Kanclerz Olaf Scholz z nowym ministrem obrony Niemiec Borisem Pistoriusem. Fot. PAP/EPA/FILIP SINGER
Kanclerz Olaf Scholz z nowym ministrem obrony Niemiec Borisem Pistoriusem. Fot. PAP/EPA/FILIP SINGER

"Niemcy upadły. Ale na cztery łapy. Redaktora Wosia piękne sny o wielkości" [POLEMIKA]

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 76
Niemcy mimo problemów i ostatnich kompromitacji na arenie międzynarodowej wciąż mają najsilniejszą gospodarkę na kontynencie, a dzięki wydatkom na armię ich siły zbrojne wkrótce z pośmiewiska staną się siłą numer jeden w Europie. Może być to dobre, bo wszyscy narzekali, że płacili za mało. W przyszłości może stać się groźne, bo nie wiemy, kto będzie rządził w Berlinie za kilkadziesiąt lat. Dlatego zamiast śnić o potędze i zastąpieniu Niemiec, należy dążyć do wypracowania ogólnoeuropejskich zabezpieczeń na wypadek, gdyby ktoś w pozycję lidera wczuł się za bardzo - pisze Przemysław Harczuk.

Rafał Woś napisał w Salonie 24, że Niemcy przestają być liderem Europy. I, że sytuację może wykorzystać Polska, wskakując na opuszczone przez zachodnich sąsiadów miejsce. Publicysta przytacza szereg argumentów dotyczących gospodarki, geopolityki etc. Kategorycznie  stwierdza, że Niemcy przeżywają w Europie kryzys, że zachwiał się ich  pomysł na integrację. Itd., itp. Dalej stwierdza, że Polska ma szansę wypełnić pustkę po Niemcach. Problem w tym, że ani tej pustki za bardzo nie ma, ani Polska nie miałaby  szans jej wypełnić. Wyzwania są dziś inne, a  zagrożenia też spore. Tego publicysta nie dostrzega.

Tusk wściekły na polityka PO. Poszło o pomnik Lecha Kaczyńskiego

Zjazd Polski 2050, a Lis nie wytrzymał. Obraża Hołownię: "Kałownia 2023"

Po pierwsze – Niemcy rosną, a nie maleją

Argumenty moralne są przeciwko Niemcom. Skompromitowali się budując rurę na Bałtyku. Wciągając całą Europę w obrzydliwą grę z Putinem. Była to polityka ta sama od lat. I faktycznie na dziś może wpadli w pewną izolację na kontynencie (choć też nie przesadzajmy). Ale wcale nie można wykluczyć sytuacji, że po klęsce Putina i zwycięstwie Ukrainy w Berlinie szybko zmieni się rząd, a niemieckie firmy jako pierwsze otrzymają intratne  kontrakty na odbudowę Ukrainy. A nowy kanclerz, zapewne z CDU skrytykuje „wypaczenia  i błędy” epoki  Scholza. Ale bez spekulacji – z oporami, powoli, ale jednak, Niemcy zwiększają  swoje wydatki na obronę. Biorąc pod uwagę, że mają największe PKB w Europie, to oni na nowoczesny sprzęt i modernizację wojska wydadzą najwięcej. I bardzo wielu ekspertów wskazuje dziś, że  to jest czynnik najistotniejszy. Bo do tej pory, przez wiele lat Republika Federalna była europejskim hegemonem. Ale politycznym i ekonomicznym, militarnie była karzełkiem.  

Potęga rodzi się na naszych oczach

Krążyły żarty, że u naszych zachodnich sąsiadów na drzwiach jednostek powinny wisieć tabliczki „nie zaczynajcie wojny w weekend”. Bo armia miała vacaty, nie było komu służyć, w weekendy jednostki bywały puste. Od teraz to się zmieni. Nawet, jeśli to zwiększenie wydatków idzie wolniej, niż myślano, i tak jego znaczenie jest ogromne. Także w kontekście przyszłości. Bo na dzień dzisiejszy Niemcy – przy wszelkich zastrzeżeniach do ich  polityki wobec Rosji – są krajem demokratycznym. Ale co się stanie za lat dziesięć, a tym bardziej dwadzieścia, bądź trzydzieści, przewidzieć nie jesteśmy w stanie. W tym kontekście ewentualny ciężki kryzys ekonomiczny za zachodnią granicą byłby bardzo niepokojący, bo mógłby utorować drogę do władzy siłom, których w Europie, a już na pewno w Berlinie, widzieć nie chcemy. Ale póki co mamy największą europejską gospodarkę, która właśnie zwiększa radykalnie wydatki na własną armię. Paradoksalnie to posiadając tak rozwinięte siły zbrojne Niemcy mogę poważnie zacząć myśleć o  tym razem realnym, nie śmiesznym „pax Germanica”.  Sytuacja ma pewne analogie w świecie... futbolu.

Solidarność, nie szukanie liderów

Przełom lat 90. i 2000 to wielki kryzys niemieckiej piłki. Reprezentacja zdobyła tylko... jeden złoty medal Euro i wicemistrzostwo Świata. Potem nastąpiły znów wielkie sukcesy, uwieńczone mistrzostwem Świata 2024 roku. Kilka miesięcy później, od  porażki z Polską w Warszawie znów mówi się o kryzysie niemieckiej piłki. Nasi zachodni sąsiedzi wywalczyli w tym okresie tylko jedno miejsce w strefie medalowej na Euro 2016. Ale możemy być pewni, że lada moment się odrodzą. I w jednym Woś ma rację. Chwilowe potknięcie (ale nie żaden  upadek) Niemiec, a także wzrost pozycji w relacjach z USA, należy wykorzystać. Nie do szukania profitów tam, gdzie ich  nie ma, ale właśnie do (przy wsparciu Waszyngtonu) wzmocnienia  takich relacji w Unii, by stara zasada, że Niemcy są pod kontrolą, obowiązywała na nowo. By ŻADEN kraj nie był liderem. Paradoksalnie to europejska solidarność, a nie dążenie do roli lidera zapewnić nam może bezpieczeństwo.

Przemysław Harczuk

Inflacja i zaostrzający się spór polityczny, a im rośnie poparcie. Najnowszy sondaż

"Szaliczki, herbatki, salaterki, ciasteczka. Tak umiera Europa. Ratunku!" [OPINIA]

Afera wokół alimentów Liroya. Raper wydał oświadczenie

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo