Widok na pawilony Aresztu Śledczego. Autorstwa Grzegorz Gołębiowski - Praca własna, CC BY-SA 4.0
Widok na pawilony Aresztu Śledczego. Autorstwa Grzegorz Gołębiowski - Praca własna, CC BY-SA 4.0

Wstrząsający raport o okrucieństwie. Psychoterapeutka tłumaczy czemu je akceptujemy

Redakcja Redakcja Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 34
Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur razem Naczelną Radą Adwokacką, Krajową Izbą Radców Prawnych, Radą Europy, OBWE, Stowarzyszeniem Zapobiegania Torturom oraz Kantar Millward Brown prowadzi kampanię społeczną „Państwo bez tortur”. Jednym z jej elementów były badania opinii publicznej „Tortury - opinie Polaków”, przeprowadzone w 2018 i 2020 r. Wynika z nich, że nadal 30 proc. badanych dopuszcza stosowanie tortur, a aż 13 proc. z nich zaakceptowałoby, gdyby takie metody zostały zastosowane wobec ich bliskich i znajomych. O tym, dlaczego ludzie akceptują okrucieństwo rozmawiamy z ekspertem Mają Suwalską-Wąsiewicz, psychoterapeutką.

Salon24: Jak to możliwe, że tyle osób akceptuje tortury jeśli stosowane są w „słusznej sprawie”?

Maja Suwalska-Wąsiewicz, psychoterapeutka: Dzieje się tak, gdy człowiek w jakimś zakresie zidentyfikuje się ze sprawcą. Ta identyfikacja jest najczęściej nieświadoma i pozostawia człowieka w iluzji, że on nic niewłaściwego nie czyni. Taki człowiek nie dostrzega sprawcy w sobie. Nie dostrzega go również w tym, który się znęca, a poszukuje sprawcy jedynie w tym człowieku, który odbiera „słuszną karę”. Jeśli odbierający „słuszną karę" popełnił czyn przestępczy, łatwo staje się „pojemnikiem” na wszelkie zło. Akceptujący tortury uważa, że to on jest wszystkiemu winien i kara, jaka by nie była, należy mu się. To on jest odpowiedzialny za pogardę dla życia, nienawiść, zawiść. Można odsunąć od siebie takie uczucia i przypisać je w pełni komu innemu. Człowiek, który otwarcie przyznaje się do akceptowania tortur nie widzi, że to on staje się wtedy sprawcą. To wymagałoby uznania, że można mieć w sobie te trudne uczucia, o jakich mówiłam i zgodę na to, by one przejmowały nad nim kontrolę. 

Nie ma prostszego wytłumaczenia?

Może takie, że szybciej tortury zaakceptuje ten, komu trudno jest wyobrazić sobie, co przeżywa drugi człowiek. 

A można sobie tego nie wyobrażać? Jak w ogóle można zadawać komuś ból?

Są ludzie, którzy nie nauczyli się kontrolować swoich destrukcyjnych impulsów. Nie rozumieją, że takie postępowanie krzywdzi i rani albo wręcz nauczyli się, że fajnie jest krzywdzić i zadawać ból, bo można mieć z tego profity, np. poczucie tryumfu, władzy nad poniżanym, a w sytuacji perwersji nawet przyjemność seksualną. To mogą to być ludzie, którzy przeżyli traumy, np. tzw. traumę rozwojową - relacyjną i nie uporali się należycie z wątkiem ofiara - sprawca. Nie przepracowali krzywd, lęku, poniżenia, wściekłości i nienawiści, których sami doświadczali. Teraz je odcinają od siebie albo im zaprzeczają i znajdują sobie osoby, które mają te uczucia i te stany dźwigać za nich. Stają się sprawcami. Dają upust swojemu pędowi do destrukcji i niszczenia. Chcą by osoby, którym zadawane jest cierpienie fizyczne lub psychiczne czuły lęk, poniżenie, bezradność, strach o własne życie. W dużym skrócie: tortury stosują ludzie, którzy prawdopodobnie byli ofiarami, ale nie chcą o tym myśleć, pamiętać i opracowywać. Szukają sposobu, by ktoś inny zamiast nich przyjął tą rolę i zwolnił z wysiłku radzenia sobie z niszczącymi uczuciami. 

Może potrzebna jest prewencja, profilaktyka albo zmiana edukacji, by ludzie myśleli inaczej?

Wspomniałam o traumie relacyjnej. Pozytywny stosunek do tortur będą miały osoby, które nie potrafią kontrolować własnych destrukcyjnych impulsów, łączących się z agresją. Te impulsy to ludzka natura i trudno powiedzieć, że jest to coś po prostu złego. Zwierzętom agresja przydaje się do obrony. U ludzi jest podobnie - uaktywnia się wtedy, gdy spada nasze poczucie bezpieczeństwa. Tak samo jest u dzieci. Zaniedbywane lub krzywdzone, włączają w sobie potrzebę obrony. I może zdarzyć się, że impulsy destrukcyjne zaczną przeważać nad tymi związanymi z bliskością i radością z posiadanej więzi. U ludzi sprawa się komplikuje, bo zachowania destrukcyjne biorą się nie tylko z popędu związanego z agresją, ale także z nienawiści, wściekłości, zawiści.

Dobry opiekun pomaga dziecku doświadczającemu frustracji w radzeniu sobie z nią, nie reaguje odwetem, gdy dziecko w szale atakuje tego, który miał je wspierać, a zawodzi. W dbających o dziecko rodzinach przeważa troska, miłość i próby naprawiania ewentualnych szkód. W rodzinach traumatyzujących dziecko jest narażone na szkody nie tylko, te docierające z zewnątrz, ale również na pustoszące go trudne myśli, fantazje i uczucia.
Dlatego trzeba tworzyć dobre więzi i sytuacje, które sprzyjają temu, by dziecko czuło się widziane i słyszane oraz miało przestrzeń, która pomoże im mierzyć się z własnymi myślami i emocjami. Chodzi o taką przestrzeń, która umożliwi zauważenie problemów dziecka i dotarcie do niego z pomocą.

Ważne więc jest to, by budować relacje, rozmawiać, uczyć myślenia i uważności na drugiego człowieka, a także rozpoznawania konsekwencji swoich zachowań i brania za nie odpowiedzialności. Takim miejscem może być szkoła, nawet nie jako instytucja, ale zaangażowani nauczyciele, trenerzy, pedagodzy, psychologowie szkolni. Prawdziwie przejęta losem dziecka osoba z autorytetem nawet jeśli nie uleczy z traum, może stać się światełkiem w tunelu i pokazać, jak lepiej żyć. Podobnie powinno być u dorosłych: dbajmy o więzi, uczmy się troski o siebie nawzajem i refleksyjności, a jest szansa, że zjawisko, o którym tu rozmawiamy nie będzie utrzymywało się w tak olbrzymiej skali.

Rozmawiał Tomasz Wypych

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo