Robi się powoli ciemne niebo nad ministrem Macierewiczem. Utrącony ze stanowiska ministra MON i mianowany na powrót szefem Komisji d/s katastrofy smoleńskiej prawdopodobnie za sprawą swojej nieugiętej postawy wobec prezydenta RP został i stamtąd odwołany. Według "Super Expressu" ma bowiem minister Macierewicz zostać amabasadorem na Węgrzech. Politolog prof. Rafał Chwedoruk określił to doniesienie w rozmowie z "SE" słowami "nagroda i zsyłka" i dodał także że jest to "ostatni etap politycznej kariery Macierewicza".
"Dziennik Narodowy" skąd zaczerpnąłem tę wieść dodaje na smutno, że dzieje się tak dlatego, iż po prostu Antoni Macierewicz stał się b. niewygodnym w samym PiS. Ja dodam od siebie, że stał się on do bólu niewygodnym, gdyż nie pasuje pod żadnym kątem do obecnej strategii jaką jest otwarcie się PiS-u na liberalny elektorat (czytaj: post-komunę) oraz ugłaskiwanie brukselskich urzędników, którym ludzie o wyrazistych charakterach jak były szef MON pod żadnym pozorem nie są również niepotrzebni. Wysłanie więc Antoniego Macierewicza na stanowisko amabasadora w Budapeszcie gwarantowałoby obecnej ekipie rządzącej w Warszawie polityczną twarz, a jemu samemu, jak to opisuje informator z PiS, spokój oraz, że nie mógłby już niczego zawalić. Na temat mianowania Antoniego Macierewicza na ambasadora nie wypowiedział się jasno także wiceszef PiSu Adam Lipiński, który uciął krótko, że sprawa nie jest jeszcze przesądzona, ale jednocześnie nie zdementował informacji do jakich dotarł "Super Exprees". Mnie natomiast w tym wypadku przychodzą na myśl dwie sprawy. Pierwsza, że w imię politycznej poprawności i podległości wobec sojuszników obecny rząd postanowił zakopać akta smoleńskie, a druga, że Antoniego Macierewicza pozbywają się z swego otoczenia w sposób niemal identyczny w jaki przed wojną pozbyto się z polskiej polityki gen. Wieniawy-Długoszowskiego. Smutne to wszystko i na przyszłość raczej nie wróżące dobrze tej ekipie.
