Mateusz Kijowski napisał list otwarty do Adama Michnika
Mateusz Kijowski napisał list otwarty do Adama Michnika

List otwarty Mateusza Kijowskiego do Adama Michnika

Redakcja Redakcja KOD Obserwuj temat Obserwuj notkę 91
Mateusz Kijowski napisał list otwarty do Adama Michnika. Porównuje się w nim do białoruskich działaczy opozycyjnych. Pisze, że nie ma za co żyć, i że redaktor naczelny "GW" dał jego twarz na okładkę gazety, ale nie chciał go zatrudnić.

Michnik nie znalazł czasu dla Kijowskiego

"Drogi Adamie" - zwraca się Kijowski po imieniu do Michnika. W sarkastycznym tonie zauważa, że szef "Gazety Wyborczej" nie znalazł czasu, by się z nim spotkać.

"Wierzę, że wartości, które spowodowały, że się spotkaliśmy i polubiliśmy, nadal są dla nas obu ważne. Co prawda rok temu napisałeś, że nie znajdziesz w najbliższym czasie okienka, żeby ze mną porozmawiać, ale to na pewno wynikało z Twojego napiętego harmonogramu w obronie polskiej demokracji i wolnych mediów".

Dawny szef KOD wypomina, że przemawiając w obronie białoruskiego opozycjonisty, Romana Protasiewicza, Michnik nie zauważa tego, co się dzieje w Polsce, gdzie "toczy się walka o praworządność, o wolność, o demokrację" i gdzie też protestujący przeciwko władzy liczą na jego wsparcie.

Nosiliście mnie niemal na rękach

"Z tego powodu zostałem oskarżony przez podległą reżimowi prokuraturę. Zostałem oskarżony o przywłaszczenie kilkudziesięciu tysięcy złotych i o poświadczenie nieprawdy w dokumentach finansowych. Zostałem skazany nie za przywłaszczenie, ale za te nieszczęsne dokumenty – sąd I instancji uznał, że nic nie przywłaszczyłem. Wczoraj odbyła się apelacja. Twoja Gazeta nie była zainteresowana, co się dzieje ze mną, którego kiedyś niemal nosiliście na rękach" - pisze Kijowski.

Przeczytaj: Jest ważny wyrok ws. faktur Kijowskiego z KOD

Jak zauważa, gdyby był na Białorusi, skazano by go z fikcyjnych powodów na więzienie w obozach pracy.  Jak twierdzi, oskarżono go dlatego, że miał czelność wystąpić przeciwko władzy.

"Kiedyś wielu chciało stać obok mnie. Robili sobie ze mną zdjęcia i walczyli, kto będzie stał bliżej mnie w obiektywach kamer. Dziennikarze bili się o wywiad ze mną. Dzisiaj nikt nie jest zainteresowany rozmową" - żali się.

Nie mam za co żyć

Kijowski pisze do Michnika, że szanuje jego dokonania z czasów PRL-u i działania w obronie opozycjonistów w całym świecie.
"Mam jednak jedno pytanie – czy zawsze stajemy w obronie wartości uniwersalnych? Czy może są osoby, które celowo wykluczamy z przestrzeni publicznej?" - zauważa.

Dalej wspomina, że nie ma za co żyć. "Jako przyjaciel na pewno jesteś zainteresowany co się u mnie dzieje. Otóż od czterech lat nie mogę znaleźć żadnego źródła utrzymania. Wysyłam liczne zgłoszenia do pracy w obszarach, w których przez lata pracowałem, a także na stanowiska, do których większość z nas ma kwalifikacje, jak kasjer, kierowca, kurier – nie otrzymuję żadnej odpowiedzi. Bo odważyłem się wystąpić przeciwko władzy" - pisze.

Zatrudniliście Maleszkę, a mnie nie

"Ty wiesz, czym jest wilczy bilet. Wiesz, bo Twoja Agora zatrudniła Lesława Maleszkę, kiedy udowodniono mu współpracę ze służbami PRL-u" - uderza w czułe miejsce naczelnego "GW". Dalej ujawnia, że starał się o pracę w "Gazecie", ale jej nie dostał. "Wobec mnie nie znaleźliście tego poziomu współczucia czy zrozumienia. Wspólny przyjaciel rozmawiał jakieś trzy lata temu o możliwości zatrudnienia mnie u Was z Jarkiem Kurskim (pracowałem w Gazecie w latach 1991-1994). Nie dało się. Moja twarz na całą pierwszą stronę GW z 19 grudnia 2015 – pokazana w grafice powyżej – nie ma tu nic do rzeczy" - robi aluzję do okładkowego wywiadu.

"Nie dało się. Co robić? Są sprawy ważne i ważniejsze. Jak widać do tych drugich się nie zakwalifikowałem" - kończy list uwagą, że Michnik nie odpowiedział mu na prywatny list, dlatego zdecydował się opublikować list otwarty.

ja

Czytaj także:

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka