Karetka pogotowa. Zdjęcie ilustracyjne. Fot. Wikimedia
Karetka pogotowa. Zdjęcie ilustracyjne. Fot. Wikimedia

To się dzieje naprawdę. Chory z COVID-19 zmarł w karetce, bo nie było miejsc w szpitalach

Redakcja Redakcja Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 192

61-latek pochodzący z powiatu prudnickiego nie doczekał pomocy w szpitalach. Zakażony koronawirusem zmarł w karetce przed SOR w Nysie. W żadnej pobliskiej placówce nie było dla niego wolnego łóżka. 

Ratownicy medyczni udzielili choremu na COVID-19 niezbędnej pomocy, podjęli się ponad godzinnej reanimacji. Niestety, pacjent z Prudnika zmarł. Wojewódzki Inspektor Sanitarny poinformował w sobotę, że mężczyzna z koronawirusem zmarł w prudnickim szpitalu.

Natychmiast zareagował prezes Prudnickiego Centrum Medycznego, dementując przekaz instytucji. - Pacjent z koronawirusem nie trafił do szpitala w Prudniku - powiedział Witold Rygorowicz "Nowej Trybunie Opolskiej". - Zmarł w karetce pod nyskim SOR-em, po ponad godzinnej reanimacji, w oczekiwaniu na przyjęcie na SOR nyski. Szpital w Prudniku na tę chwilę pracuje normalnie - dodał. 

Powodem braku przyjęcia dla 61-letniego mężczyzny zarażonego koronawirusem był brak dostępnych łóżek "covidowych" w placówce. Są one wyposażone w specjalistyczny sprzęt do tlenoterapii - respiratory - i pompy z lekami. Według lokalnych mediów z Nysy, szpital w Prudniku boryka się również z niedostatkiem wśród kadry lekarskiej. Aż pięciu z nich skierowano na kwarantannę z powodu potencjalnego kontaktu dzieci lekarzy z zarażonymi wirusem SARS-CoV-2. 

To nie pierwszy przypadek w ostatnich tygodniach w Polsce, gdy pacjent z koronawirusem wymaga intensywnej terapii, a w szpitalach brakuje miejsc. 26 września na oddziale zakaźnym w Toruniu zmarł 70-letni chory na COVID-19, który przebywał przez kilka dni w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym. Gdy jego stan wyraźnie się pogorszył, lekarze podjęli decyzję o przeniesieniu pacjenta na oddział intensywnej terapii. Według "Gazety Wyborczej" w całym województwie kujawsko-pomorskim nie było jednak wolnych łóżek. 

- Dziś w nocy zmarł na oddziale zakaźnym Szpitala Bielańskiego w Toruniu, śp. Pan Wojciech. Ostatni tydzień trwała walka lekarzy z chorobą COVID-19. Podawano leki pobudzające organizm do zmagania z wirusem, ale w ostatnich dniach zabrakło respiratora, dostępnego w okolicznych klinikach, aby odciążyć organizm. Miejsce w sali covidowej na Bielanach, zostało przyznane 35-letniej zakażonej kobiecie. Pani Doktor, łamiącym się głosem, informowała nas o tak podjętej przez lekarzy decyzji - to oświadczenie parafii, do której należał zmarły z koronawirusem, obiegło wszystkie media. 

Z relacji rzecznika szpitala na Bielanach wynikało, że próbowano przenieść 70-latka, ale bezskutecznie.

- Nie wiem, skąd się wzięła informacja o 35-letniej kobiecie, oba miejsca na Bielanach były w sobotę zajęte przez pacjentów w ciężkim stanie. Lekarze Szpitala Zakaźnego szukali więc dla tego chorego miejsca na oddziale intensywnej terapii w innym szpitalu w regionie. Początkowo takie miejsce znalazło się w Grudziądzu, ale po chwili otrzymaliśmy telefon z Grudziądza, że jednak łóżko jest zajęte. W międzyczasie ktoś musiał zostać przyjęty - brzmiała wersja placówki. W trakcie kolejnych poszukiwań do przyjęcia pacjenta, mężczyzna zmarł. 

GW

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości