Wyraz "tło" widzimy. Litery. Cały wyraz. Czy widzimy tło?
Czy istnienie czegokolwiek, mogłoby "być", gdyby nie "tło"? Ale czym jest "tło" istnienia? Nieistnieniem? Czy przeciwnie, jest istnieniem pełnym, którego to, co postrzegamy jako istniejące, jest jedynie przejawem, często tymczasowym.
Masa i energia są zachowane. Ich suma się nie zmienia, choć mogą przechodzić - jedno w drugie. Ale to pozór. To obowiązuje wyłącznie w dłuższych odcinkach czasu. A jeśli nie istnieje w krótszych (10 do -21s) to co wtedy? Co w tych krótszych odcinkach czasu? Wtedy z "nicości" czyli nie było tam niczego, pojawia się "c o ś", jakaś subatomowa cząstka. To niemożliwe. Ale tak właśnie się dzieje. Na czas owa cząstka "znika" i znów, "nie ma nic". Bo nie ma. A potem, nagle, znów się pojawia jakaś cząstka. I tak w kółko. I tak nieustannie.
To może "nic" jest "matką", źródłem, pełnią wyłaniającą z siebie coś, co obserwujemy jako faktycznie istniejące? Bez "nic", bez "tła", nic nie mogłoby zaistnieć. I w sensie postrzegania tego, bo tylko na tle litery, tylko "Na pustym niebie, jasny lot sokoła" - jak pisała Ursula Le Guin.
W sensie życia psychicznego, pojawiają się w nas. Myśli, pomysły, idee. Może czasem cierpimy na kociokwik, nieustannie nas zajmujących, owych "cosiów" myślowych. Także świadomie je tworzymy. Stajemy się maszynami - myślącymi. Nieustannie. A może potrzebne nam jest "nic". Może człowiek, ma taką właściwość, że może jakoś do tego świata "nic" wejść, zbratać się z "tłem", pozwolić przeniknąć się "źródłu" myśli wszystkich, które myślami nie jest? To czym owo jest? "Ten kto wie, nie mówi. Ten kto mówi, nie wie" - czytamy w Tao Te Ching. To zdanie wyraża być może przekonanie, iż istnieje możliwość istnienia dla człowieka w stanie, w którym on doświadcza - choćby do pewnego stopnia - rzeczywistości pełnej, pozasłownej. "Woda, którą ja daję, jest wodą życia. W tym, kto ją spożyje staje się źródłem. Taki człowiek nie będzie już pragnął." - w tym stylu mówił Jezus.
Może ten cały świat, stara się nas odciąć. Od tła. Od ciszy. Od pełni. Od "Pokoju Bożego". Od Tao. Od Pełni poza słownej, z której słowa czerpiemy, bazując na której tworzymy myśli. Ale świat nas myślami zalewa. Zalewa w nas przestrzeń, w której mogłoby się rozgościć Tło. Czyli - Wszystko. Zamiast być pomostem, przenoszącym Tło do istnienia, stajemy się konsumentami samych siebie, zamykamy się w świecie kołowrotka myśli. Odcinamy się od... Życia? Które jest. Które nas tworzy i chce. Które pragnie się nam udzielać, bośmy jego w jakimś sensie wyjątkowymi "dziećmi".
Więc może warto, czasem odłożyć, wszystko na bok. Niczego nie chcąc, nie oczekując, do niczego nie dążąc, poza tym, co JEST, ale nie słownie ani do pomyślenia, wyjść i zrobić miejsce, w sobie dla Tła. Może to nic nie da. Może przeciwnie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości