Daleki jestem od oskarżeń, ale przyznam szczerze że nie podoba mi się kiedy Kościół bawi się w biznes.
Zakony od wieków utrzymywały się z pracy własnych rąk dla własnych, że tak napiszę brzydko "gąb". Miały sady, ogrody, hodowle świń, bydła i wszystko to własnymi rękoma obrabiały. Wiejski proboszcz miał podobnie własne hektary, z których się żywił, tu jednak z pomocą parafian co mu obrobili pola z szacunku dla osoby duchownej.
Nie przeczę, dzieło św. Maksymiliana Kolbe jakim była drukarnia w Niepokalanowie drukująca katolicką prasę czy książki, albo obecne imperium medialne ojca Rydzyka...
Ale pomysł na jaki wpadły siostry z Łagiewnik mocno mnie zaskoczył i z lekka przyznam zniesmaczył.
"Kawa z Łagiewnik" zbierana w Wietnamie, wypalana i paczkowana w klasztorze. Niby nic a jednak robi różnicę in minus.
„Kawa z Łagiewnik” to nasz pomysł na przetrwanie - czytam w "Bibule" - Gdy pielgrzymów jest mniej, my nie przestajemy pracować i inspirować innych. U nas cały czas się coś dzieje i w sferze duchowej, i materialnej. Kawy można napić się w naszej restauracji Agape, ale i zabrać ją do siebie. Jeśli jednak ktoś nie może do nas przyjechać, może ją zakupić i skosztować w swoim domu, dzielić się tym wspaniałym smakiem z innymi, myśląc o Łagiewnikach i mając świadomość, że w ten sposób dołożyło się swoje ziarenko na wsparcie utrzymania miejsc pracy dla osób zaangażowanych od kilkunastu lat w funkcjonowanie sanktuarium Bożego Miłosierdzia" - tak reklamuje klasztorny towar ks. Wyrobkiewicz (nawet nazwisko pasuje do biznesu)
Nie oskarżam, ale pamiętam dość dobrze aferę Stella Maris i biskupa Gocłowskiego zamieszanego w handel autami z mafią bez podatku, czy wreszcie słynnego biznesmena w sutannie (winiarnia, browar) jakim był ks. Jankowski, bez sutanny przypominającego bardziej letnika z Monte Carlo.
Nie wiem co na to Pan Bóg, ale zdaje mi się, że tak ubogacające Kościół atrakcje pogoniłby batem jak dawniej
