypędzonych i związane z nim Powiernictwo Pruskie, wysuwające żądanie odszkodowań za przejęte mienie niemieckie. Szefową Związku Wypędzonych była Erika Steinbach, członek Zarządu CDU. Co ciekawe, w roku 2017 pani Steinbach przeszła do AfD. Tu jej rewizjonistyczna aktywność nieco osłabła.
W roku 2008 podczas szczytu NATO w Bukareszcie, wskutek sprzeciwu Niemiec i Francji, odrzucono zaproszenie do sojuszu Grecji i Ukrainy. Angeli Merkel pomógł wtedy polski minister spraw zagranicznych – Radosław Sikorski, wstrzymując wysłanie listu prezydenta Kaczyńskiego do przywódców państw sojuszniczych z argumentami za przyjęciem tych dwóch państw. Cztery miesiące później Rosja najechała Gruzję, a po sześciu latach Ukrainę.
O wielu zasługach Angeli Merkel dla Putina zaczęto mówić dopiero w ostatnim czasie, choć część z nich była wiadoma tym, którzy nie cierpią na amnezję. Na przykład budowa przez niemieckie firmy nowoczesnych centrów szkolenia armii rosyjskiej. Projekt, bliski realizacji, został zaniechamy wskutek ogromnego nacisku sojuszników.
Mimo tego nie zaniechano współpracy w dziedzinie militarnej, czyli szkolenia armii rosyjskiej, by była nowocześniejszą i bardziej skuteczną. Planowano stacjonowanie niemieckich żołnierzy w Rosji, a nawet wspólne manewry. Miały się one odbyć w roku 2014. Nie doszły do skutku, bo Władimir Putin zdecydował się na poważniejsze manewry na Ukrainie. Nawiasem mówiąc, w tym kontekście umowa, jaką za czasów rządów Donalda Tuska Służba Kontrwywiadu Wojskowego zawarła z Federalną Służbą Bezpieczeństwa, nabiera szerszego znaczenia.
To kanclerz Merkel, jak dowiedzieliśmy się ostatnio, naciskała na Ukraińców, by nie bronili Krymu w czasie rosyjskiej inwazji w roku 2014. A zupełnie niedawno obwiniła Polskę i kraje bałtyckie za wybuch wojny. Tu akurat ma rację. Gdyby nie sprzeciw Polski i Bałtów, Niemcy wymusiłyby na Ukrainie przyjęcie rosyjskich żądań, czyli kapitulację, podobnie jak wcześniej w Mińsku. Wojny z pewnością wtedy by nie było. Ukrainy też.
Powinniśmy jeszcze pamiętać postawę rządu kanclerza Scholza (SPD) w pierwszych dniach rosyjskiej inwazji. Zupełny brak zainteresowania pomocą napadniętemu i niecierpliwe czekanie na upadek Ukrainy, by wrócić do geszeftów z Rosją. Dopiero załamanie rosyjskiej ofensywy spowodowało zmianę tej polityki, najpierw werbalnie, później powoli realnie. Faktem jest, że dziś Niemcy należą do liderów pomocy Ukrainie. Faktem jest też, że gdyby nie polska, amerykańska i brytyjska pomoc w pierwszych chwilach wojny, Niemcy nie miałaby dziś komu pomagać.
Obecny kanclerz Friedrich Merz kontynuuje pomoc Ukrainie. Jednocześnie Niemcy dalej kupują rosyjską ropę, oczywiście na kazachskich papierach, a ściganie sprawców wysadzenia Nord Stream pokazuje twarde trzymanie się tradycyjnego wektora niemieckiej polityki.
W tych wszystkich działaniach nie brała udziału Alternatywa dla Niemiec. Czy zachowałaby się inaczej? W większości przypadków pewnie nie. Oni też są prorosyjscy. Różnią się od pozostałych tym, że są szczerzy i, jak dowiodła wspomniana konferencja, chcą rozmawiać. Możemy mieć w Niemczech partnera, wprawdzie trudnego, ale takiego, który chce rozmawiać i słuchać naszych argumentów, z którym możemy się ostro spierać, ale merytorycznie i z którym możemy wspólnie realizować te cele, co do których się zgadzamy. Tak wygląda realna polityka.
Trzynastogrudniowa koalicja woli jednak hejtować, bo to łatwiej. To już nie jest przedszkole dyplomacji, to totalna katastrofa. Rządzą nami głupcy, nie uczący się na własnych błędach. Nic nie nauczyły ich konsekwencje szczeniackich zagrywek Donalda Truska wobec Donalda Trumpa. Tusk zyskał poklepywanie po plecach w Brukseli, a zapłacił szlabanem w Białym Domu. Gdyby nie dobre relacje prezydentów Polski i USA, nasze relacje z najważniejszym sojusznikiem wyglądałyby tragicznie.
AfD ma realną szansę wygrać wybory i rządzić w Niemczech. Czy będą chcieli rozmawiać z polskimi hejterami? Sądzę, że wątpię. A gdy będzie blokada i w Berlinie, i w Waszyngtonie, to co nam zostanie? Kolejny reset z Rosją? Donald Tusk ma w tym duże doświadczenie i może to jest celem lidera trzynastogrudniowców?
									
		
		
			
	
	Inne tematy w dziale Polityka