Echson Aminzoda był jednym ze zmobilizowanych, którzy otworzyli ogień na poligonie w Biełgorodzie. Źródło: commons.wikimedia.org, Telegram
Echson Aminzoda był jednym ze zmobilizowanych, którzy otworzyli ogień na poligonie w Biełgorodzie. Źródło: commons.wikimedia.org, Telegram

Strzelanina na poligonie w Biełgorodzie. "Bardzo poważny problem Rosjan"

Redakcja Redakcja Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 6
Armia rosyjska może mieć poważny problem, jakim jest motywowany kulturowo i religijnie nacjonalizm. To właśnie on był powodem strzelaniny w ośrodku szkoleniowym w Biełgorodzie, gdzie zginęło kilkunastu wojskowych. Jak podają media, do strzelaniny doszło po wypowiedzeniu przez jednego z dowódców obraźliwych słów pod adresem Allaha.

Strzelanina w Biełgorodzie 

Według oficjalnych informacji w sobotniej strzelaninie na poligonie w obwodzie biełgorodzkim, graniczącym z Ukrainą, zginęło 11 osób, a 15 zostało rannych. Niektóre media spekulują, że ofiar może być dwa razy więcej. Resort obrony Rosji określił zdarzenie jako "zamach terrorystyczny", do którego doszło podczas ćwiczeń ze strzelania z "ochotnikami chcącymi wyjechać na wojnę na Ukrainie".

Według resortu ogień otworzyło dwóch napastników, którzy zostali później zabici. Serwis SOTA pisze o trzech napastnikach i twierdzi, że dwóch zabito, a jednemu udało się uciec.

Prokuratura wojskowa w Moskwie przesłuchała brata napastnika 

Jednym ze zmobilizowanych, którzy otworzyli ogień na poligonie, był 24-letni Echson Aminzoda. Jego brat powiedział Radiu Swoboda, że został w tej sprawie wezwany do prokuratury wojskowej w Moskwie.

Zaznaczył, że nie wie, w jaki sposób jego brat znalazł się na poligonie w obwodzie biełgorodzkim. Dodał, że "nie jest on terrorystą i nie miał takich myśli". Podkreślił też, że był "zwykłym migrantem, który chciał zarabiać i budować swoje życie".

Przekazał, że jego 24-letni brat przybył do Moskwy siedem miesięcy temu z rodzinnej wioski w Tadżykistanie, a w rosyjskiej stolicy pracował w restauracji. Po raz ostatni widziano go 10 października w okolicy jednej ze stacji metra, później kontakt z nim się urwał.

Mężczyzna zaznaczył, że jego brat nie miał rosyjskiego obywatelstwa, więc nie podlegał ogłoszonej przez władze mobilizacji na wojnę na Ukrainie.

Ojciec mężczyzny potwierdził, że jego syn zmarł w Rosji w miniony weekend.

Rosyjska armia może mieć poważny problem 

W ocenie byłego analityka Agencji Wywiadu ds. rosyjskich, mjr Robert Cheda, jeśli wersja o ataku obywateli Tadżykistanu jest prawdziwa, to znaczy, że mobilizacja idzie już z całego terenu Wspólnoty Niepodległych Narodów - organizacji zrzeszającej większość byłych republik ZSRR. Oficer przypomina także, że w Rosji jest oficjalnie ok. 6 mln imigrantów z terenów republik azjatyckich, a realnie – 10 mln. Bez nich, jak mówi, ten kraj nie funkcjonuje.

– Trzeba pamiętać, że republiki Azji Środkowej były jedynymi oponentami rozpadu ZSRR. Obawiali się chaosu, obawiali się rewolucji islamskiej, jaka działa się w Afganistanie, ale ona i tak do nich przyszła. Oni są przeciwni wobec własnych reżimów i przyjeżdżają do Rosji już zradykalizowani. Nakłada się na to jeszcze wrogość wobec Rosjan, który traktują ich jak obywateli drugiej kategorii. I dlatego dzieją się takie historie jak ta z Biełgorodu. Tym bardziej, że rosyjska armia jest oparta na pałkarstwie, na diedowszczynie (zjawisku brutalnej fali) i zamordyzmie. Rosjanie będą mieli z nimi jeszcze dużo problemów – podsumowuje Cheda, cytowany przez o2.pl 

MP

Czytaj dalej: 


Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka