W tekście "Protesty w Bułgarii" poświęconym rychłemu przyjęciu waluty Euro czytamy:
Według badań większość Bułgarów jest przeciwna wejściu do strefy euro, a aż 73% uważa, że jest na to za wcześnie.
To jest zagadkowe. Bo "Decyzja o przyjęciu euro została podjęta na poziomie parlamentarnym", a przecież parlament jest organem przedstawicielskim społeczeństwa i parlamentarzyści reprezentują swoich wyborców, których ponoć aż 73% nie chce teraz z Bułgarii waluty Euro.
Jeśli podane dane są prawdzie, to sytuacja wygląda tak:
- mamy społeczeństwo, którego 73% czegoś nie chce
- mamy reprezentację tego społeczeństwa, która w ponad 50% tego właśnie chce, czego nie chce społeczeństwo i to właśnie robi.
Bułgarski przykład można by mnożyć nieskończoną ilość razy, pytając np. jaki procent społeczeństwa polskiego chce, by sprowadzać do nas "inżynierów i lekarzy" i fundować im za nasze pieniądze życie, o jakim biedni Polacy, w tym bezdomni, mogą pomarzyć, ale na marzeniach to będzie koniec? Jaki procent narodu polskiego chciał zostać sługami narodu ukraińskiego, co zadeklarował publicznie i głośno rząd PiS? Jaki procent społeczeństw państw zachodnich jest za zmianą ich struktury ludności, co do pochodzenia, wartości, kultury i rozwoju cywilizacyjnego?
Wniosek nasuwa się zaskakujący: parlamenty państw działają wbrew i na przekór woli większości tych społeczeństw. Przynajmniej w pewnych istotnych sprawach i zakresach. Ale jeśli tak, to czy parlamenty są reprezentacją ludzi czy też reprezentują jakieś inne decyzje, poglądy, interesy?
Drugie pytanie jest takie, co na to ludzie? Czy nadal "wybierają" tłumnie swoich "przedstawicieli"? Bo chyba tak. A jeśli tak, to oni sami tworzą tę sytuację, w której nie mają "nic do powiedzenia". Stają się "kolaborantami" własnego losu z rąk polityków? To niemożliwe!
Ale jeśli parlamenty robią co innego, niż chcą ludzie, to po co one właściwie są? Po co ci wszyscy politycy?
Po to, żeby ludzie na nich głosowali i żeby oni wobec ludzi mogli prowadzić daną politykę bez większych tarć.
Ludzie mogą zagłosować na kogoś innego. Z palety polityków, która przeszła przez wieloletnie sito, sprawnie odcedzające plewy i kształtujące spolegliwość i responsywność tych, spośród których pupulacja będzie mogła wybrać swoją "reprezentację", która rzecz jasna reprezentuje ale wobec populacji, to co populacji należy zrobić.
Dlaczego?
Dlatego, że liczy się tylko moje, tylko tu i teraz. I wystarczająca większość zaakceptowała devangelię "kapitalistycznego liberalizmu". Nie przesadzajmy. Nie jest tak źle. Zanim nas znowu zamkną w mieszkaniach na 14 dni, poszczują policją za niemanie szmaty na pysku, wylegitymują, skażą, zamkną środki komunikacji, możemy poczuć się dobrze i dostatnio. Licząc na to, że może samo się coś poprawi, albo że nic się nie pogorszy, nie myśląc o tym, że jesteśmy tak naprawdę - tutaj - niepotrzebni, tym na górze, i że w związku z tym, jest coraz "lepiej".
Tylko jeśli parlamenty nie reprezentują ludności, to po co ten cały cyrk?
Inne tematy w dziale Społeczeństwo