UKRAINA DNIEPR SYTUACJA PO ATAKU RAKIETOWYM Fot. PAP/Leszek Szymański
UKRAINA DNIEPR SYTUACJA PO ATAKU RAKIETOWYM Fot. PAP/Leszek Szymański

„Nigdzie w Europie nie jest tak dobrze, jeśli chodzi o pomoc Ukraińcom, jak w Polsce”

Redakcja Redakcja Ukraina Obserwuj temat Obserwuj notkę 23
Nadal, pomimo upływu czasu, Polacy chcą pomagać. Widzą, że pierwszy raz w historii wojna, która zdecyduje o naszej przyszłości toczy się poza naszymi granicami – mówi Salonowi 24 Przemysław Miśkiewicz, działacz opozycji w PRL, szef stowarzyszenia Pokolenie, które organizuje pomoc dla ukraińskich uchodźców w Polsce.

Mija rok od bestialskiej inwazji Putina na Ukrainę, choć mówiąc ściśle – od początku nowego etapu wojny, która trwała ju od 8 lat. Jak ocenia Pan to, co wydarzyło się przez ostatnie 12 miesięcy?

Przemysław Miśkiewicz:
Trzeba na to spojrzeć w kilku aspektach. Pierwszy to jest sama inwazja. Wcześniej nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy, ale dziś widzimy, że inwazja była nieunikniona od wydarzeń na Majdanie. Patrząc od strony imperialnej ideologii Kremla, silna Rosja nie istnieje bez Ukrainy. Z wielu względów.  Gospodarczych, żywnościowych. Ale też z uwagi na budowanie imperium wewnętrznego. W mentalności rosyjskiej Ukraina jest wewnętrzną częścią Rosji, tak samo jak Białoruś, czy Mołdawia. I nie ma co na to liczyć, że w którymkolwiek momencie zostanie przez Kreml odpuszczona. Tu ogromny szacunek do polskiej polityki wschodniej. Polacy Europę przed imperializmem rosyjskim ostrzegali, wspomnę choćby o słowach Lecha Kaczyńskiego. Niestety, przez długi czas Europa nie chciała tego słuchać. Aspekt drugi, to to, jak zachowała się Polska w momencie inwazji rosyjskiej. A zachowała się fantastycznie. Chodzi zarówno o państwo, jak i ludzi, którzy naprawdę bardzo spontanicznie działali. Pomogli bezinteresownie. I nadal w zdecydowanej większości, mimo upływu czasu chcą pomagać.

Tu bywa różnie. Owszem, z jednej strony nawet osoby bardzo wcześniej sceptycznie nastawione do Ukrainy, dziś niosą pomoc uchodźcom. Ale nie brak opinii krytycznych, że Ukraińcy mają przywileje, itd.

Są owszem różnice zdań co do formy pomocy, czy na przykład należy Ukraińcom dawać ulgi na przejazdy, czy powinni oni uczestniczyć w programach typu 500 Plus. Ale to jest inny temat. Sondaże wskazują jasno - co do tego, że trzeba pomagać, Polacy nie mają żadnych wątpliwości. Wsparcie dla Ukraińców deklaruje 80 proc. społeczeństwa. Sprawa jest jasna. Odwrotnie jest, jeśli chodzi o ewentualne wysłanie polskich żołnierzy na front. Tu „za” jest 20 proc., przeciw 80. Ale właśnie po raz pierwszy jesteśmy w sytuacji, gdy toczy się prawdziwa bitwa o Polskę, o pokój w Polsce, w Europie, i bitwa ta nie rozgrywa się na naszych ziemiach. To nie my giniemy za wolność naszą i waszą, to giną Ukraińcy. I Polacy ewidentnie mają tego świadomość. I my cały czas, właściwie od drugiego dnia wojny prowadzimy akcję „To też jest nasza wojna”. 

Niedawno w felietonie dla „Dziennika Zachodniego” napisałem, że to jest jeszcze bardziej nasza wojna niż do tej pory. Ale wydaje mi się, że co do tego nie ma różnicy zdań wśród Polaków. Są co najwyżej różnice co do skali i zakresu owej pomocy. I trzeba też powiedzieć jasno – Ukraińcy walczą również za nas. Ale bez pomocy Polski Ukraina by po prostu nie istniała. Bo inne państwa otaczające Ukrainę są albo jej nieprzychylne, albo po prostu bardzo małe. Trudno sobie wyobrazić, żeby pomoc w tak dużym zakresie szła z Rumunii, nie mówiąc o Mołdawii. Polska jest optymalnym miejscem do tego, by taką pomoc prowadzić.  Zyskaliśmy ogromne znaczenie w polityce światowej i to nasze wieloletnie lawirowanie w Unii i pokazywanie cały czas, że Rosja jest zagrożeniem, punktowanie Niemców,  Francuzów, za pobłażliwą wobec Kremla politykę, teraz niesamowicie procentuje. Joe Biden dwa razy był w Polsce w ciągu roku, był teraz w Kijowie, nie był na żadnej ważnej konferencji w Niemczech czy we Francji w tym czasie. I jeśli ta wojna skończy się pozytywnie, czyli klęską Rosji, to będzie to znaczenie rosnąć.

Tylko na razie finał walk jest niepewny?

Negatywnie dla nas wojna może się skończyć tylko w sytuacji, w której Amerykanie uznają, że nie mają w interesu w dalszym wspieraniu tej części świata. Lub jeżeli Chiny zaatakują Tajwan i wtedy Amerykanie będą musieli większość sił swoich rzucić na obronę wyspy, która jest dla nich ważniejsza niż Europa. Ale dziś moim zdaniem Amerykanie stawiają na Polskę. Oczywiście jeden kraj to za mało, to jest kwestia całego Międzymorza, jakiejś takiej większej koalicji. Oczywiście to nie znaczy, że po wygranej wojnie to będzie fantastyczna współpraca, dlatego że Ukraińcy niewątpliwie będą się czuli zwycięzcami, będą chcieli rozdawać karty. Polacy mają przeświadczenie, że w tej części Europy zawsze będą największym państwem, więc nie chcą niczyjego dyktatu. To może generować spory.  Może rozwiązaniem będzie przyjęcie zasady, że tak, jak w NATO szefem jest przedstawiciel jakiegoś mniejszego państwa, tak w sojuszu środkowoeuropejskim będzie ktoś raczej z Estonii, niż z Ukrainy, czy Polski.

Po inwazji w pomoc dla Ukraińców zaangażowało się całe społeczeństwo, wielu ludzi spontanicznie przyjęło uchodźców pod dach. Jak po roku wygląda nastawienie wobec tych ludzi?

Oczywiście nigdy nie ma możliwości, by trwała bez przerwy pełna mobilizacja społeczeństwa. Poza tym wiadomo, że wśród Ukraińców, tak jak w każdej nacji, są ludzie dobrzy, ludzie źli, ludzie tacy, inni. Ale biorąc pod uwagę wszystko, co się stało i to, co się mogło stać, bo przecież infiltracja rosyjskiego wywiadu musiała też być niemała, to ja uważam, że jest bardzo dobrze. Jako stowarzyszenie prowadzimy dom polsko-ukraiński, w którym dziennie przewija się 80 do 100 osób. W skali miesiąca to tych osób może być nawet 500-600. To są głównie kobiety, które uczą się języka. Są  porady psychologiczne, warsztaty, itd. Więc dziś mniej jest pomocy spontanicznej, a więcej wyspecjalizowanej. Są organizacje zajmujące się kwestiami ukraińskimi. Dostają na to jakieś fundusze, zdobywają środki. Zakupiliśmy nieruchomość, do której wspomniany dom polsko-ukraiński zostanie przeniesiony. Mamy bardzo wielu ukraińskich wolontariuszy, którzy działają przy różnych naszych projektach. Ci, którzy uczą się języka, zdobywają zawód, idą pracować.

Moim zdaniem po zakończeniu wojny kilkaset tysięcy uchodźców zostanie w Polsce. Duża część z tego względu, że będą to kobiety, które tutaj znalazły sobie mężów, założyły rodziny. A odpowiadając wprost na pytanie, to uważam, że chyba nigdzie w Europie nie jest tak dobrze, jeśli chodzi o pomoc uchodźcom. Tu jest genialna sytuacja, w której osoby prywatne razem z NGO-sami, czyli organizacjami pozarządowymi, władzą samorządową i państwową w fantastyczny sposób współpracują. I sposoby współpracy się same jakoś wykreowały, spontanicznie, bez odgórnych nakazów.

Czytaj też:

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka