Pogodny Pogodny
1697
BLOG

"Popiół i diament" oraz reszta dziwnej rzeczywistości

Pogodny Pogodny Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 93

"Popiół i diament" (1958) cieszy się niesłabnącym powodzeniem od lat. Uznawany za klasykę polskiej nowej fali wywołał w środowisku filmowym ferment. Według wielu dzieło Wajdy oparte na prozie Andrzejewskiego rzuciło nowy snop światła na ludzkie dylematy i problem poakowskiej partyzantki, odbiegający odważnie od ówczesnej  politycznej rzeczywistości.

Czy aby na pewno?

Aby  zrozumieć istotę sprawy należy się cofnąć w czasie. Mamy oto rok 1954 kiedy to mistrz kręci swój pierwszy nagrodzony, a czwarty z kolei film czyli "Pokolenie". Niedawno wprawdzie umarł Stalin, ale jego duch pozostaje wciąż żywy pośród reżyserów. Polska kinematografia to nadal przesiąknięta socrealizmem skamielina. Trudno się więc dziwić, że opisana w filmie historia młodego chłopaka z peryferii Woli będzie inna niż dotychczasowe opowiedziane. Scenariusz  do filmu napisał autor książki (ten sam tytuł) Bohdan Czeszko. Generalnie filmowi niewiele można pod względem warsztatowym  zarzucić. Postacie grane przez Tadeusza Łomnickiego, Tadeusza Janczara i Urszulę Modrzyńską są wyraziste u stanowią duży atut filmu. Niemniej Czeszko zmienia opisaną przez siebie w książce rzeczywistość, która to zaczyna się nie na ul. Wolskiej, którą to główny bohater Stach (Tadeusz Łomnicki) ciągnie wózek z ciekłym szkłem dozorowany dodatkowo przez właściciela, ale przy nasypie kolejowym gdzie chłopcy grają nożem w "pikuty". Ma być przecież proletariacko i tak jest: "Urodziłem się na budach..." a w tle słychać melodyjną okarynę. Kolejną zmianę zauważy ten kto czytał książkę i oglądał film, że zamach na Niemca nie odbywa się w parku jak to zostało opisane na kartach powieści, ale w podrzędnej, peryferyjnej knajpie gdzie tykający oczami zegar ma podkreślić i uwypuklić to co się za chwilę w lokalu stanie. Wreszcie ostatnia scena pachnąca na milę manipulacją. Scena kiedy to Stach oraz towarzysze otwierają właz kanału przy murze getta, za którym trwa walka. Akcję osłania Jasio Krone (genialny w tej roli Tadeusz Janczar), który mimo że może się bezpiecznie wycofać po ostrzelaniu i obrzuceniu nadchodzącego patrolu niemieckiego granatami pozostaje nie wiedzieć czemu nadal schowany za latarnią. Następuje nierówna walka oraz pościg, który do końca nie jest dla widza przekonywujący choć tempo akcji odrzuca logikę. W książce Czeszki Jasio ucieka ulicą próbując dostać się do bram, które w związku ze strzelaniną są zamknięte przez dozorców na cztery spusty. Wreszcie trafia na jakąś otwartą i biegnie na strych.  W filmie tymczasem kluczy załukami, a nieustępliwi Niemcy naciskają mu na pięty. Wreszcie wpada do jakiegoś podwórka studni, wspina się na dach jakiejś szopy, następnie wdrapuje na wysoki mur oraz kolejny dach,. Pod stopami odpada mu przy tym cegła oraz tynk po wystrzelonej ku niemu niemieckiej serii, górą leci ptak (gołąb?), zapewne symbol pokoju i wolności (scena była niezamierzona).

W tym miejscu należałoby zaprzestać dalszej opowieści. Nie wierzę w motyw aby Niemcy wspinali się dzielnie za uciekinierem w rejony graniczące z akrobacją. A jednak nie, są jak cień i go wreszcie osaczają w mjejscu gdzie schody mają strukturę spirali (to pmysł asystenta Wajdy, Kutza). Gdzieś musi być wyjście mysli nasz bohater dobiegając do  do drzwi na samej górze, gdzie jak przypuszcza czeka go wolność. Myli się, za zamkniętymi drzwiami napotyka  kraty. Zrozpaczony odwraca się i ostrzeliwuje do samego tragicznego końca. Wreszcie rzuca w Niemców pistoletem i korzystając z ich zaskoczenia, ranny w rękę, wspina się na balustradę, po czym poruszając dłonią jakby w geście "a co mi tam, niech się dzieje co chce" rzuca  w dół.

