To jeszcze w kontekście tych wyborów, które niebawem przed nami.
Obejrzałem sobie dzisiaj ponownie film "Rok pierwszy" Witolda Lesiewicza z roku 1960. Obraz strzaskany przez internautów na Filmwebie określeniami typu "komunistyczny kał" czy "propagandówka komunistyczna".
Czyżby? Scenariusz napisał Aleksander Ścibor-Rylski człowiek wyrosły i ukształtowany w innym świecie, bo w tym, do którego z tęsknotą wzdychamy. Żołnierz Szarych Szeregów, AK, powstaniec warszawski, w dodatku szlachcic.
Czy mógł napisać propagandówkę, jak to poczynił Andrzejewski z Wajdą? Mógł, ale napisał jednak co innego, chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się że wybrał utartą ścieżkę.
Pierwsza scena filmu, to pochmurne jesienne niebo, zasnuta deszczem błotnista, polna droga. Po drodze walają się jakieś skrzynki, puszki, kamera dochodzi ich śladem do unieruchomionej ciężarówki. Sowiecka. Z daleka nadjeżdża chłopski wóz, z którego zeskakuje człowiek w pałatce z pepeszą. Podbiega do wozu ogląda go. Wycieraczka chodzi. Szyba przednia przestrzelona. Z maski zwisa ciało sowieckiego żołnierza. Podjeżdża furmanka. Człowiek w pałatce mówi do woźnicy: To robota "Topora".
Tak się zaczyna opowieść o komuniście Otrynie (Stanisław Zaczyk), który ma zorganizować w miasteczku, z którego pochodzi posterunek MO. Nie wie tylko jednego, że taki posterunek wystawił już tam wcześniej własnym sumptem oddziałek AK kaprala "Dunajca" (Leszek Herdegen) zorganizowany przez niejakiego Pielewicza (Roman Zawistowski) typowego karierowicza, który pragnie zostać w miasteczku burmistrzem. Tak więc główny bohater, komunista intruz ideologiczny Otryna w swojej misji budowania czerwonego świata w malutkim miasteczku na początku swej misji nie znajduje żadnych AL-owców czy PPR-owców, lecz właśnie żołnierzy AK, będących jedynymi legalnymi gospodarzami, którzy chcących takimi pozostać, mimo że ich protektorowi Pielewiczowi korupcja wisi wyraźnie pod nosem.
Fabuła jest więc tylko na pozór, bo z obowiązku naciągnięta do gomułkowej rzeczywistości, albowiem taką historią w życiorysie co filmowy kapral "Dunajec" mógł się ostatecznie pochwalić słynny major "Ogień" organizujący na Podhalu milicję obywatelską.
Nie da się więc ukryć, że "Rok pierwszy" mimo komunistycznych odgłosów ma w sobie ukryte prawicowe dno.
Na pierwszym planie scenarzysta Rylski wprawdzie hołubi komunistyczną władzę, by z drugiej strony pokazać jednak dobitnie i bez ogródek jej podłość oraz podstępność. Widać to nie tylko w rozmowach samych akowskich bohaterów mających kontakt z lasem, z informatorami od "Topora", którzy ostrzegają ich, że niebawem wyjadą na białe niedźwiedzie, jeżeli nie porzucą zabawy w organizowanie władzy pod szyldem PPR, ale również w działaniach samego Otryny, który próbuje zorganizować sobie siatkę donosicieli aby ci śledzili jego nowych podwładnych, bo dla niego ważniejszym jest nie sama Polska, ale manifest sowiecki PKWN.
Z tego powodu presja opowiedzenia się za jedną ze stron będzie tak duża, a honor żołnierski tak wielki, że tytułowy kapral "Dunajec", który chciałby wreszcie zawiesić karabin na kołku i żyć w spokoju popełni z tego powodu samobójstwo.
Rylski bardzo uczciwie zarysował powojenne rozterki akowców; Co robić, siedzieć w lesie i bić się dalej z komunistami, czy ulec ich wizji nowej Polski, chociaż obok zmuszony był również opisać w ostatnich scenach Otrynę jako przyzwoitego komunistę.
Cudowna jest więc ta rozmowa pomiędzy kapitanem "Zbarażem" AK (Kazimierz Meres) a kapralem "Dunajcem" w szkole o darowaniu win temu drugiego za zabawę w MO, lub nieprzejednanie i antykomunistyczna zapiekłość miejscowego rządcy w folwarku, a jednocześnie porucznika NSZ "Tatara" (Henryk Bąk), który chce spacyfikować wieś za szpiclowanie na rzecz UB. Ten film naprawdę warto zobaczyć aby przekonać się, że pod płaszczykiem poprawności politycznej ukryto kawałek polskiej historii, w dodatku prawdziwej, bo mającej na dokładkę dzisiaj swoje echa w zbliżających się wyborach prezydenckich.
https://zaq2.pl/video/pqypi
Inne tematy w dziale Kultura