Stanisław Piotrowicz odbierający z rąk przewodniczącego PKW Wojciecha Hermelińskiego zaświadczenie o wyborze na posła VIII kadencji Sejmu fot. Adrian Grycuk, CC BY-SA 3.0 pl
Stanisław Piotrowicz odbierający z rąk przewodniczącego PKW Wojciecha Hermelińskiego zaświadczenie o wyborze na posła VIII kadencji Sejmu fot. Adrian Grycuk, CC BY-SA 3.0 pl

Egzamin na aplikację adwokacką córki Piotrowicza. "Przejąć pracę i wypełnić puste miejsca"

Redakcja Redakcja Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 24
Dwóch rzeszowskich sędziów miało być nakłanianych do sfałszowania wyniku egzaminu na aplikację sędziowską, który przechodziła córka Stanisława Piotrowicza, polityka PiS, obecnie pełniącego funkcję sędziego w Trybunale Konstytucyjnym - ujawnia poniedziałkowa "Gazeta Wyborcza", załączając jako dowód zapis rozmowy arbitrów.

"GW": Sędziowie namawiani do pomocy w egzaminie córki Stanisława Piotrowicza

Jak podaje "GW", nagranie rozmowy sędziów trwa prawie trzy minuty. Zostało zarejestrowane w 2019 roku w trakcie wycieczki rzeszowskich prawników do Chin. Jak czytamy, słychać na nim głosy dwóch sędziów Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie - Grzegorza Zarzyckiego i Zygmunta Dudzińskiego rozmawiających o sytuacji z 2006 roku.

To właśnie wtedy odbył się egzamin na aplikację sędziowską w Wyższej Szkole Informatyki w Rzeszowie, do którego przystąpiła m.in. Barbara Piotrowicz, córka ówczesnego senatora PiS Stanisław Piotrowicza.

Z udostępnionego przez "GW" nagrania oraz relacji świadków wynika, że sędzia Zarzycki był namawiany przez Piotrowicza i sędziego Roberta Pelewicza (wtedy sędziego Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu) do dopisania "w teście odpowiedzi, których pani Piotrowicz nie znała".

— Przesłałem panu panie sędzio numer jej pracy na maila. Ona będzie miała taką — mi opisał taką kameę — broszkę pod szyją do białej bluzki i przy sprawdzaniu na ten... to ona będzie czarnym długopisem wypełniać. I jak nie będzie wiedzieć, toby zostawiła tam miejsca wolne, proszę tam — mówi — proszę przejąć tę pracę i pouzupełniać. Taka była mniej więcej prośba z wytycznymi — powiedział sędzia Zarzycki na nagraniu, komentując prośbę, jaka miała paść ze strony Stanisława Piotrowicza.

Sędziowie przyznają, że to prawda

Sędzia zwrócił uwagę, że córka byłego senatora PiS "miała przedostatni wynik z egzaminu" i "nie odpowiedziała na połowę pytań". Zarzycki mówi na nagraniu, że mógł dzięki temu odmówić Piotrowiczowi i "wykorzystać to na swoją korzyść". Po publikacji "GW" odmówił komentarza w sprawie.

Ale nie tylko sędzia Zarzycki miał otrzymać prośbę o "podciągnięcie" wyników egzaminu Barbary Piotrowicz. Także były sędzia Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu, a wcześniej sędzia Trybunału Stanu Edward Loryś potwierdza, że do takiej prośby doszło.

Jak podaje "GW", odezwał się do niego Pelewicz z prośbą, by zaznaczył odpowiedzi w miejscach, w których córka Piotrowicza miała problem i zostawiła je puste. Loryś odmówił i miał rzucić:  "Robert, uważam, że tej rozmowy nie było. Inaczej musiałbym zawiadomić odpowiednie władze".

Loryś nie zasiadł w końcu w komisji egzaminacyjnej, bo poprosił o wyłączenie go ze składu. Wtedy jego miejsce zajął Grzegorz Zarzycki.

Stanisław Piotrowicz odpowiada na zarzuty

W związku z publikacją gazety oświadczenie w sprawie przesłał redakcji "GW" wydział prasowy Trybunału Konstytucyjnego.

"W imieniu Sędziego Trybunału Konstytucyjnego Pana Stanisława Piotrowicza uprzejmie informujemy, że okoliczności przytoczone w pytaniach, a dotyczące egzaminu na aplikację sędziowską nie polegają na prawdzie, są wręcz insynuacją" - czytamy.

Sama Barbara Piotrowicz nie odniosła się do zarzutów. Córka obecnego sędziego TK pracuje od dwóch lat w Podkarpackim Wydziale Zamiejscowym Departamentu do spraw Przestępczości Zorganizowanej, który podlega bezpośrednio Prokuraturze Krajowej, kierowanej przez ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę.

Upiekło im się. Sprawa już się przedawniła

"Wyborcza" przypomina, że "formalne nakłanianie do fałszowania dokumentów (w tym przypadku wyników egzaminu) jest przestępstwem, o którym mówi art. 271 par. 3 kodeksu karnego", a za taki czyn grozi do dwóch lat więzienia. Problem polega na tym, że nagranie dotyczy sprawy sprzed 17 lat, a to oznacza, że już się przedawniła. 

Na koniec "GW" zwraca jednak uwagę, że "uczestnicy niedoszłego fałszerstwa pełnią dziś najwyższe funkcje w państwie i w strukturach wymiaru sprawiedliwości".

SW

Czytaj dalej:


Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura