Donald Trump nie może być zadowolony z wyników wyborów połówkowych w USA. Fot. PAP/EPA
Donald Trump nie może być zadowolony z wyników wyborów połówkowych w USA. Fot. PAP/EPA

Trump nie może być zadowolony z wyborów, rośnie mu konkurent

Redakcja Redakcja USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 16
Sondaże o rzekomo znaczącej przewadze Republikanów ukazywały się głównie w prasie liberalnej, o bardzo silnym, antyrepublikańskim nastawieniu. Cel był tu jeden – mobilizacja elektoratu. Wywołanie w wyborcach antytrumpowych przeświadczenia, że amerykański Kongres zostanie całkowicie owładnięty przez prawicę. I efekt został osiągnięty – mówi Salonowi 24 Grzegorz Długi, prawnik, dyplomata, były konsul RP w Chicago i Waszyngtonie.

Wybory do Kongresu w Stanach Zjednoczonych najpewniej nie skończyły się tak spektakularnym zwycięstwem Republikanów, jak przewidywano. A na pewno skończyły się porażką frakcji Donalda Trumpa. Co oznaczają te wyniki?

Grzegorz Długi: Jeśli wyniki się potwierdzą, a chyba tak będzie, pokaże to jak bardzo niewiarygodne są te wszystkie  "badania opinii publicznej" i czemu one służą. Proszę zauważyć, że sondaże o rzekomo znaczącej przewadze Republikanów ukazywały się głównie w prasie liberalnej, o bardzo silnym, antyrepublikańskim nastawieniu.

Przeczytaj też:
Midterm 2022. Wybory do Kongresu USA - nowe informacje

Czemu media niechętne Republikanom miałyby nagłaśniać sondaże o przewadze swoich przeciwników?

Cel był tu  jeden – mobilizacja elektoratu. Wywołanie w elektoracie antyrepublikańskim przeświadczenia, że Ameryce zagraża całkowite opanowanie Kongresu przez Partię Republikańską. I efekt został osiągnięty – nastąpiła mobilizacja, przeciwnicy Republikanów na wybory poszli i zagłosowali. Owszem, Republikanie zwiększyli swój stan posiadania, ale nie mają tak dużej przewagi, jak prognozowano jeszcze przed wyborami. A straty Partii Demokratycznej też są mniejsze, niż się spodziewano.

Szczególnie dotyczy to kluczowych stanów, np. Pensylwanii, gdzie zwyciężył demokrata, a sondaże wskazywały inną możliwość. Z naszego punktu widzenia trochę niemiło wygląda fakt, że kandydaci polskiego pochodzenia, polonijni, ponieśli w wyborach porażkę. Za to polaryzacja społeczna w Stanach Zjednoczonych, ostry podziały są takie, jak w Polsce. Widzimy też pewne ciekawostki, na przykład Demokraci znacznie lepsze wyniki osiągnęli w wyborach korespondencyjnych, a z kolei Republikanie w wyborach osobistych, w późniejszych godzinach. Przy tak ostrym podziale i stosunkowo niewielkiej różnicy między partiami, może to powodować, że ugrupowania polityczne w wyborach będą skłaniać się do stosowania przeróżne trików. Nie mówię tu o działaniach niezgodnych z prawem, ale różnych o trikach właśnie, które mogą niewielką liczbę głosów (lub utrudnień dla drugiej strony), ale może to byc "na wagę" zwycięstwa.

Republikanie osiągnęli dobry wynik, ale ich wyborcy całkowicie skreślili ludzi Trumpa. Zarzucano im prorosyjskość. Czy może się zdarzyć tak, że na przykład w Polsce wyborcy PO skreślą schetynowców, a wyborcy PiS ziobrystów?

Co do prorosyjskości, zawsze w obu partiach był nurt izolacjonistyczny, ale ja bym go dziś nie przeceniał. Problem Republikanów polega  na tym, że są oni bardzo mocno wewnętrznie podzieleni. Donald Trump ma swoją mocną grupę wyborców, która jest bardzo ruchliwa i zdecydowana, choć nie najbardziej wpływowa. I widać na horyzoncie kilku bardzo mocnych liderów Republikanów, którzy mogliby wygrać z kandydatem Demokratów, ale wcześniej będą musieli w prawyborach stoczyć morderczy bój z Trumpem.

Ostatnie wybory pokazały, że pozycja Rona de Santisa, gubernatora Florydy, jest bardzo mocna. I wielu ludzi uważa, że byłby on bardzo dobrym, rozsądnym kandydatem Partii Republikańskiej na prezydenta Stanów Zjednoczonych. W debatach jednak widzieliśmy, jak bardzo unika starcia z Trumpem. Były amerykański prezydent ma też bardzo mocny elektorat negatywny. Wszyscy republikanie są krytykowani przez "duże media" a Trump szczególnie. Jedynie Fox jest dla nich przychylny ale nie do końca dotyczy to Trumpa - wobec niego wyczuwa się co najwyżej "neutralność".

Ale to fakt – dla amerykańskich liberalnych mediów, Trump jest wrogiem nr jeden. A dla republikańskiego establishmentu (i dla Fox) wydaje się, że lepszym kandydatem byłby zdolny i już doświadczony de Santis. I problem Republikanów polega dziś na tym, że były prezydent ma sporo energii i być może wolę startowania w wyborach prezydenckich. Establishment jednak uważa, że w interesie samej partii byłoby korzystniej, aby energia Trumpa poszła na wsparcie lub przynajmniej błogosławieństwo dla innego kandydata. Taki podział wewnątrz Republikanów może ich kosztować szanse na następną prezydenturę.

W USA wykupują polskie obligacje. „Bardzo duży popyt”

Polski rząd wysłał do Brukseli negocjatora. W środę rozmowy o odblokowaniu naszego KPO








Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka