Polacy wygrali z Niemcami. Wywołali wściekłośc Fot. PAP/Leszek Szymański
Polacy wygrali z Niemcami. Wywołali wściekłośc Fot. PAP/Leszek Szymański

Jeden wielki lament po meczu z Niemcami. A Santos miał rację

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 35
Stała się wielka tragedia. Biało-Czerwoni zagrali jak w epoce kamienia łupanego. Na ich grę nie dało się patrzeć. Byli jak San Marino (autentyczny cytat z jednego z portali). Czytając same komentarze po meczu ktoś, kto nie oglądał może odnieść wrażenie, że nasi piłkarze albo nie zakwalifikowali się właśnie na wielki turniej, albo przegrali z Niemcami jak Brazylia w 2014 roku – 1:7. Dla tych, co nie widzieli – po przeciętnej/przyzwoitej pierwszej i słabej drugiej połowie podopieczni Fernando Santosa ograli Niemców 1:0. Sam mecz oraz lamenty histeryków pokazują, że selekcjoner miał rację, nie chcąc na tym etapie takiego rywala. Ale cóż, bardzo nam przykro, z odwiecznym rywalem w prestiżowym spotkaniu wygrał - pisze Przemysław Harczuk.

Jeden z komentarzy po meczu (wybaczcie nie pomnę już czyj, było tego wiele) radzi, by wstrzymać się z chłodzeniem szampana. I ja bym się pod tym podpisał. To był mecz towarzyski, było sporo niedociągnięć. Rzecz w tym, że ja żadnego chłodzenia szampana nie widzę. Raczej lament, jakby doszło do jakiejś niewyobrażalnej tragedii.

Santos miał rację

Oczywiście to prawda – Polacy nie pokazali ofensywnej gry. Ale oczekiwanie tego akurat teraz byłoby idiotyzmem. Przed meczem portugalski selekcjoner stał się ofiarą ataków (z których prawdę mówiąc niewiele sobie robił). Dlatego, że powiedział, iż przed meczem o punkty wolałby innego przeciwnika niż reprezentacja Niemiec. I przebieg spotkania oraz histeria po wygranej dowodzą, że miał rację. Rywalizacja z Niemcami to nigdy nie będzie ot taki zwykły sparring. Gdzie można wystawić samych debiutantów, ćwiczyć ofensywną grę, niezależnie od okoliczności. Owszem, dziś ci, którzy atakują za fatalny styl bredzą, że woleliby przegrać, ale ofensywnie. Już widzę zachwyty dyżurnych krytyków, gdyby faktycznie Biało-Czerwoni przegrali. Nawet niewielka porażka skończyłaby się hejtem. A klęska w stylu Brazylii z półfinału MŚ 2014 roku i 1:7 zmieniłaby tę kadrę w jeden wielki mem. Gra w sparingu dajmy na to z Walią, i nawet porażka, spowodowałaby krytykę do meczu z Mołdawią. Po blamażu z Niemcami kadra mogłaby się już nie pozbierać.


Selekcjoner nie mógł sprawdzić dublerów i przegrać z odwiecznym rywalem. Zagrał na wynik. Zaskoczył ustawieniem. W pierwszej połowie były przebłyski gry. Fajnie grał Damian Szymański, świetnie pokazał się Kuba Kamiński, Michał Skóraś robił sporo „szumu”. A i Kuba Błaszczykowski, bohater wieczoru, w swym pożegnalnym, 16-minutowym występie spisał się więcej niż przyzwoicie. Najsłabiej wypadli ci, na których liczono najwięcej – Zieliński, drugi Szymański (choć zaliczył asystę), przeciętnie Lewy (ale klasę lepiej niż zastępujący go po przerwie Milik). Druga połowa to słaba gra Niemców i bardzo słaba Polaków. Ale wynik idzie w świat. Ze spotkania zapamiętamy pożegnanie Kuby, bramkę i parę indywidualnych przebłysków, fenomenalną postawę Szczęsnego. Odsądzanie dziś od czci i wiary jest idiotyzmem. Na ocenę Santosa przyjdzie czas – ma awansować do Euro, pokazać fajną grę już na koniec eliminacji. Testem będzie kończący eliminacje mecz z Czechami – tam trzeba wymagać i wygranej, i pięknej gry. Zmazania plamy z Pragi. A egzaminem będą mistrzostwa Europy.

Od ściany do ściany  

Tym, co  u krytyków wkurza najbardziej jest jednak ich niekonsekwencja i permanentna histeria. Bo gdyby faktycznie było tak, że oburzeni postawą przeciwko Niemcom są zagorzałymi zwolennikami ofensywnej taktyki, fanami tiki taki i bolą ich zęby od murowania własnej bramki, można byłoby ich zrozumieć. Ale w Polsce niemal wszyscy w ocenie trenerów idą od ściany do ściany. Kadra Nawałki po świetnym Euro swój szczyt miała w wyjazdowym meczu z Rumunią w eliminacjach mistrzostw Świata. To był listopad 2016. Potem było gorzej. Na mundial zakwalifikowała się już siłą rozpędu – rok 2017 był nierówny. Po klęsce w Rosji być może zmiana selekcjonera była konieczna. A krytyka kadry, pomimo ewidentnych wcześniejszych dokonań uzasadniona. Ale co było potem? Kadencja Brzęczka to płacz, że kadra gra brzydko, jednostajnie, wygrywa ale bez stylu. No to przyszedł siwy bajerant z Portugalii. I co by nie mówić – styl by ofensywny. Ale znów narzekania, że bramek tracimy dużo, pokonaliśmy jedynie niżej notowanych rywali itd.


Sousa uciekł, przyszedł defensywny Czesław Michniewicz. Pomijając odgrzewane przez media demony przeszłości – wygrał mecz barażowy ze Szwecją. Próba bardziej ofensywnej gry skończyła się 1:6 z Belgią. Rechotom i drwinom nie było końca. To na mundialu zagrali defensywnie. I z grupy po 36 latach wyszli. Znów był wrzask, że w niedobrym stylu. Teraz jest Santos. Przebudowuje zespół – wywalił starszych, wprowadził młodych, którzy muszą mieć czas na aklimatyzację. Wyraźnie podkreślił, że wolałby innego rywala niż Niemcy. Bo z tak mocnym i prestiżowym przeciwnikiem trzeba grać o wynik, nie można postawić na dublerów. To były żale, że nie chce tak istotnego meczu z odwiecznym rywalem. Wygrał – to jest atak, że w fatalnym stylu. Po ofensywnej grze by przegrał – byłby hejt, że nierozważny, szaleniec etc. Zwycięstwo w fantastycznym stylu wywołałoby komentarze, że to tylko mecz towarzyski, Niemcy nie ci, co lata temu itd.

Spójrzmy na mecz tak, jak na to zasługuje

To prawda, niemiecka kadra jest w kryzysie, ale mimo to lepiej z nią wygrać, niż przegrać po jakiejś nieprzemyślanej szarży. Największym problemem jest to, że recenzenci polskiej piłki sami często nie wiedzą, czego chcą. Marzą o nagłym efekcie. I są jak prezesi ekstraklasowych klubów. Zrobi taki trener wynik ponad stan, zamiast utrzymania będzie w górnej części tabeli? No to go wywalą, bo nie wszedł do pucharów. Tymczasem trener musi mieć czas, po jakim ze swojej pracy zostanie rozliczony. Hansi Flick jest dwunastym selekcjonerem Niemiec od czasów Republiki Weimarskiej, czyli stu lat. Santos jest dwunastym selekcjonerem Polski, ale w XXI wieku. Od nieudanych mistrzostw w Rosji czwartym opiekunem kadry. Na domiar złego każdy selekcjoner miał inny pomysł na to, jak ta drużyna ma się rozwijać. Stąd myślę, że warto na mecz z Niemcami spojrzeć tak, jak na to zasługuje. Jak na wygrany sparing z utytułowanym i mocnym, ale przeżywającym kryzys rywalem.

Dajmy im pracować

Doceńmy pożegnanie Błaszczykowskiego i dajmy drużynie pracować. We wtorek muszą być trzy punkty. Jesienią powinien być lepszy styl i awans. A na Euro będziemy rozliczać z wyniku i gry. Czas jednak na to, by spojrzeć nieco chłodniej i z dystansem. Jest jedna dobra rzecz – selekcjoner zdaje się mieć kompletnie wyrąbane na całą tę krytykę. A to ważne, bo robić powinien po prostu swoje. Słuchanie niestabilnych emocjonalnie recenzentów nie da ani widowiskowej gry, ani wyników. Bo przypomnijmy raz jeszcze – Polska z Niemcami wygrała. Styl pozostawiał sporo do życzenia. Ale to był sparing, a drużyna jest na początku swojej drogi.

Przemysław Harczuk


Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo