Nareszcie pojawił się polityk, który nie owija w bawełnę i nazywa rzeczy po imieniu. Brawo panie ministrze!
https://wpolityce.pl/polityka/622093-minister-czarnek-ostro-w-kierunku-edukatorow-seksualnych
Ale zagrożeń jest więcej i czają się one na kilku poziomach.
Są to zagrożenia związane ze strukturą systemu szkolnego, czyli np. koedukacja, która szkodzi zarówno chłopcom jak i dziewczynkom, bo obie płcie wymagają odmiennego traktowania wskutek odmiennego toku rozwoju każdej z nich. A koedukacja tej odmienności rytmu rozwojowego wcale nie bierze pod uwagę. I szkoliwość tego układu narasta wchodząc w interakcję z innymi szkodliwymi czynnikami. Chłopcy uczą się wolniej i w konfrontacji z szybszymi postępami dziewcząt popadają we frustrację. Dziewczęta w towarzystwie chłopców stają się, za ich przykladem, bardziej agresywne.
Szkoła staje się areną konkurencji statusowej. Dzieci konkurują strojami a szkoła staje się areną rewii mody. Konkurują też o miejsce w grupie rówieśniczej zupełnie w oderwaniu od merytoryki szkolnej. Szkoła staje się więc wylęgarnią subkultury i transmiterem popkultury na bazie których tworzą się młodzieżowe gangi.
Najgorsze są skutki w okresie dojrzewania. Pod koniec szkoły podstawowej dziewczęta, które biologicznie rozwijają się szybciej, to już panny na wydaniu. Chłopcy to jeszcze duże dzieciaki. Kontakty między nimi w tym okresie to kolejne źródło problemów. Dziewczęta powinny się interesować chłopakami starszymi o parę lat i poważniejszymi, a towarzystwo nieopierzonych małolatów ten proces zaburza i nie dokonuje się właściwa socjalizacja międzypłciowa, co ma fatalny wpływ na późniejsze decyzje matrymonialne.
I żeby obraz był pełny dodajmy jeszcze ogólne uwagi co do celu procesu edukacyjnego w naszej cywilizacji.
Proszę więc sobie wyobrazić jak irytujące jest dla mnie ciągłe konstatowanie, że nie tylko wiara w indywidualizm ale i propaganda indywidualizmu przykrywają zjawisko ucieczki czy odchodzenia od indywidualizmu w praktyce. Przyglądając się szeroko rozumianej sferze wychowania młodych pokoleń widzę, że mimo pozorów takich jak modne stroje mające objawiać odrębną indywidualność zamiast właściwych dla szkoły mundurków i cała ta niepokorna retoryka młodzieżowa, rzeczywistośc jest kompletnie odwrotna, a dzieci są poddawane procesowui glajchszaltacji na jedno kopyto.
Mamy do czynienia z systemową urawniłowką. Dzieci spędzają większość swojego dzieciństwa w żłobkach, przedszkolach i szkołach, gdzie poddawane są dwom procesom: marnego edukowania i dyscyplinowania oraz presji grup rówieśniczych i przewagi tych ostatnich, a to prowadzi do wychowywania konformistów. Dodajmy do tego sferę cyfrową z jej mediami tzw. społecznościowymi i obraz będzie jeszcze bardziej ponury, o czym świadczą alarmistyczne artykuły w prasie..
Jak widać z tekstu dopiero teraz przyszła kolej na rodziców, bo ci faktycznie ze swojej roli abdykowali, odgrywając swoją rolę systemowych automatów. Generalnie mozna powiedzieć, że rodzice nie nadają się do wychowywania własnych dzieci, co mogę potwierdzić własnym przykladem rodzica, choć niektórzy się starają. Rodzice nadają się owszem do roli opiekunów i nikt ich w tej roli nie jest w stanie zastąpić, ale brak czasu niestety uniemożliwia im staranne wychowanie dzieci. Można owszem zaobserwować znacznie większą niż kiedyś rolę panów w zajmowaniu się dziećmi, ale to za mało.Nikt inny nie może przejąć za nich odpowiedzialnośći, choć tu widzę dużą rolę ale zbyt mało akcentowaną dla dziadków, którzy mają znacznie wiecej czasu, wiedzy życiowej i cierpliwości od zalatanych rodziców
Więc wbrew swojej teoretycznej działalnośći akcentującej czynnik społeczny wzywam do większej prawdziwej indywidualizacji dzieciaków, bo indywidualizacja jest także procesem społecznym związanym z intensywnymi interakcjami wnuków z bezinteresownymi w tej roli dziadkami. Tylko tak uda się uniknać presji systemu, która przejawia się nie tylko w instytucjach lecz także w niekontrolowanych przebiegach działań w grupach rówieśniczych, w których sporo hejtu i przemocy.
Komentarze