Zygmunt Białas Zygmunt Białas
8028
BLOG

Inż. Cierpisz o porwaniu i zamordowaniu członków Delegacji

Zygmunt Białas Zygmunt Białas Polityka Obserwuj notkę 154

Poniższy tekst inż. Krzysztofa Cierpisza jest niejako fragmentem II części powstającego interview. Jedno z postawionych przeze mnie pytań wymagało dłuższej odpowiedzi. By nie naruszyć konstrukcji wywiadu, zdecydował się Rozmówca na wcześniejsze opublikowanie swej wypowiedzi. Moje pytanie brzmiało:

W pierwszej części naszego wywiadu, link: http://zygmuntbialas.salon24.pl/489891,inz-krzysztof-cierpisz-podniesienie-glosu-wymaga-meskosci   - przedstawił Pan hipotetyczny przebieg wydarzeń związanych z przechwyceniem załogi i Delegatów udających się na uroczystości do Katynia. Nie wspomniał Pan jednakże o komunikacie dotyczącym zagrożenia terrorystycznego, ogłoszonym w Polsce w piątek 9 kwietnia 2010r. przez Dyżurną Służbę Operacji Sił Zbrojnych. Czy możemy przypisać temu fałszywemu(?) alarmowi istotną rolę w przeprowadzeniu zamachu?

 
Inż. Krzysztof Cierpisz napisał:

+++

Wyjdę tu na chwilę nieco poza ramy tego pytania, bo docierają do mnie sygnały o niewłaściwych wnioskach świadczących o niezrozumieniu przebiegu akcji (według hipotetycznego http://zamach.eu).

Wielu uważa (z tych, którzy przyjmują hipotezę Zamachu Warszawskiego),  że cała Delegacja – przytomna i świadoma - została zwieziona do hangaru na Okęciu i tam zbiorowo zamordowana np. strzałem w tył głowy,  a to w dodatku przez konwojentów, którzy może nawet byli podwładnymi generalicji, Prezydenta lub podobne. Jestem przekonany, że tak być nie mogło.

Prześledźmy jak zorganizowano porwanie członków Delegacji na przykładzie szablonowego oficera, bo musiała to być procedura standardowa dla niemal wszystkich porwanych z ew. drobnymi wyjątkami, a najważniejsi w tym planowaniu byli oficerowie i wysocy urzędnicy.

Załóżmy, że przykładowy oficer to Generał X. Został on porwany i zamordowany w drodze do lotniska Okęcie lub do Warszawy w ogóle. Jak do tego doszło?

Już w ciągu całego tygodnia przed „odlotem” General X został ustawiony psychicznie na to, że coś się dzieje, możliwe nawet, że podano mu jakieś psychotropy, które przytępiły jego bystrość umysłu. Mogły to być zwykle środki antydepresyjne, które jak wiadomo eliminują poczucie ryzyka czy zagrożenia.

Po okresie niecodziennych sytuacji chaosu, trwającym cały tydzień, ogłoszony w piątek oficjalny alarm paradoksalnie uśpił uwagę Generała X, a nie ją wyostrzył. Stało się tak dlatego, że Generał X był na tę wiadomość stopniowo przygotowywany, a może nawet wręcz powiedziano mu, że takie ogłoszenie nastąpi, ale on jest zobowiązany tę tajemnicę zachować tylko dla siebie.  Możliwe, że wiadomość o alarmie podano mu w trybie uspokajającym  z nonszalancją wręcz (jako np. zwykle przewrażliwienie sojusznika amerykańskiego w związku z wizytą Obamy w Pradze) lub dano do zrozumienia to, że alarm będzie ogłoszony, ale dopiero wtedy, gdy sprawa będzie dobrze rozpoznana przez „własne siły”, czyli kiedy niebezpieczeństwo będzie dobrze rozpracowane i jako takie znajdujące się pod kontrolą.  Czyli że ogłoszony alarm będzie typu „z dużej chmury mały deszcz” lub wręcz alarmem fałszywym. A jest sprawą powszechnie znaną to, że ciąg fałszywych alarmów usypia czujność stróży.

Godz. 22.00 w piątek była więc nie początkiem, ale końcem, uwieńczeniem tygodnia, kropką nad „i” i uporządkowała przestrzeń wątpliwości w świadomości przyszłej ofiary, dała odpowiedź na wszystkie znaki zapytania, jakie przez około tydzień, bez „zamknięcia” krążyły w głowie generała X. Dzięki tej godzinie „22.00” generał otrzymał to, na co podświadomie oczekiwał, a co go uspokoiło zamiast zaalarmować, bo taki efekt spowodowano przesiewaniem drobnych informacji o zagrożeniu, które było „czystą biurokracją NATO”, „mówi się trudno” , „trzeba się do tego przyzwyczaić” etc.,i Generał X. jakoś to przyjął.

I jak przypuszczam – do tej gry dezinformacyjnej - zamachowcy-porywacze włączyli osoby lub służby będące rzekomo lub nawet faktycznie pochodzenia  NATO-wskiego, które w ramach „sojuszniczej pomocy” włączyły się do akcji. Ale czyniły to najlepiej dyskretnie, bo wszystkie służby bezpieczeństwa są tajne (coś podobnego było w locie samolotu CASA+1).

Wymóg tajności ułatwił obecność tych oficerów NATO od „bratniej pomocy”, ale w charakterze incognito. To było zastosowane zarówno w trakcie trwania Zamachu Warszawskiego, jak i w „podejściu” pilotów samolotu CASA w locie do Mirosławca+1. „Oficerowie sojusznicy” mogli być już „wpuszczeni w obieg” w Warszawie na parę dni przed piątkiem. Np. generałowi X przedstawiono takiego „oficera NATO”, który został oddelegowany do Warszawy po to, aby przez parę dni koordynować polskich oficerów z enigmatyczną jednostką NATO lub być jakimś szybkim łącznikiem od spraw absolutnie nadzwyczajnych. Było to spotkanie nieoficjalne, przełożony Generała X. lub jakiś inny znany mu współpracownik przedstawił generałowi „oficera NATO” w jakiejś przygodnej kawiarni czy ustronnym parku – bez świadków. Generał X zamieniał parę słów z „oficerem specjalnym” i potem się rozstali; ważne było to, aby ten „oficer” był „wdrożony”+2w świadomość Generała X.

Podobni oficerowie – autentyczni -  musieli się znajdować w Warszawie, obecność i poznanie przez Generała X tego „oficera”, była więc w pełni zrozumiała i nawet naturalna. Bo wiadomo było to, że cały tydzień był trudny: Obama w Pradze, Tusk w Katyniu etc.

Ten „oficer NATO”, zastosowany masowo wobec każdego innego oficera lub urzędnika mógł być czynnikiem skutecznie usypiającym czujność wszystkich Delegatów do Katynia, bo poczuli się oni być w „większej grupie”, a tam, jak wiadomo jest bezpieczniej. Poza tym NATO to jakiś starszy  obcy zwierzchnik, a Polacy lubią czapkować obcym.

„Oficer” ten mógł nawet brać później udział w pierwszym momencie porwania, np. pojawiając się z rana lub w nocy przed domem ofiary  i zapraszając generała X. do wejścia do samochodu, który nie był prowadzony przez tego kierowcę, co zwykle, a co mogłoby zaniepokoić (oficera) Delegata do Katynia.  General wsiadł do samochodu razem z „oficerem NATO” i najprawdopodobniej krótko po tym, został zaatakowany gazem lub odstawiony do jakiegoś pilnie strzeżonego miejsca, gdzie był już tylko on sam, a innych członków delegacji nie spotkał. Była też tam już inna ekipa strażników, która miała rozkaz użycia przymusu wobec uwięzionego, o ile właśnie nie był on przedtem uśpiony gazem zaraz po wejściu do samochodu.  Krótko potem znowu nastąpiła  roszada stróżów etc. Ciągła roszada jest bardzo ważna, bo to element kolektywny, anonimowy, który wprowadza chaos i nikt z konwojentów lub strażników nie panuje nad sytuacją, i ewentualnie jest zmuszony do ślepego wykonywania rozkazów, bo np. nagle nie wiadomo, co zrobić z generałem, który jest nieprzytomny, albo rzuca się na ochronę, lub mówi coś językiem, którego strażnik nie rozumie, bo nie zna polskiego. Zresztą  - te ekipy, które transportowały trupy lub uśpione ofiary, same były pod wpływem środków psychotropowych i jako takie postępowały według poleceń podanych przez słuchawki na uszach. Osoby te jednostkowo i dyskretnie wzięte głównie z polskich lub zagranicznych klubów sportowych, siłowni etc, zostały potem również zlikwidowane. 

Tak więc mamy wiele drobnych łańcuchów zdarzeń porwania Delegatów, ale takich, które nigdzie nie doprowadziły do zejścia się tych Delegatów ze sobą razem. Wielu właśnie myśli błędnie (w moim skromnym przekonaniu), że ofiary (żywe i świadome) spotkały się w hangarze i tam je zamordowano.

Hangar jest wielkim mylnym tropem, który „ustawia” myślenie analityków smoleńskich  „na Okęcie", co jest błędne. Jeżeli ten hangar nie został zburzony z powodów czysto planistycznych, to zburzono go z powodu trudnego skażenia, które nie jest usuwalne przez szczotkę i mydło, a więc nie chodzi tu o ludzką krew czy inne płyny organizmu ludzkiego, bo te są dość łatwo usuwalne. Hangar byłby skażony czymś trudno usuwalnym i dlatego go zburzono, a gruz rozparcelowano na różne wysypiska.

Reasumując:

Ofiary w drodze na lotnisko Okęcie nigdy nie spotkały się razem jako żywe lub przytomne. Jest to całkowicie zgodne z elementarną sztuką walki, która nakazuje, by ofiary wstępnie osłabić, podzielić, a nie wzmacniać. Przy czym ofiary należące do innej grupy niż Delegaci, np. obsługa pokładowa, czy osoby z bezpośredniego otoczenia Prezydenta, mogły być zgrupowane wcześniej w ich miejscach, np. w miejscu pracy lub podobne, i ich los mógł się nieco różnić od losu Generała X. Były to jakieś 2-4-osobwe grupy, które zostały porwane i zamordowane w dość „odrębny” od siebie sposób. Na to pogrupowanie (wynikające z logistyki) może wskazywać bardzo odmienny sposób zmasakrowania zwłok, problem dostarczenia ciał do Rosji, problem identyfikacji, pomieszanie trumien.

(Przy okazji uwaga dot. trzeciej rocznicy):  Coraz bardziej bezradny i głupawy wzrok Tuska, może wskazywać na to, że zamachowcy po porwaniu i zamordowaniu członków delegacji pozostawili ciała ofiar na pastwę inwencji twórczej Donalda. Tusk wiedział, że coś może się stać, tylko - w swojej głupocie -  nie myślał, że to będzie aż tak poważnie, w końcu to premierostwo to jego pierwsza praca. No, ale z drugiej strony, co to kogo obchodzi, to problem Tuska; słowo się rzekło, kobyłka u płota,  zamachowcy zniknęli bez śladu, a problem pozostał.  To „zniknięcie” zamachowców tłumaczyłoby zachowanie nie tylko Tuska, ale również Putina, bo i on mógł być poinformowany o tym, że na jakimś parkingu znaleziono ciało, które bardzo przypomina L. Kaczyńskiego (polskowo presidienta) i milicja pyta, co z tym robić dalej.

 

Uwagi:

CASA+1 : O ile piloci CASY i pasażerowie nie zostali najzwyklej zamordowani niemal na oczach tych, którzy wysiedli przystanek wcześniej  (Poznań –Krzesiny), to wydarzenia musiały być następujące:

Na tym przystanku (lotnisko Poznań –Krzesiny) wsiedli do samolotu „tajni oficerowie NATO” z np. „tajną misją specjalną na lotnisku w Mirosławcu”. (Co warte zanotowania, raport komisji wypadkowej podaje, że samolot CASA po wylądowaniu  w Krzesinach, nie wyłączył silników.)  Pilot mógł dostać w tej sprawie pisemny rozkaz już na tym lotnisku ostatniego przystanku. Ci, którzy wysiedli z samolotu  (15 osób), musieli widzieć „oficerów NATO”, wsiadających do samolotu, który 20 minut po starcie się rozbił.  Świadkowie odlotu z (Poznań –Krzesiny)  do Mirosławca maja pełną świadomość tego, co się stało i milczą. Ciał obcych, nadliczbowych w CASA nie znaleziono, ale to nie znaczy, że wśród oficerów, którzy wysiedli przystanek wcześniej(Poznań –Krzesiny)  nie ma wiedzy na ten temat. Przy czym może to być „wiedza zmyślona” podrzucona oficerom przez komisję wypadkową. Oficerom świadkom odlotu - świadkom widzącym wsiadających do CASY „oficerów NATO” - którzy przeżyli, bo wysiedli wcześniej, powiedziano, że liczba ofiar w CASA  jest sfałszowana – umniejszona o Natowców – a to po to, aby polska armia nie miała  złej opinii na Zachodzie. W tym celu dla dobra imienia polskiego wojska, zobowiązano świadków do milczenia.

Ci właśnie, którzy wsiedli do CASY na lotnisku Poznań –Krzesiny – hipoteza miejsca - podkreślam - ( tzn. NATO-wcy) i  porwali ten samolot, zamordowali załogę oraz pasażerów, sami jednak nie zginęli, ale po wykonaniu zadania wyskoczyli z CASY na spadochronach.  Fragment : Porównanie  Mirosławca i Smoleńska”. W http://zamach.eu/110416/Untitled_1.htm

lub http://gazetawarszawska.com/2012/02/05/oszustwo-katastrofy-smolenskiej-cz-vi/

Chociaż nie jest wykluczone i to, że prawda jest jeszcze bardziej brutalna. Pamiętajmy o tym, że CASA startując z Warszawy nie miał listy pasażerów. Więc nie ma dokumentu na to, kto rzeczywiście wyleciał z Warszawy, czy w tym locie, uczestniczyła tak i załoga, jak i pasażerowie, którzy oficjalnie „zginęli w Mirosławcu”, a ich ciała rozpoznano w Mirosławcu jako  zwęglone(DNA). Ci, którzy lecieli z Warszawy i wysiedli wcześniej to zdrajcy, bo milczenie też jest zdradą.

„wdrożony”+2 :podobnie musiało byćz zabójstwem gen. Petelickiego. Zastrzelił go taki właśnie „wdrożony” wcześniej osobnik, przedstawiany Petelickiemu jako np. partner do biznesu lub zwykły goniec, który „na czarno” bez świadków przekazuje Petelickiemu kolejne koperty z pieniędzmi za wykonane usługi konsultingowe. Osobnik ten „wdrożył”  Petelickiego do niecodziennych spotkań bez świadków, gdzie wręczał mu kolejne koperty z pieniędzmi za konsultacje w kwestii projektu budowy „ amerykańskiego biznesu ochroniarskiego w Polsce” na zlecenie np. Amerykanów. Ostanie spotkanie, które odbyło się już na miejscu zbrodni, nie zdziwiło raczej Petelickiego. Zszedł on do garażu po kolejną kopertę od zaufanego, bo sprawdzonego gońca, który – tym razem już - go jedynie zastrzelił i upozorował samobójstwo. Piękne kobiety i pieniądze bywają środkiem osłabiającym krytycyzm mężczyzny.

Generała Petelickiego zamordowano z rozkazu Mossadu. Petelicki kilkakrotnie i publicznie wypowiadał się na temat akcji tajnych służb żydowskich. Krytykował pasywne zachowywanie się Polski i Polaków wobec żydów w sytuacji gdzie Polacy mogli zmusić żydów do pewnych powinności. Tylko to wystarczyło, aby mieć powód do zabicia takiej osoby, bo mordowanie osób niewygodnych dla żydów jest jedną z cnót Talmudu.  „Sukcesy” żydowskie w świecie zbudowane są na kamieniu węgielnym skrytobójstw i terroru, są to metody wzięte z mądrości talmudycznych, tu z Petelickim nie było inaczej, bo on szkodził żydom – „tak mówi Talmud”. Jest powszechnie wiadome to, że Petelicki miał praktyczną wiedzę o transportach żydów z upadłego ZSRR do Izraela. Już samo to było niebezpieczne, nawet dla kogoś, kto siedzi cicho i nie zawadza, a przecież Petelicki takim nie był i co gorsza, deklarował chęć wejścia do gry.

Zamordowany w zamachu CASA generał Andrzejewski miał wiedzę na temat sieci żydowskiego handlu organami  w Polsce,  oraz  wykorzystywaniu polskiej infrastruktury lotnictwa wojskowego do przemytu organów na Zachód, zaczął o tym głośno mówić i zginął w Mirosławcu (nominalnie). Kilka lat przedtem jego samolot myśliwski został przez „pomyłkę” trafiony rakietą przeciwlotniczą – ale wtedy Andrzejewski uratował się jakimś cudem, bo sygnał ratunkowy z morza, do którego wpadł na spadochronie,  odebrali Duńczycy i zmusili „polskie” siły ratunkowe do wydobycia generała z Bałtyku. Gdyby generał Andrzejewski nie został zamordowany w Mirosławcu, to z pewnością byłyby zaproszony na uroczystości do Katynia 10 kwietnia 2010 roku.  

Teraz kiedy żydzi przystępują do najazdu na Polskę, a obecny terror i skrytobójstwa na Polakach zostaną zamiennie na ludobójstwo, wiedza Petelickiego o systemach logistycznych żydów w Polsce mogła by wydawać się żydom jako zbyt  niebezpieczna dla ich planów najazdu na Ojczyznę Polaków, wiec go usunięto.  Bez Petelickiego żydowska kolonializacja  Polski będzie łatwiejsza do przeprowadzenia.


Na zdjęciu Liberator gen. Sikorskiego.

Samolot ten spokojnie wylądował na wodzie  ślizgiem. Faktycznie nikt nie powinien zginąć przy takim lądowaniu, a jednak wszystkich zadeklarowano jako zabitych w katastrofie, a córkę Generała uznano za zaginioną.

Pozwalając mordować nas bezkarnie, w coraz to nowych niewyjaśnionych zbrodniach, przybliżany tylko nasza hańbę i ostateczny upadek.

 

Krzysztof Cierpisz

2013.04.13

 +++

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka