Kaczyński kontra Reagan. Czyli polska prawica w roku 2022

Rafał Woś Rafał Woś Rafał Woś Obserwuj temat Obserwuj notkę 48
Mamy Nowy Rok, Nowy Polski Ład i stare - w gruncie rzeczy - pytanie. Brzmi ono: czy polska prawica chce dalej iść prospołecznym (kaczystowskim) kursem, który dał jej wszystko, co ma dziś. Czy też zwyciężą w niej ci, co uważają, że trzeba wreszcie przestać bawić się w lewicę. I wrócić na bezpłodne łono reaganizmu-thatcheryzmu.

Słowotwórstwo kwitnie. I tak Polski Ład już stał się „Polskim bajzlem” albo „Nowym Wałem”. Wiele z tych określeń to oczywiście rytualna histeria i normalne w demokracji przerysowane kpiarstwo z poczynań rządzących. Nic nowego. Ale przecież nie do końca. Bo na ten kryzys PiS (a właściwie cała Zjednoczona Prawica) solidnie sobie zapracowali. Zamiast bowiem iść konsekwentnie z pierwotnym przekazem „obniżamy polskie nierówności” i „naprawiamy błędy neoliberalnej transformacji” pojawiła się opowieść pod tytułem „obniżymy podatki (prawie) wszystkim”. Opowieść nieprawdziwa, krótkowzroczna i szukająca sojuszników zupełnie nie tam gdzie trzeba. Bo przecież od początku było wiadomo, że aby obniżyć nierówności to biedniejszym musi się poprawić, a bogatszym (trochę) pogorszyć. Na tym właśnie polega walka z nierównościami. Walka, w której PiS był - jak dotąd - zaskakująco dobry. I której to walce zawdzięczał fakt, że po sześciu latach rządzenia wciąż może liczyć na poparcie ok. 30 proc. wyborców.

Czytaj inne teksty Rafała Wosia:

Wiceminister spraw zagranicznych celnie uchwycił istotę sporu o Polski Ład

Oczywiście każdy, kto choćby pobieranie śledził polskie życie polityczne ostatnich miesięcy dobrze wie dlaczego obliczony na zmianę polskich podatków z regresywnych na progresywne Polski Ład stał się w połowie 2021 roku Nowym Ładem. Sprzedawanym w oficjalnych rządowych komunikatach jako „wielka podatkowa obniżka”. Ten proces miał oczywiście związek z buntem koalicjantów PiSu (tych od Gowina i tych z Solidarnej Polski), którzy postanowili wypromować się na obrońców polskich przedsiębiorców oraz na zatroskanych reprezentantów klasy średniej. W ten właśnie sposób Polski Ład stał się zgniłym kompromisem pomiędzy zwolennikami prawicy socjalnej i prawicy liberalnej.

Ale przecież spór pomiędzy obydwoma obozami jest żywy i realny. Celnie uchwycił go kilka dni temu wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński w serii kilkunastu twitów tworzących większą całość. Jego opinia jest tym celniejsza, że Jabłoński nie należy do tych polityków, którzy na codzień uczestniczą w sporze o gospodarkę i są w nim opowiedziani tak, jak powiedzmy Jarosław Gowin, Zbigniew Ziobro czy Jarosław Kaczyński.

Jabłoński napisał mniej więcej tak:

    1. Błędy we wdrażaniu reformy są oczywiście faktem. Bądźmy jednak poważni. Nie one czynią przecież z Polskiego Ładu reformę tak kontrowersyjną. „Pożary” przy wdrażaniu programu są wszak tylko pretekstem dla bardziej całościowej krytyki programu. A prawdziwym powodem tej krytyki jest przecież właśnie fundamentalny cel Polskiego Ładu. Czyli zmniejszanie nierówności dochodowych poprzez stworzenie bardziej sprawiedliwego systemu podatkowego. A mówiąc już najbardziej wprost: to, by lepiej zarabiający płacili wyższe podatki niż pracownicy zarabiający poniżej średniej. A nie (jak to było dotąd) podatki takie same, albo wręcz niższe.

    2. Co istotne, ataki na Polski Ład nie płyną wyłącznie ze strony antyPiSowskiej opozycji. Spora część narzekań ma swoje źródło właśnie w samym obozie Zjednoczonej Prawicy. Nie tylko wśród jej polityków. Ale także pośród prawicowych liderów opinii.

    3. Prawicowy sprzeciw wobec Polskiego Ładu kumuluje w sobie całe niezadowolenie i rozgoryczenie z powodu prospołecznego kursu rządu PiS po roku 2015 i przejęcia postulatów postrzeganych jeszcze niedawno za lewicowe. A więc z takich posunięć jak 500+, podwyżki emerytur, podwyżki płacy minimalnej, obniżenie wieku emerytalnego czy wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej.

    4. Sprzeciw ten wynika z cały czas obecnego w wielu prawicowych środowiskach sentymentu, by być jak Republikanie w USA za czasów prezydentów Busha albo Reagana. To znaczy, by łączyć promowanie (obronę?) konserwatywnych wartości ze zdecydowanie wolnorynkowym przekazem, niskimi podatkami i dbaniem, by państwo „nie psuło” gospodarki swym nadmiernym interwencjonizmem. Jest w tym wszystkim oczywiście zaszyte podstawowe pytanie „kogo dziś reprezentuje prawica?”. Czy lepiej sytuowanych mieszczan o konserwatywnych poglądach czy raczej współczesny „lud pracujący miast i wsi”?

Wspomniany Jabłoński opowiada się w tym sporze jednoznacznie po stronie tej drugiej opcji. Dowodzi, że to (właśnie i wyłącznie!) dzięki swoim społecznym reformom PiS rządzi dziś niepodzielnie. A bez 500+, wyższych emerytur, podwyżek płacy minimalnej, obniżenia wieku emerytalnego czy minimalnej stawki godzinowej nie byłoby kilku wygranych z rzędu wyborów przy bardzo wysokiej frekwencji i ostrej mobilizacji politycznych przeciwników. Nie byłoby rządu PiS bez faktu, że w roku 2014 udział wydatków w dochodzie rozporządzalnym przeciętnego Polaka wynosił 80 proc. Czyli, że po opłaceniu wszystkich sztywnych kosztów zostawało mu jakieś 20 proc. zarobku. A dziś (2020 rok) ten udział wynosi 63 proc. Co znaczy, że zostaje do dyspozycji prawie 40 proc.

Jaka będzie polska prawica - czy socjalna czy jednak liberalna?

Już choćby to doświadczenie minionych sześciu lat powinno - zdaniem Jabłońskiego - utwierdzać PiS na ścieżce lewicowo-socjalnej (zwanej czasem, od nazwiska jej architekta „kaczystowską”). A żyjących w przeświadczeniu, że to minie i znów będzie się można modlić do Reagana i Thatcher powinno spychać do głębokiej defensywy. Zwłaszcza, że bardzo podobnie dzieje się w wielu innych krajach. Jabłoński wspomina o USA, gdzie Donald Trump ewidentnie zerwał z dziedzictwem Reaganomiki mocno rozbudowując rolę państwa w gospodarce czy stawiając na transfery bezpośrednie dla ludności w czasie pandemii covid-19. Ale jeszcze bardziej celne byłoby przywołanie Wielkiej Brytanii - gdzie na naszych oczach lider Torysów Boris Johnson odesłał do lamusa truchło ekonomicznego Thatcheryzmu. Choćby ogłaszając, że kluczem do przywrócenia wyspiarskiej gospodarki na ścieżkę wzrostu będą… podwyżki płacy minimalnej i godziwe zarobki dla grup głęboko przez neoliberalizm poszkodowanych.

Zwykło się uważać, że w ramach Zjednoczonej Prawicy podział ról był dotąd następujący. PiS Kaczyńskiego nadaje ton i stawia na wielkie niwelowanie transformacyjnych nierówności i wykluczeń (dochodowych, regionalnych, komunikacyjnych). Robi to nie bojąc się szyderstwa, darcia szat i aktywnego oporu ze strony raczej liberalnych wielkomiejskich elit przeświadczonych o tym, że neoliberalny model rozwoju opartego o nierówności był w sumie słuszny, bezalternatywny i konieczny.

W międzyczasie koalicjanci zabezpieczają boki. Frakcja Gowina puszcza oko do bardziej konserwatywnej części „balcerowiczowskiego” mieszczaństwa. Solidarna Polska neutralizuje zaś zagrożenie ze strony Konfederacji i korwinistów. W minionym roku - z powodu przetasowań wewnątrz obozu władzy - ta dynamika przestała działać. Nie udało jej się też zastąpić niczym nowym. Nie wykorzystano - zapewne z powodu wzajemnego „kulturowego obrzydzenia” - wielu potencjalnych spójności programowych z Lewicą (choćby właśnie w temacie Polskiego Ładu). Zaś rozbiórka obozu Gowinowców zapewniła wprawdzie jako taką parlamentarną większość. Sprawiła jednak, że obóz prawicy liberalnej wewnątrz PiSu wcale nie uległ osłabieniu. Wręcz przeciwnie. Utwierdził się w roli języczka u wagi.

Pytanie o to, jaka będzie polska prawica - czy socjalna czy jednak liberalna? - pozostaje więc w mocy. Zamieszanie wokół Polskiego Ładu to tylko potwierdzenie, że tak właśnie jest.

Polecamy:


Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka