W notce https://www.salon24.pl/u/zefirek/972528,prawda-czasu-i-ekranu-o-imieniu-zgoda przytoczyłem prorocze słowa Romana Dmowskiego, co ten by zrobił gdyby tak zechciał jako wróg szkodzić Polsce. Notka przepadła z kretesem, wiadomo temat niewygodny, cytat niewygodny, bloger niszowy. Rozumiem, ale w słowach Romana Dmowskiego odbija się jak w soczewce nasz obecny polityczny, porąbany polski świat. Wystarczy słowa Dmowskiego przeczytać i w odpowiedzi można albo zamknąć oczy i udawać że nic się nie stało, albo zacząć działać. Pytanie tylko kim.
Tego pan Dmowski niestety już nie przewidział. Nie przewidział, bo za jego czasów komunistów wsadzano po prostu do więzień albo posyłano na szubienicę, nie prowadzono z nimi żadnego merytorycznego dialogu, przez co nie byli oni w stanie owocniej ewoluować i emanować. Państwo polskie komunistom było wrogie, ale nie można mu było wówczas zarzucić iż kierowało się wyłącznie opresyjnością. Na gruncie ekonomicznym każdy mógł działać jak chciał. Tę opresyjność państwa widzieli jedynie komuniści, którym marzyła się m.in. Judeopolonia oraz kapitalizm po swojemu czyli sowieckie niewolnictwo. W filmie Zbigniewa Kuźmińskiego "Drugi brzeg" (1962) jest taka scena, w której kresowy komunista, więzień Wasyl Maciejuk (Ludwik Pak) ogląda z okna swojej celi co się dzieje za pobliską rzeką. Tam zaś okoliczni mieszkańcy budują domy. Budują je w dodatku bez zezwolenia. Warunek jest wszak jeden w takim przypadku. Dom musi powstać w ciągu jednej nocy, inaczej władza każe następnego dnia go rozebrać i ukarze budowniczych grzywną. Jak już zostanie zbudowany policja państwowa oraz urzędnicy nie mają prawa się do budynku przyczepić. II Rzeczpospolita respektowała tę dziwną umowę pomiędzy nią a biednym obywatelem.
Dzisiaj by respektowała? Dobre pytanie. Dzisiaj bez zgody i wiedzy państwa nic na swojej ziemi nie tylko nie zbudujesz, ale też nic na niej nie wytniesz, a jak zechcesz to zrobić, a państwo na taką twoją fanaberię łaskawie się zgodzi, to za wszystko musisz słono w podzięce temu państwu zapłacić. Któż do takiego stanu doprowadził? Odpowiedź jest jedna: odpowiadają za to komuniści, którzy tuż po wojnie pod auspicjami Stalina sfałszowali wybory, wymordowali resztkę narodowych, polskich elit i jako obce DNA wżarli się w polską krew. Dlatego polskiej elity dzisiaj w Polsce nie ma, a wraz z nią nie ma i państwa, co najwyżej jego atrapa podparta chwiejnymi opartymi na uległości sojuszami.
Jest bowiem taka elita, która robi tak jak chce tego obywatel, bo dostrzega głos tegoż obywatela w Sejmie? Dostrzega że jest to głos państwa? Darujmy sobie odpowiedź, żyjemy w iluzji która zwie się na użytek idiotów demokracją; Ale dzięki temu nauczono nas jednego złodziejskiej zaradności, która w języku obecnej elity brzmi: "masz łeb i ch...j to kombinuj". Lub mówiąc kulturalniej tekstem kabaretu "Tey": "Coś taki chudy? Bo nie nauczyłem się jeszcze kombinować."
Więc kombinujemy jak się da, od góry rządowej począwszy a na dole sprzątaczek skończywszy, bo przecież nie wiadomo co się jutro nam przydarzy. Dają, to bierzemy. Biją, to uciekamy. Nic zaś od siebie, co najwyżej, jak najwięcej - bo okazja - nagrabić lub skorzystać, aby dla własnego ja i swoich dzieci starczyło. Metody? Nieistotne. Honor? Czymś takim się pożywisz? Polska? "O jaką Polskę chcesz walczyć?" - pytał sierżant Legii Cudzoziemskiej Kiedros (Wacław Kowalski) Franka Dolasa (Marian Kociniak). Ten naiwnie mu odpowiedział zdziwiony: "Jak to o jaką? Polska jest tylko jedna."
Po latach ten cytat posłużył politykom jako brzytwa dla tonącego. Nie zginęli, a Polska? A Polskę niech weźmie jasna cholera, byle nie za ich życia, bo wtedy rzeczywiście utoną.
Dzisiaj nikt nie chce walczyć o uczciwą, chrześcijańską Polskę, bo Polską w odczuciu zwykłego Polaka jest wyłącznie czubek jego własnego nosa oraz własna kieszeń, dlatego o Polsce Polak z Polakiem przy kominku będą deliberować i się kłócić, ale i tak nic z tego nie wyniknie. Żeby się coś zmieniło w polskiej mentalności potrzebna jest jej chyba moim zdaniem wojenna zawierucha..
Przed wojną był problem ze studiami. Na takowe dostawali się bowiem bezproblemowo dzieci osób zasłużonych młodemu państwu polskiemu. Pozostali, czyli zdolni, ale biedni musieli obok finansowych wyrzeczeń na atrakcyjnych kierunkach rywalizować o miejsca z reguły z Żydami. Powstała więc z tego powodu na uniwersytetach, dla wielu dzisiaj okropna antysemicka afera, tzw. getto ławkowe, a to dlatego, że na najbardziej prestiżowe studia: jak medycyna i prawo dostawała się (pomijając dzieci osób zasłużonych) w większości młodzież żydowska. Aby Rzeczpospolitej to w jakiś sposób uświadomić, że nie tędy droga, że jest źle, potrzebne było wspomniane getto ławkowe. Po polskiej stronie pojawił się od razu widoczny luz, a po żydowskiej ścisk i tłok. Państwo wzięło pod uwagę protest studencki. Dano wolną rękę rektorom. Liczba żydowskich studentów zmalała wówczas do poziomu uznanego za właściwy i odpowiedni procentowo liczbie żydowskiej mniejszości w Polsce.
Po wojnie komuniści, którzy prawem kaduka zagarnęli władzę w Polsce zaczęli zachowywać się w szkolnictwie wyższym jak wspomniani przedwojenni Żydzi, a że większość z nich była też i Żydami łatwo było im na powrót ogarnąć to, co przed wojną utracili za sprawą akcji polskich studentów. I tak, powiedzmy zostało to do dzisiaj. Co gorsza ci żydowscy komuniści i ich potomkowie zwani dalej resortowymi dziećmi uwierzyli za sprawą i z pomocą szeregu polityków rodem z III RP, iż niewolnikami byli jedynie w Egipcie, natomiast w Polsce są wyłącznie gospodarzami niezależnie kto jest u władzy w tej Polsce. I to by było na tyle.