Aktywistki z Polski i z Niemiec niosą pomoc Ukrainkom z niechcianą ciążą, często powstałą w wyniku gwałtu. (zdjęcie ilustracyjne, źródło: Flickr / New Voices)
Aktywistki z Polski i z Niemiec niosą pomoc Ukrainkom z niechcianą ciążą, często powstałą w wyniku gwałtu. (zdjęcie ilustracyjne, źródło: Flickr / New Voices)

Polskie i niemieckie aktywistki wspierają Ukrainki w usunięciu niechcianej ciąży

Redakcja Redakcja Aborcja Obserwuj temat Obserwuj notkę 152
Jak podaje "Deutsche Welle", w Berlinie utworzono listę lekarzy oferujących Ukrainkom w niechcianej ciąży darmową aborcję. Pierwsze kobiety już się na to zdecydowały.

Ofiary gwałtów rosyjskich żołnierzy

— Konflikty, takie jak wojna w Ukrainie, mogą spowodować, że liczba niechcianych ciąż będzie "zawrotna". Dzieje się tak, ponieważ w czasie wojny wzrasta liczba przypadków przemocy seksualnej, a dostęp do środków antykoncepcyjnych jest ograniczony — poinformowano w raporcie o ludności przygotowanym przez Fundusz Ludnościowy Organizacji Narodów Zjednoczonych (UNFPA).

Jak się okazuje, rzeczywistość potwierdza to, przed czym przestrzegali autorzy raportu. Od wybuchu wojny na Ukrainie, coraz więcej Ukrainek zgłasza się do organizacji proaborcyjnych w Polsce i w Niemczech. Wśród nich znajdują się też ofiary gwałtów dokonanych przez rosyjskich żołnierzy.

Aborcyjny Dream Team niesie pomoc Ukrainkom

— Od 1 marca zgłosiło się do nas 250 osób z Ukrainy — mówi w rozmowie z Deutsche Welle Justyna Wydrzyńska z Aborcyjnego Dream Teamu.

— Trudno powiedzieć, u ilu z nich ciąża powstała z gwałtu, bo nie pytamy o to. Każdy powód przerwania ciąży jest dla nas tak samo istotny. To jedna z naszych podstawowych zasad. Ale bywa, że Ukrainki same mówią, że zostały zgwałcone — dodaje.

— Ukrainki miały w swoim kraju dostęp do legalnej aborcji. Dlatego przeżywają w Polsce szok, gdzie prawo jest tak okrutne i pozostawia kobiety samym sobie — podkreśla Wydrzyńska. — Osoba, która ucieka przed wojną, nie zastanawia się nad tym, jakie prawo reprodukcyjne obowiązuje w kraju, do którego trafia. Dopiero, gdy dotrze na miejsce i jest w potrzebie, okazuje się, że ten kraj nie jest już tak gościnny — mówi Wydrzyńska.

Berlin z darmową pomocą

W miejscach, gdzie polskie organizacje proaborcyjne nie są w stanie pomóc, wykorzystywana jest sieć kontaktów za granicą, m.in. w Niemczech. W Berlinie nawiązują współpracę z feministycznym kolektywem o nazwie Ciocia Basia. Od kilku lat trafiają tam Polki, które nie mogą w kraju legalnie usunąć ciąży. Teraz zaczęły zgłaszać się również Ukrainki. 

— W Berlinie powstała lista lekarzy, którzy zgodzili się przeprowadzać zabiegi aborcji u ukraińskich kobiet za darmo, w godnych warunkach — mówi Urszula Bertin z Cioci Basi. — Lista ta jest dostępna tylko dla wtajemniczonych, bo nie każdy lekarz życzy sobie jej upublicznienia. Na razie z zabiegu skorzystało kilka Ukrainek.

Zwolnienie z opłat jest ogromnym wsparciem dla uchodźczyń. W Berlinie koszt aborcji wynosi, w zależności od rodzaju zabiegu, między 250 a 600 euro. W niemieckiej stolicy Ukrainki z niechcianą ciążą, a także powstałą w wyniku gwałtu, mogą również uzyskać bezpłatną pomoc i opiekę w Centrum Planowania Rodziny w dzielnicy Lichtenberg.

Proliferzy przeszkadzają

Urszula Bertin z Cioci Basi jest zdania, że najważniejsze obecnie jest organizowanie pomocy dla Ukrainek na miejscu – czy to w Ukrainie, czy też w Polsce. Z tego powodu berliński kolektyw, wraz z innymi organizacjami, angażuje się w sprowadzanie antykoncepcji awaryjnej oraz tabletek poronnych i dostarczanie ich bezpośrednio do potrzebujących.

Jak przyznaje Justyna Wydrzyńska z Aborcyjnego Dream Teamu, dotarcie do potrzebujących kobiet często utrudniane jest przez antyaborcyjnych aktywistów, obecnych ze swoimi akcjami na granicy polsko-ukraińskiej, a także w miejscach pobytu wielu uchodźczyń.

— Przegrywamy z tymi organizacjami w przedbiegach — mówi Wydrzyńska. — Nie mamy takich środków finansowych na akcje informacyjne, jakimi one dysponują. Przygotowaliśmy informacje w języku ukraińskim i zamieszczamy je na swoich stronach internetowych, pomagają nam wolontariusze. Ale też nie chcemy, żeby ktoś myślał, że namawiamy do aborcji. Chodzi o to, by mieć wybór.

Urszula Bertin z Berlina na działalność „pro-liferów“ nie zwraca już większej uwagi.

— Skupiamy się na działaniu, a że na szybki koniec wojny się nie zanosi, to z pewnością będziemy dalej działać. Znajdziemy na to sposób — podkreśla aktywistka z Berlina. Dodaje, że życzyłaby sobie, aby równie duża uwaga była skierowana na granicę polsko-białoruską:

— Tam też dzieją się okrutne rzeczy i nie brakuje kobiet, które potrzebują pomocy — oznajmia.

RB


Zobacz też:

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo