Tajemnicza śmierć mężczyzny po interwencji policji we Wrocławiu. Obecnie prowadzone jest śledztwo. Nadal nie są znane okoliczności i przyczyna śmierci, a także tożsamość zmarłego. (fot. Flickr/Lukas Plewnia)
Tajemnicza śmierć mężczyzny po interwencji policji we Wrocławiu. Obecnie prowadzone jest śledztwo. Nadal nie są znane okoliczności i przyczyna śmierci, a także tożsamość zmarłego. (fot. Flickr/Lukas Plewnia)

Tajemnicza śmierć we Wrocławiu po interwencji policji. Jest oświadczenie służb

Redakcja Redakcja Przestępczość Obserwuj temat Obserwuj notkę 12
W piątek media doniosły o sprawie śmierci mężczyzny po policyjnej interwencji we Wrocławiu, do której doszło w zeszłą niedzielę. Jak podaje portal TVN24, do tej pory nie są znane dokładne okoliczności i przyczyna zgonu, a także tożsamość zmarłego. W sobotę dolnośląska policja wydała oświadczenie, w którym zaprezentowała swoje stanowisko.

Po piątkowych doniesieniach medialnych dolnośląska policja odmawiała komentarza w związku z tą sprawą. W sobotę opublikowano jednak oświadczenie dotyczące śmierci mężczyzny, wobec którego funkcjonariusze przeprowadzali interwencję w nocy z 14 na 15 maja. Do zdarzenia dojść miało tuż po obywatelskim zatrzymaniu na ulicy Grabiszyńskiej we Wrocławiu.

Oświadczenie dolnośląskiej policji

Z treści oświadczenia opublikowanego przez dolnośląską policję wynika, że jest to odpowiedź na "zarzuty" pojawiające się wobec wrocławskich policjantów. Zdaniem zespołu prasowego "pominięto część informacji, które dałyby odbiorcom pełen obraz sytuacji".

Jak się okazuje, informacją to miały być między innymi wstępne ustalenia biegłych z wrocławskiego Zakładu Medycyny Sądowej. 

— Biegli (...) przeprowadzili sekcję, nie ustalili przyczyny zgonu mężczyzny. (...) Z ich wstępnych ustaleń wynika, że obrażenia, jakie ujawniono na ciele denata, nie przyczyniły się do jego śmierci — poinformował zespół prasowy dolnośląskiej policji.

Postępowanie zostało wszczęte 15 maja. Śledztwo dotyczy nieumyślnej śmierci mężczyzny, którego tożsamość jest nieustalona. Prokuratura Rejonowa Wrocław-Stare miasto złożyła wniosek o przekazanie sprawy do innej jednostki.

— Jest to procedura standardowa w takich okolicznościach, kiedy prokuratura nadzoruje komisariat policji, który interweniował przy danym zdarzeniu — wyjaśniła Małgorzata Dziewońska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.

Notatka świadka

"Gazeta Wyborcza" wróciła do sprawy w sobotę rano. Opublikowano sporządzoną przez kobietę, będącą jednym ze świadków notatkę. Gazeta podkreśla, że nie redagowała opublikowanego w sobotę materiału.

— Tylko niektóre jego fragmenty uczyniliśmy śródtytułami i wykreśliliśmy nazwiska policjantów. Pani Anna zna je, bo poprosiła funkcjonariuszy, żeby jej się wylegitymowali. Nazywamy ich: "Policjant1" i "Policjant2" — informuje "GW".

Zapiski mówią o pojawieniu się kobiety na miejscu zdarzenia około godziny 2:55. Przed sklepem dostrzegła ona trzy osoby, które trzymały szarpiącego się mężczyznę. Według kobiety mężczyzna ten posiadał w ręce drugik "zwinięty w klucz". Zauważyła ona, że osoba ta leżała na plecach i była przytomna. Na miejscu, około godziny 3:10 pojawiła się karetka.

— Medycy nie interweniują, czekają na policję, pytają świadków o sytuację. Człowieka dalej trzymają te osoby, co wcześniej. Medycy w żaden sposób nie reagują, nie zbliżają się do człowieka — napisała w notatce Anna Trojanowska, świadek zdarzenia.

Próba aresztowania przez policjantów

Trojanowska podała, że około 10-15 minut później niż karetka, na miejscu pojawił się nieoznakowany radiowóz z funkcjonariuszami w cywilu. Mieli oni podejmować próby założenia kajdanek leżącemu mężczyźnie, a także usiłowali uzyskać od niego informację o jego tożsamości. 

— Policjant1 wykręca obie ręce do tyłu, zakłada kajdanki. Człowiek na brzuchu, przekręcają go bardziej na bok. Szukają dokumentów, on mówi, że ma z tyłu (w kieszeni?). Medycy przyglądają się, pytam, czy wszystko jest ok. Medyk z brodą potwierdza. Policjant1 trzyma kolanem klatkę piersiową człowieka, ręce zakute kajdankami wykręcone do tyłu (90 stopni, proste ręce). Widać oddech (odsłonięty tors). Szukają dokumentów, przekręcają go kilka razy na boki, żeby przeszukać kieszenie. Człowiek leży na brzuchu. Jest przytomny, trochę się szarpie. Policjant2 cały czas trzyma nogi. Policjant1 wykręca ręce do góry, człowiek krzyczy niezrozumiale. Pytam medyka, czy nie robią mu krzywdy - mówi, że nie — napisano w notatce opublikowanej przez "Gazetę Wyborczą".

Pulsoksymetr i próba resuscytacji

— Mówią medycy, że nie ma wyniku, bo ręce zimne (łapy). Ma otwarte oczy. Nie widzę momentu, kiedy przestaje oddychać. Nagle przewracają go na plecy, zaczynają cpr (reanimację – przyp. red.) Oczy otwarte. Podłączają maszynę do resuscytacji — czytamy.

— Po dłuższej chwili resuscytacji (raczej kilka min) człowiek wraca do życia (chyba?). Nie odzyskuje przytomności. Medycy sprawdzają jego stan, przenoszą na nosze, biorą do karetki. (...) Karetka odjeżdża, człowiek żyje (?) mundurowy jedzie z nimi do szpitala na Weigla — pisze Trojanowska.

Nagranie z monitoringu

Nagranie z monitoringu przedstawia trójkę szarpiących się mężczyzn, którzy pojawili się na miejscu około godziny 2:49. Osoby te potem wbiegły na ulicę, między przejeżdżające samochody. Cała trójka widoczna jest na materiale wideo przez minutę, następnie akcja przenosi się poza kadr kamery. Widać jedynie podjeżdżającą karetkę pogotowia, a następnie samochód osobowy (nieoznakowany radiowóz) oraz radiowóz z sygnalizacją świetlną.


RB


Przeczytaj też:


Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo