Dwie strony uśmiechniętych bredni kończą pytania do prezydenta, będące de facto postulatami działań w świętej sprawie. Brakuje wśród nich propozycji tego, co należy zrobić z niebezpiecznymi książkami. Czy radni KO chcieliby, niczym czerwoni lewacy, zamknąć je w zbiorze prohibitów, by tam spokojnie oczekiwały na zmianę władzy, czy też, wzorem lewaków brunatnych zrobić z nich ognisko na licealnym podwórku?
Katowiccy radni Koalicji Obywatelskiej wystosowali do prezydenta miasta interpelację będącą w zasadzie donosem oszołomów oskarżających ludzi o normalność, inaczej mówiąc zawiadomienie o popełnieniu myślozbrodni.
Powodem palącej troski katowickich radnych jest pojawienie się w bibliotece VIII Liceum Ogólnokształcącego niedopuszczalnych publikacji. Publikacjami tymi są książki autorstwa Gerarda van den Aardwega Nauka mówi „Nie”. Oszustwa „homo-małżeństwa” ze wstępem (o zgrozo!} księdza Dariusza Oko, a także broszury takie jak Edukacja seksualna wkracza do szkół. Ratuj swoje dzieci. Treść donosu znaleźć można w intrenecie pod adresem:
https://bip.katowice.eu/Lists/Dokumenty/Attachments/148975/RI-IX-000891%20grupa%20radnych.pdf
Polecam tę lekturę, bo oddaje ona doskonale stan umysłu członków partii rządzącej.
Radnych przeraziły również „inne publikacje o charakterze ideologicznym, wymierzone w osoby LGBTQ+ i podważające potrzebę rzetelnej edukacji seksualnej”. To akurat jest podręcznikowa ilustracja bolszewickich metod propagandy: nazywania białego czarnym a czarnego białym, czyli zupełnego odwrócenia pojęć. Tym właśnie jest zarzucanie charakteru ideologicznego książce demaskującej odlotową ideologię.
Napiętnowane wydawnictwa opisują wieloliterową ideologię, a nie uderzają w osoby nią skrzywdzone. Nazywanie hipochondryka chorym nie na to, na co się skarży, tylko na hipochondrię właśnie, nie jest atakowaniem chorego człowieka, tylko opisem rzeczywistości.
A rzetelna edukacja, nie tylko seksualna, polega na przedstawianiu uczniom różnych punktów widzenia i ich ocenie w swobodnej wymianie argumentów, tak by młodzi ludzie mogli nie tylko sami wyrobić sobie pogląd w tej konkretnej kwestii, lecz również nauczyć się stosować logiczną analizę do zrozumienia innych problemów, jakich nie będzie skąpić im życie. Radni KO domagają się dokładnie odwrotnych metod edukacji: wykucie obowiązujących dogmatów i zakaz poznawania innych poglądów. Towarzysz Stalin byłby z nich dumny.
O oburzającej zawartości szkolnej biblioteki donieśli radnym uczniowie i absolwenci VIII LO i to jest już sukcesem wychowania w duchu bolszewickim. Wskazali też winnych. Wprawdzie nie po nazwisku, ale stwierdzenie „osoby odpowiedzialne za prowadzenie biblioteki szkolnej” znacznie zawęża krąg podejrzanych w sytuacji, gdy biblioteką zajmują się dwie panie. Jest też trzeci winny, a raczej winna – dyrektor szkoły, jako że „pomimo zgłoszenia niepokoju, szkoła nie podjęła żadnych działań w celu wyjaśnienia sprawy ani usunięcia wskazanych treści”. Trzy osoby, to już zorganizowana grupa przestępcza, a to skutkuje wielomiesięcznym aresztem, tymczasowym oczywiście.
Może są to niesmaczne żarty, a może jestem zbyt podejrzliwy, ale coś mi się widzi, że pani dyrektor długo już nie podyrektoruje i być może to było powodem wysłania tego donosu.
Wróćmy jednak do treści doniesienia. Bardzo wzruszyło mnie stwierdzenie, że „obecność publikacji o jawnie dyskryminacyjnym i pseudonaukowym charakterze w przestrzeni publicznej szkoły stanowi poważne zagrożenie dla dobrostanu uczniów, szczególnie należących do społeczności LGBTQ+”. Wzruszyłem się, bo przypomniało mi ono moje młode lata, gdy najwyższe czynniki i wykonawcy ich woli, troszczyli się o mój dobrostan, a jeszcze bardziej o dobrostan społeczności członków organizacji komunistycznych i bardzo dbali, by lektury dostarczane młodym ludziom nie zmąciły ich wiary w doskonałość najlepszego ustroju. Usuwano więc gorliwie nieprawomyślne wydawnictwa, a nawet ich ślady w postaci kalek do maszyny, jakie znalazł w mojej szufladzie pewien zaangażowany pedagog w stopniu podoficerskim.
Jak za dobrych, bolszewickich czasów, w dwustronicowym donosie nie ma ani jednego, powtarzam: ani jednego, merytorycznego argumentu. Są za to liczne inwektywy typu ideologiczny czy pseudonaukowy. Ten ostatni jest ciekawy, ze względu na autorów donosu i autorów piętnowanych książek.
Gerard van den Aardweg jest psychologiem, absolwentem Uniwersytetu w Lejdzie. Doktorat z psychologii obronił na Uniwersytecie Amsterdamskim. Ksiądz Dariusz Oko jest z kolei teologiem i filozofem. Pracę doktorską z filozofii obronił na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, a habilitację, również z filozofii, uzyskał na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Jest też tam profesorem uczelnianym. Nie wiem, jaki dorobek naukowy mają katowiccy radni Koalicji Obywatelskiej, by tak jednoznacznie dyskredytować ich prace naukowe. Być może obowiązuje ich bolszewicka zasada „nie matura lecz chęć szczera”.
Bolszewicki jest też atak personalny, mający zastąpić dotkliwy brak argumentów merytorycznych. Odpowiedź na ten stek bzdur wymagałaby dłuższego tekstu, więc może tylko jeden, dość zabawny przykład. Gerard van den Aardweg stosował autorską terapię leczenia skłonności homoseksualnych, zwaną terapią konwersyjną. Spadła na niego lawina oskarżeń o najgorsze, jako że środowiska homo walczyły o zakaz takich terapii. Pewna instytucja nazwała ją nawet torturami i tę opinię przytaczają uśmiechnięci donosiciele. Nie stwierdzono jednak, by kogokolwiek zmuszono do poddania się tej terapii. Tortury wykonywane za zgodą torturowanego, to jednak śmiała koncepcja. Z tego „paragrafu” można zamknąć dowolnego dentystę.
Dwie strony uśmiechniętych bredni kończą pytania do prezydenta, będące de facto postulatami działań w świętej sprawie. Brakuje wśród nich propozycji tego, co należy zrobić z niebezpiecznymi książkami. Czy radni KO chcieliby, niczym czerwoni lewacy, zamknąć je w zbiorze prohibitów, by tam spokojnie oczekiwały na zmianę władzy, czy też, wzorem lewaków brunatnych zrobić z nich ognisko na licealnym podwórku? Gdyby na tym ognisku przypiec kiełbaski, byłby z tych książek jakiś pożytek.
To może było śmieszne, ale groźne jest pytanie „ Czy znane są Panu Prezydentowi źródła finansowania (…) wskazanych publikacji (…)?” To już śmierdzi kryminałem. Na sto procent w budżecie szkoły nie ma pozycji „zakup publikacji antyLBGTQ+”. Kupiono je więc z innych pozycji budżetu, a za to uśmiechnięci chcą zamknąć ziobrystów. Widać ktoś bardzo nie lubi pani dyrektor i pań bibliotekarek.
Możemy, i powinniśmy, śmiać się z tego donosu, jego poziomu intelektualnego, bzdurnej treści i wyzwisk zamiast argumentów. W swej głupocie jest on jednak niebezpieczny. Mogły nas nie obchodzić wymyślone zarzuty wobec byłych elit rządowych, bezpodstawne areszty, dopóki nas nie dotyczyły, były gdzieś daleko. Uśmiechnięty donos katowickich radnych pokazuje, że mogą oskarżyć każdego z nas o cokolwiek, mniej więcej jak za bolszewickich czasów.
Inne tematy w dziale Polityka