Ten gest dłoni popełniającego samobójstwo Jasia Krone jest dla mnie wyznacznikiem kłamstwa scenariuszowego. Wszystko co widz zobaczył było jedynie pustym, nic nie znaczącym  podkręceniem akcji. W rzeczywistości Jasio Krone chciał walczyć ale też i zyć. Z pewnością więc nie tkwiłby bezradnie za latarnią. Poza tym gdyby na jego drodze stanęła ZWZ a nie komuniści to też by walczył. Sęk w tym, że według scenariusza komunisty Czeszki ZWZ nie walczyła, ona nie miała w ogóle prawa walczyć, a jeśli już chciała to trafiała na kraty. Motyw krat Wajda powtórzy jeszcze raz, w "Kanale" (1957), gdzie niegubiąca się w kanałach łączniczka "Stokrotka" (Teresa Iżewska) nagle się zgubi i wyprowadzi ciężko rannego ppor. "Koraba" (ponownie Tadeusz Janczar) na kanałowe kraty u brzegu Wisły. Wielu widziało w tej scenie niezwykły tragizm sytuacji, wielu jednak dostrzegło też i bezsens powstańczej walki. Widać to doskonale, z całą mocą w scenie kiedy "Korab" pyta "Stokrotkę" co jest napisane na ścianie kanału, a ona odpowiada że nic takiego. "Kocham Janka", tymczasem widz widzi napis  i czyta: "Kocham Jacka". Nie wiem czy  i w "Pokoleniu" nie tkwiła w podświadomości twórców złośliwa ochota aby bohaterstwo wpisać w  nawias strachu, beznadziei i uległości.

W tym miejscu przechodzimy do "Popiołu i diamentu" (1958). Tutaj także scenariusz do własnej powieści napisał sam autor. I tutaj również widać jakieś dziwne skrzywienie filmowanego świata. Trzej zamachowcy oczekują w zasadzce pod kapliczką, kiedy nagle między nimi pojawia się dziecko.  Dziwna sytuacja, ale załóżmy że ostatecznie prawdopodobna i możliwa, chociaż już dobicie pozorującego własną śmierć człowieka  w drzwiach kapliczki było nie tylko mordem a także profanacją miejsca świętego. Sam Maciek Chełmicki jest w dodatku ubrany dziwnie, można rzec ponadczasowo w przeciwieństwie do swoich towarzyszy, jak nie przymierzając wędrowiec w czasie, oderwany od rzeczywistości model-dziwoląg, polski James Dean. Skórzana kurtka, ciemne okulary. Boi się przy tym mrówek  W jakim celu pojawiła się ta scena?

W takim jak i końcowa. Po wykonaniu wyroku na Szczuce Chełmicki chce opuścić miasto i trafia przypadkowo na patrol. Widząc żołnierzy ucieka. Ci zaczynają go oczywiście gonić, bo wtedy uciekać znaczy coś powaznego zbroić. Strzelają więc za nim, i trafiają. Śmiertelnie ranny bohater zaplątuje się w trakcie ucieczki w rozwieszone pranie. Przy okazji stwierdza ze zdumieniem że go trafiono, że mocno krwawi. Umiera ostatecznie w jakichś idiotycznych konwulsjach na śmietniku. Nie ma nic w tym nie zaplanowanego, Reżyser dobrze wiedział co przekazuje. Z jednej strony kamera ma być i jest pełna zadumy nad tragicznym losem Chełmickiego, ale z drugiej ukradkiem się cieszy. Tak miało być i tak będzie. Każdy kto podniesie rękę na władzę ludową nie tylko nie uniknie kary, ale skończy swoje życie na śmietniku historii. Jakże cyniczne  brzmią więc słowa jednego z żołnierzy pochylającego się nad trupem Maćka: "Człowieku po coś uciekał?"

Kto nie wierzy, że Wajda był w porządku wobec Polaków,  Polski i jej historii  niech wspomni sobie na ostatek osławioną "Lotną" (1959). Film nakręcony według opowiadania Żukrowskiego. Już sama chęć adaptacji i ekranizacji tego antypolskiego paszkwila budzi w człowieku prawym wstręt. Tymczasem reżyser podejmuje się bez wahania sfilmować tę antypolską bujdę, kompletuje więc obsadę, nawet niezłą, i na ekranie umacnia w sposób nad wyraz cyniczny słynne kłamstwo Niemców, jakim miała być ponoć szarża polskich ułanów na niemieckie czołgi. Ułanów, którzy mając na wyposażeniu nowoczesne karabiny Ur i działka przeciwpancerne tak durnych szarży nie musieli wcale robić i nie zrobili.

Na zakończenie trochę pochlebstw.

Były jednak tematy, których Andrzej Wajda nie mógł w żaden sposób przeinaczyć ani po swojemu spaprać. Tym czyś była wielka polska literatura oraz jej autorzy. Reymont, Żeromski, Fredro oraz Mickiewicz. Wspomniani pisarze i poeci okazali się jednak swoimi tekstami zbyt odporni na zakusy reżysera, który zmuszony był w rezultacie pokazać to, o czym oni napisali, i zrobił to rzeczywiście bardzo dobrze.

Pogodny
O mnie Pogodny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura