Policja, zdjęcie ilustracyjne. Fot. policja.pl
Policja, zdjęcie ilustracyjne. Fot. policja.pl

Porwanie 10-letniego Ibrahima. Matka złamała prawo, zabierając dziecko do Polski?

Redakcja Redakcja Policja Obserwuj temat Obserwuj notkę 63

O godz. 6.45 ruszyła procedura Child Alert dotycząca porwania w Gdyni 10-letniego Ibrahima przez ojca Marokańczyka. Pojawiły się nowe fakty w sprawie uprowadzenia chłopca. Polsat News podał, że "z informacji prokuratury w Antwerpii wynika, że to matka Ibrahima złamała prawo, wywożąc go do Polski". W sprawę zaangażowało się Ministerstwo Sprawiedliwości.

Ibrahim został porwany w Gdyni, przy ul. Ledóchowskiego w niedzielę ok. godz. 21. Rodzina powiadomiła policję krótko po zdarzeniu. W poniedziałek o godz. 6.45 ruszyła procedura Child Alert. O sprawie zostały powiadomione organa ścigania w Belgii, gdzie wcześniej mieszkała Polka, Marokańczyk i ich dziecko.

Chłopiec ma 150 cm wzrostu, brązowe włosy i oczy. W trakcie uprowadzenia miał na sobie pomarańczową kurtkę, a pod spodem bluzę z Kaczorem Donaldem. Ubrany był w jeansy i czarne buty.


Rodzice Ibrahima poznali się w Belgii. Tam mieszkali do 2015 r. Zdaniem rodziny pani Karoliny 5 lat temu konkubinat został rozwiązany, a jej były partner nie ma obecnie żadnych relacji z synem.Chłopiec ma jedynie obywatelstwo polskie, a tylko matka jest jego prawnym opiekunem.

Były partner na początku miał kontakty z dzieckiem. Zabierał Ibrahimna na weekendy, potem, jak twierdzi matka, ta relacja ustała. W 2018 r., kobieta wróciła z synem do Polski. Ojciec Marokańczyk miał już raz podejmować próbę uprowadzenia dziecka, 4 marca 2019 r. Wówczas chciał zabrać syna spod szkoły w Gdyni. Nie udało się, bo chłopca obronili kierowca busa i nauczycielka. W tej sprawie prokuratura w Gdyni prowadziła śledztwo, ale zostało zawieszone, bo śledczy nie potrafili ustalić, gdzie przebywa Azeddine Oudriss.

Do września 2019 r. nie mógł on - jak mówiła kobieta - opuszczać Belgii, ale przyjechał do Polski. - W Polsce przebywał bezprawnie. Miał problem z kartą rezydenta. Miał tylko paszport marokański i na karku wyrok za przemyt narkotyków. W lutym 2019 r. przyszedł na komisariat na Oksywiu bez wizy. Policjanci sprawdzili paszport i powinien być deportowany. Nie wiem, dlaczego nie został deportowany - oświadczyła pani Karolina.

Polsat News podał, że "z informacji prokuratury w Antwerpii wynika, że to matka Ibrahima złamała prawo, wywożąc go do Polski. Belgijski sąd rodzinny w październiku 2018 r. wydał wyrok, na mocy którego dziecko miało zostać w Belgii z ojcem, a nie z matką w Polsce". Kobieta zaprzecza tym informacjom. - Skoro ojciec miał informację, że złamałam prawo, to czemu mnie pobił i siłą odebrał dziecko? Przecież to nielogiczne - dodała.

Do tych informacji odniósł się wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik. - W świetle przekazanych przez Polsat News informacji, jestem gotowy wystąpić do belgijskiego ministra sprawiedliwości o informacje, co w tej sprawie działo się w tym kraju - powiedział.

Wiceminister dodał, że gdy rano Ministerstwo Sprawiedliwości dowiedziało się, że został uruchomiony Child Alert sprawdzono wszystkie systemy resortu, czy ta sprawa kiedykolwiek była w ministerstwie. - Według informacji, które uzyskałem z dwóch departamentów, mamy niemal 100 proc. pewność, że nigdy się taką sprawą nie zajmowaliśmy, matka nigdy nie zwracała się do nas o pomoc. Ani w sprawach krajowych, ani w sprawach międzynarodowych - podkreślił.

Dodał, że dziwi go stanowisko prokuratury belgijskiej. - Coś byśmy wiedzieli wcześniej być może o tym, że jakieś postępowanie zostało wszczęte w związku z tym, że dziecko miało nie opuszczać Belgii, a ją opuściło. Nie wiem, co jest prawdą - stwierdził.

Matka chłopca ma pretensje do trójmiejskiej policji, że zbagatelizowała jej zawiadomienie o uprowadzeniu dziecka. - Jedna decyzja kogokolwiek z policji i nie byłoby takiej sytuacji, że syn opuścił Polskę. Zostałyby uszczelnione granice i zatrzymaliby go na terenie Polski - uważa matka Ibrahima. Dziecko aktualnie przebywa w Belgii z ojcem, kobieta rozmawiała z chłopcem telefonicznie

- On dzwonił do mnie z numeru prywatnego, rozmawiał ze mną koło 4 minuty. Dał mi mojego syna do telefonu; powiedział, że chce, żeby Ibrahim ze mną porozmawiał. Moje dziecko było bardzo spokojne, więc podejrzewam, że było po silnych lekach uspokajających. Musieliśmy ze sobą rozmawiać w języku niderlandzkim, bo on nie miał żadnego tłumacza. Taki był warunek rozmowy. Moje dziecko powiedziało, że jest wszystko dobrze, że papa dał mu jeść. Pytał się, czy po niego przyjadę - mówiła w Komendzie Miejskiej Policji w Gdyni pani Karolina.

Matka dziecka podkreśliła, że nie mogła pytać, gdzie przebywa jej syn, bo jej były partner cały czas kontrolował rozmowę z dzieckiem, która mogła odbywać się w głośnomówiącym trybie telefonu. - Mój były partner nie zna polskiego i chciał tak rozmawiać, żeby mógł wszystko rozumieć. Nie chciał powiedzieć, gdzie jest, bo to nie mój interes. Stwierdził jednak, że jeszcze ze mną się skontaktuje - powiedziała pani Karolina. Dziadek chłopca mówi, że dziecko przebywa z ojcem w Antwerpii i było tam widziane na spacerze, zatem ojciec niespecjalnie się kryje.

Policja tłumaczy, że uruchomienie procedury Child Alertu o godzinie 6.45 w poniedziałek nie było przypadkowe. - Rozpoczęliśmy poszukiwania 10-letniego Ibrahima natychmiast po zgłoszeniu. Uruchomienie procedury Child Alert to jest bardzo duża odpowiedzialność, która spoczywa na osobie, która podejmuje taką decyzję - tłumaczył rzecznik Komendy Głównej Policji Mariusz Ciarka. - Jednak w tym przypadku, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności zdarzenia - m.in. zachowanie ojca, który uprowadził swojego syna - to, że uderzył on swoją b. partnerkę, a więc dosyć agresywne zachowanie - skłoniło nas do tego, aby tą procedurę uruchomić - wyjaśnił.

Dodał, że zainteresowanie sprawą poszukiwań 10-latka jest bardzo duże. "- Poszukiwania rozpoczęły się zaraz po zgłoszeniu, kiedy do naszych systemów wprowadzono dane dotyczące zaginięcia chłopca. Wtedy wszystkie jednostki w kraju i za granicą wiedziały, że doszło do uprowadzenia rodzicielskiego - mówił. -  Z ustaleń, które posiadam, wynika, że dziecko jest całe i zdrowe, nie doszło do jakiejkolwiek ingerencji - powiedział inspektor Ciarka.

Tłumaczył też, dlaczego policja od razu po zgłoszeniu nie uruchomiła Child Alertu. - Po przyjęciu zgłoszenia o godz. 21.00 nastąpiła weryfikacja informacji czy mamy do czynienia z prawdziwym zgłoszeniem. Ze względu na okoliczności, po analizie tej sprawy, zdecydowaliśmy się na uruchomienie Child Alert. Został on uruchomiony w dobrym czasie, o dobrej porze (os godz. 6.45). Nie było wcześniej takiej konieczności, aby jeszcze w nocy uruchamiać Child Alert, biorąc pod uwagę również, że ten alert uruchamiany jest, zgodnie z procedurą, na 12 godzin. Biorąc pod uwagę, że ma dotrzeć w szybkim czasie do jak największej rzeszy osób, o godzinie pierwszej czy drugiej w nocy po prostu większość z nas śpi - podkreślił policjant.

- Godzina 6.45 nie została wybrana przypadkowo, właśnie wtedy budzimy się, jedziemy do pracy, włączamy telewizję, wtedy ta informacja może dotrzeć do jak największej rzeszy osób, a w między czasie te działania na szeroką skalę były prowadzone przez policję, przy wykorzystaniu również współpracy międzynarodowej - stwierdził.

Child Alert to system wsparcia poszukiwań zaginionych dzieci, który do tej pory w Polsce uruchomiono trzykrotnie. System utrzymywany jest w kraju od 2013 r. "Im mniej czasu upłynie od zaginięcia dziecka do uruchomienia systemu, tym większa szansa na jego odnalezienie" - podkreślają funkcjonariusze.

Do ogłoszenia CA spełnionych musi być pięć przesłanek, m.in. podejrzenie, że małoletni to ofiara przestępstwa pozbawienia wolności, lub jego życie bądź zdrowie jest bezpośrednio zagrożone. Potrzebna jest także zgoda opiekuna prawnego lub - jeśli jej uzyskanie jest niemożliwe - sądu rodzinnego na rozpowszechnienie komunikatu.

Informacje ws. porwanego chłopca można przekazywać pod numerami: 995, 112, 997 lub osobiście do najbliższej jednostki policji.

ja

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo