Morawiecki to załatwia w USA. „Wizyta nabiera szczególnego znaczenia”

Redakcja Redakcja Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 29
- Sojusz z USA nie może mieć tylko filara militarnego, musi mieć także oparcie w inwestycjach amerykańskich w Polsce. Liczę, że premier zabiega o to, by firmy z USA, które chcą inwestować w Europie i mają do wyboru Niemcy, Francję i Polskę, będą preferować nasz kraj. Nie ma powodu, by amerykański biznes inwestował w krajach, które zamierzają się albo izolować od USA, albo budować elacje z Chinami czy Rosją – mówi Salonowi 24 Jan Parys, były minister obrony narodowej.

Premier Mateusz Morawiecki przebywa w Stanach Zjednoczonych. Czego spodziewa się Pan po tej wizycie?  

Jan Parys: Ta wizyta bez wątpienia podnosi wiarygodność naszego kraju, relacje ze Stanami Zjednoczonymi są bowiem zawsze kluczowe. Jednak moim zdaniem, w obecnej sytuacji nabrała szczególnego znaczenia. Już od dawna wiadomo bowiem, że rząd niemiecki prezentuje postawę prorosyjską. A teraz okazało się, że rząd francuski prezentuje postawę prochińską. To oznacza, że żadne z dużych państw Unii Europejskiej nie stawia na sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, na budowę trwałych związków z USA.


Francja i Niemcy chcą wykorzystywać Waszyngton w charakterze parasola atomowego, natomiast współpracę gospodarczą i polityczną widzą gdzie indziej. I w takiej sytuacji przyjazd polskiego premiera do Stanów Zjednoczonych, przedłożona tam koncepcja geopolitycznego i strategicznego sojuszu z  USA we wszystkich dziedzinach i na wielu poziomach, jest czymś wyjątkowym. Czyni z nas pożądanego partnera dla Stanów Zjednoczonych w Europie. Można powiedzieć, że moment tej wizyty został idealnie dobrany i mamy szansę umocnić naszą współpracę z największym mocarstwem świata.


Jednak w Polsce niektórzy byli zawiedzeni tym, że podczas wizyty prezydenta Stanów Zjednoczonych nie padły deklaracje o powstaniu choćby stałych baz w naszym kraju. Czy Pana zdaniem  podczas wizyty premiera w USA będą jakieś konkrety, a jeśli to jakie?

Chciałbym przypomnieć, że jednak parę dni po wizycie prezydenta Bidena w Warszawie nastąpiło otwarcie pod Poznaniem ogromnej bazy sprzętu ciężkiego, wojskowego, amerykańskiego. To dowód na to, że za słowami idą czyny, a wzajemne relacje nie opierają się wyłącznie na deklaracjach, bo jest pewien program wzmacniania obecności amerykańskiej w Polsce.

W tej chwili mamy duże kontrakty zbrojeniowe z USA, atomowe, na dostawy gazu. Warszawa ma prawo oczekiwać, że amerykańska administracja będzie zachęcać firmy amerykańskie do inwestowania w Polsce. Sojusz z USA nie może być oparty tylko o filar militarny - musi zyskać oparcie w inwestycjach amerykańskich w Polsce. Spodziewam się, że premier będzie zabiegał o życzliwe podejście administracji amerykańskiej: by firmy z USA, które chcą inwestować w Europie i mają do wyboru Niemcy, Francję, Polskę, preferowały nasz kraj. Nie ma powodu, by amerykańskie firmy inwestowały w krajach, które zamierzają się albo izolować od USA, albo budować relacje z Chinami czy z Rosją.  

Wspomniał Pan na początku, że Francja pokazała, że prowadzi politykę prochińską. Prezydenty Macron ostatnio powiedział o konieczności wycofania się Stanów Zjednoczonych z Europy, konieczności autonomii kontynentu. Czy to jest po prostu taka retoryka polityki francuskiej, od lat sceptycznej wobec USA, czy realne zagrożenie, które w jakiejś przewidywalnej przyszłości może się zmaterializować?

Nie jestem przekonany, czy można słowa prezydenta Macrona traktować poważnie. On już wiele dziwnych rzeczy mówił. Na przykład o śmierci NATO.  Więc to jest, można powiedzieć, trwała postawa antyamerykańska u polityków francuskich, którzy w ten sposób kupują sobie poparcie opinii publicznej. To jest dążenie do tego, by załatwić dla francuskich firm jakieś zamówienia za granicą. Wiadomo, że Macron podpisał kilka kontraktów dla francuskiego przemysłu, między innymi na 150 samolotów Airbus.

On w zamian za to jest gotów powiedzieć wszystko. Za pół roku czy za rok, może inaczej zdefiniować francuskie interesy i pójść w zupełnie innym kierunku. To  nie jest polityk, którego słowa są wiarygodne. Pojechał do Chin załatwiać interesy i jak widzimy je załatwił. A słowa traktuje jako narzędzia do tych interesów. Ale tym bardziej znaczenia nabierają relacje Polski z USA. I obecna wizyta premiera polskiego rządu w Stanach Zjednoczonych. 


Fot. Mateusz Morawiecki i Kamala Harris/KPRM

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka