zetjot zetjot
621
BLOG

Znany liberał miażdży pseudopolitykę amerykańskich liberałów

zetjot zetjot Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 19

Wszystkim , a szczególnie osobom o zapatrywaniach liberalnych zalecam lekturę najnowszej książki  amerykańskiego liberała, Marka Lilli. Oszczędzi to zainteresowanym czasu i błądzenia po manowcach polityki. Polscy liberałowie, niestety, nie wykazują takiej dociekliwości ani obiektywności, wręcz przeciwnie, wydają się czekać na politpoprawne wytyczne z Unii Europejskiej. Szczególnie zabawnie na tle zachowań polskich liberałów brzmi apel autora do Amerykanów o solidarność narodową. Jak to brzmi ? Jak nacjonalizm, zatrąca o faszyzm. I co nam to mówi o naszych demoliberałach ?

Sprawa jest banalnie prosta - mamy konkretny dowód - jeżeli Mark Lilla jest liberałem, to nie są liberałami polscy demoliberałowie. To są po prostu postkomuniści, którzy założyli taką wygodną maskę. Tu wychodzi na jaw całe ich małpiarstwo, brak idei i koniunkturalizm.

Nie ma lepszej gratki dla czytelnika i analityka demoliberalizmu niż krytyka liberalizmu z ust rasowego liberała. Oczywiście nie można poprzestać na lekturze nawet krytycznych głosów z pozycji liberalnych, trzeba samodzielnie dokonać przeglądu tej ideologii i praktyki, by móc ocenić stopień racjonalności krytyki.

Wywody Marka Lilli mnie nie zaskoczyły jeśli chodzi o meritum. Zaskoczyła  mnie precyzyjne krytyczne spojrzenie na amerykańską politykę, co jest rzadkością, no może z wyjątkiem Jonathana Haidta, ale ten zajmował się tym co nauka może nam powiedzieć o postawach politycznych, a nie samymi działaniami politycznymi.

Strukturę systemu demoliberalnego zrozumiałem na długo przed lekturą Marka Lilli, więc nie byłem zaskoczony. Natomiast niezwykle rozjaśniający kwestię polityki liberalnej jest imponujący stopień szczegółowości analizy meandrów polityki amerykańskiej. Żeby móc ocenić strukturę demoliberalizmu, trzeba najpierw dokonać analizy gospodarczego wcielenia liberalizmu jaką jest gospodarka konsumpcjonistyczna. Następnie trzeba skojarzyć efekty konsumpcjonizmu ze zmianami w strukturze społecznej i obyczajowości, w popkulturze, w modzie. Materiałów do lektury jest sporo. Ale to są warunki ogólne systemu, a w przypadku ksiązki Lilli dostajemy szczegółowy przegląd historii liberalizmu amerykańskiego.

Taki głos  jest najcenniejszy jako że pochodzi samego wnętrza układu liberalnego, głos autora książki ""Koniec liberalizmu, jaki znamy", Marka Lilli.

Lilla sugeruje, żeby nie kierować się znaczeniem wyborczym kampanii prezydenckich, bo

"im dłużej demokratyczni prezydenci sprawowali urząd, tym bardziej opinia publiczna pogardzała liberalizmem jako doktryną polityczną."

co sprawia, że rośnie większość stanów kontrolowanych przez republikanów. W polityce liberałów i tu wymienia LIlla rzecz jego zdaniem kluczową

"brakuje jednak wyobrażenia tego, jak miałby wyglądać nasz wspólny, podzielany przez wszystkich model życia"

I w ten oto sposób, co jest rzeczą ciekawą u liberała, stawia Lilla postulat dobra wspólnego, ignorowanego przez politykę liberalną. Lilla zarzuca liberałom, że abdykowali z

"wypracowania nowej politycznej wizji wspólnej przyszłości kraju,/.../ a zamiast tego rzucili się w objęcia polityki tożsamości, tracąc tym samym poczucie tego, co łączy nas jako obywateli i wiąże nas jako naród. /.../ Powracającą ilustracją liberalizmu tożsamości jest obraz pryzmatu rozszczepiającego pojedynczą wiązkę światła na składające się na nią kolory tęczy."

Lilla wskazuje źródło polityki tożsamościowej - zasadę indywidualizmu dominującego w społeczeństwie amerykańskim, obecną zarówno w polityce reaganowskiej jak i liberalizmie tożsamościowym. W Stanach Zjednoczonych zaczął dominować

"nowy pogląd, zgodnie z którym potrzeby i pragnienia jednostek miały niemal absolutne pierwszeństwo nad potrzebami społeczeństwa."

Edukacja liberalna sprawiła, że młodzi ludzie

"stracili gotowość do myślenia o dobru wspólnym i praktycznych sposobach jego osiągania - a zwłaszcza do trudnego i niewdzięcznego zadania polegającego na przekonywaniu ludzi bardzo od nich odmiennych do włączenia się we wspólne wysiłki.Każdy krok liberałów w kierunku myślenia tożsamościowego to krok dalej od myślenia politycznego. A bez tego drugiego nie da się stworzyć żadnej wizji przyszłości Stanów Zjednoczonych."

Jednym z objawów tej apolitycznej tendencji panującej wśród liberałów i psucia demokratycznej polityki stało się angażowanie sądów do obejścia procedur legislacyjnych jeśli te nie dawały im tego, co chcieli uzyskać. W sądach negocjacje z przeciwnikami politycznymi stały się zbędne. I ten sam proces upolitycznienia sądów widać w liberalnej Europie.

Zamiast uprawiać realną demokratyczną politykę liberałowie porzucili dawniejszą Rooseveltowską politykę solidarności na rzecz pseudopolityki tożsamości, polegającej na promowaniu tożsamościowych ruchów społecznych, w czym istotną rolę odegrały wyższe uczelnie. Zamiast realnej polityki koncentrującej się na "my", pojawiła się pseudopolityka, w której centrum znalazło się "ja".  W tej przemianie istotny był, moim zdaniem, także czynnik popkulturowy, który Lilla pomija - rola freudyzmu objawiająca się w postaci obrazu najmodniejszego mebla Ameryki drugiej połowy XX w. - terapeutycznej kozetki z gabinetu psychoanalityka. Wiele się mówi o marksizmie czy o neomarksizmie jako źródle wojny kulturowej w USA, a tymczasem pomija się rolę niezwykle popularnego w USA lat temu kilkadziesiąt freudyzmu, który nie tyle inicjował, co raczej utrwalał i wzmacniał tendencje indywidualistyczne. Marksizm akcentował czynnik zbiorowy, a tu mamy do czynienia z czynnikiem indywidualistycznym, charakterystycznym dla freudyzmu. Skupienie się na różnicach zamiast nad tym co łączy, okazało się zabójcze dla polityki liberalnej.

Lilla głosi, i słusznie, postulat polityki jako realizacji dobra wspólnego, i ideę obywatelstwa jako wspólnej płaszczyzny działania, ale nie sięga dalej by uzasadnić ten postulat społeczną naturą ludzką. Tym niemniej wskazuje zasadnie na bezsens indywidualistycznego zagłębiania się w świadomości własnego ja  i szukania we własnych bebechach odpowiedzi na pytanie kim jestem i co mam czynić. Jak dowodzą badania "ja" jest tylko pochodną "my". W myśl teorii tożsamościowych nie można formułować uogólnień na temat kobiet, osób z zaburzeniami seksualnymi czy Afroamerykanów, bo każde z nich jest inne, a taki absurdalny pogląd wyklucza sensowną politykę. Merytoryczna dyskusja i spór zostają wykluczone i zastąpione tabu, którego lepiej nie ruszać.

Lilla dochodzi w efekcie do następującego wniosku:

"Najważniejsza lekcja brzmi następująco: od dwóch pokoleń Ameryka jest pozbawiona  politycznej wizji swojej przyszłości. Nie ma wizji konserwatywnej, nie ma wizji liberalnej. Istnieją wyłącznie dwie wyświechtane  indywidualistyczne ideologie. ze swej natury niezdolne do tego by dostrzec  wspólne dobro i zjednoczyć kraj w celu jego ochrony w bieżących okolicznościach."

Dalej Lila przedstawia kolejne lekcje jakie wynikają z jego analizy:

"Pierwsze trzy lekcje dotyczą priorytetów: prymatu polityki instytucjonalnej nad  polityką opartą na ruchach społecznych; prymatu demokratycznej perswazji nad  bezcelową autoekspresją, oraz prymatu obywatelstwa nad osobistą czy grupową tożsamością. Lekcja czwarta dotyczy pilnej potrzeby edukacji obywatelskiej w coraz bardziej zindywidualizowanym i zatomizowanym narodzie."

Jak widać z przytoczonego materiału Lilla głosi całkiem racjonalne postulaty krytyczne wobec polityki amerykańskiej. Jednak  w trakcie lektury daje się zauważyć, że obok racjonalnego toku rozważań Lilla czasami przechodzi na tor równoległy i mimo wcześniej wyrażonej krytyki i śmierci liberalizmu, marzy o jego odrodzeniu. Czas liberalizmu skończył się bezpowrotnie, czego nie da się zrozumieć bez odwołania się do teorii ludzkiej natury z jednej strony i koncepcji Jonathana Haidta z drugiej.  W tym przypadku LIlla popełnia błąd popełniany przez zwolenników przegranych ideologii, takich jak komunizm i wpada w te same koleiny: jak twierdzą niewyleczeni zwolennicy komunizmu, to co się działo w Związku Sowieckim, to nie był prawdziwy komunizm.

Ponadto Lilla zdaje się zaprzeczać samemu sobie i nie zważać na fakt, że do śmierci liberalizmu przyczyniło się uznanie radykalnego feminizmu i ruchu homoseksualnego za pełnoprawne i zasadne ruchy rewindykacyjne, które on sam też uznaje za zasadne. Postulaty sprzeczne z ludzką naturą są bezzasadne.

No i jeszcze jeden wątek w książce - nie mogło się w niej obyć, jak na liberała przystało, bez antytrumpowych wycieczek, tak jakby Lilla nie zdawał sobie sprawy z faktu, że wybór i polityka Trumpa jest efektem wielu dekad wybryków demoliberalnych i mistyfikacji, które narosły wokół głównych tez polityki amerykańskiej.

Odnoszę wrażenie, że te ostatnie uwagi zostały dodane do tekstu żeby złagodzić antypolitpoprawnościową wymowę książki i przypominają one praktyki wydawnicze z okresu komunizmu, gdy autorzy musieli złożyć hołd ideologii i dokonywać w tekście rytualnych wstawek potępiających imperializm  lub sławiących Kraj Rad.

Na zakończenie proponuję porównanie tez Lilli z moimi tezami opublikowanymi  w s24 jakiś czas temu:

https://www.salon24.pl/u/zetjot/1092525,kiedy-zmiany-w-usa

https://www.salon24.pl/u/zetjot/1099156,zrodlo-amerykanskich-klopotow

Zamieszki w Waszyngtonie potwierdzają moje tezy o poważnych kłopotach wewnętrznych USA. A blokowanie wypowiedzi Trumpa, jakby nie było urzędującego prezydenta, nie pierwszy już raz, świadczy o cenzurze i staczaniu się amerykańskiego liberalizmu ku totalitaryzmowi. A czy totalitarystom można ufać ? Czy można ufać w przejrzystość systemu wyborczego nadzorowanego przez totalitarystów ?

zetjot
O mnie zetjot

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo