Na niektórych stacjach metra w Berlinie lepiej nie pojawiać się nocą Fot. Pixabay
Na niektórych stacjach metra w Berlinie lepiej nie pojawiać się nocą Fot. Pixabay

Skala przemocy w Niemczech poraża. Polka z Berlina: Gwałcą nawet seniorów

Redakcja Redakcja Niemcy Obserwuj temat Obserwuj notkę 181
Tragedia w monachijskim metrze jest straszna, ale nie była dla nikogo zaskoczeniem. Cały czas są doniesienia o gwałtach grupowych. Dotyczy to wszystkich większych miast. Od 18 roku życia mieszkam w stolicy – w Berlinie do takich zdarzeń dochodzi w parkach na terenie całego miasta. Czasy, gdy młodzież bezpiecznie poruszała się po całym mieście minęły bezpowrotnie. Dziś są dzielnice, do których żaden Niemiec już nie wchodzi, bo się boi. To samo dotyczy poruszania się metrem – mówi Salonowi 24 Anna Kotlarska, Polka od ponad 20 lat mieszkająca w Berlinie.

W Monachium doszło do potwornej tragedii. Młody chłopak z Polski, nastolatek, który przyjechał do szkoły językowej, został zgwałcony na stacji metra. Jak to zdarzenie odbierane jest w polskiej społeczności w Niemczech?

Anna Kotlarska: Jest to historia bardzo smutna. Niestety, takie rzeczy już dzisiaj nikogo nie zaskakują. Stały się wręcz ponurą normą. Cały czas są doniesienia o gwałtach grupowych. Dotyczy to wszystkich większych miast. Od 18 roku życia mieszkam w stolicy – w Berlinie do takich zdarzeń dochodzi w parkach na terenie całego miasta. Czasy, gdy młodzież bezpiecznie poruszała się po całym mieście minęły bezpowrotnie. Dziś są dzielnice, do których żaden Niemiec już nie wchodzi, bo się boi. To samo dotyczy poruszania się metrem. Są dzielnice, w których można wejść na stację w nocy, ja nie mam z tym problemu. Ale są miejsca, w których zamawia się taksówkę, do pociągu nikt nie wsiada.

Do dramatu doszło w Monachium. Chłopak był według doniesień po imprezie, trochę wypił, była noc, stacja. Polscy komentatorzy się podzielili – jedni twierdzą, że również w naszym kraju o 3 nad ranem różne rzeczy mogą się zdarzyć, nasz rodak powinien był uważać. Inni, że krytyka to zrzucanie winy na ofiarę straszliwej zbrodni?

Powiem tak – bardzo współczuję temu chłopakowi i jestem w stanie go zrozumieć. Przyjechał do szkoły językowej, jest młody. Nie znał miasta, miał pełne prawo nie mieć świadomości jakie są zagrożenia. To bardzo smutne – gdy na początku stulecia przyjechałam studiować do Berlina nie miałam żadnego problemu z poruszaniem się po mieście. Czułam się całkowicie bezpiecznie. Dziś młode pokolenie tego poczucia bezpieczeństwa nie ma.

Ale współczując naszemu rodakowi myślę, że to czas, aby mocno zaapelować do wszystkich o szczególną ostrożność. Nie chodźcie sami. Unikajcie niebezpiecznych miejsc. Ogromna jest tutaj rola mediów, które mocno promują multi kulti Cieszą się, że napływa tylu migrantów. Ale zapominają, że polityka migracyjna musi być prowadzona rozsądnie, że przyjezdni muszą przyjąć zasady demokratycznego państwa. Tymczasem są tu duże różnice kulturowe. Pewne grupy społeczne nie tylko mają inne zachowania, ale też zupełnie inaczej odbierają pewne sygnały niż my.

To znaczy?

Dla Europejczyków uśmiech jest rzeczą zupełnie normalną, po prostu wyrażeniem sympatii, przyjaznych zamiarów. A w niektórych kulturach to może być zachęta do współżycia seksualnego. Tu oczywiście  abstrahuję od dramatu tego chłopaka z Monachium. Ale ofiarą może być dziewczyna i dojrzała kobieta, mężczyzna młody i starszy. Co więcej, ofiarami padają nawet seniorzy.

Seniorzy?

Niedawno doszło do serii gwałtów, na pensjonariuszach domów spokojnej starości. Sprawcami byli opiekunowie. Więc absolutnie to, co wydarzyło się w Monachium mnie nie zaskoczyło. Mamy do czynienia ze społeczeństwem, które się zmienia. I to jest proces nieunikniony. Ale w takim, zmieniającym się społeczeństwie trzeba nauczyć się żyć i poruszać. Przykro mi, że kiedy ja miałam 18 lat i wyjechałam za granicę, to ten świat wyglądał trochę inaczej niż teraz.

Mówi Pani o poruszaniu się po mieście. Czyli jeżeli idziemy w nocy, to nie korzystajmy z miejsc, które uważamy za niebezpieczne, a jeżeli już musimy korzystać w nocy z metra, to po prostu w większej grupie?

Zdecydowanie tak. Zresztą ja bym się na taki krok nie odważyła, nawet idąc w większej grupie. Niebezpiecznych miejsc należy unikać. A jak coś – brać taksówkę, nie korzystać z komunikacji.

Migracja jest z wielu względów nieunikniona, bo nowej wędrówki ludów zatrzymać się nie da. Ale tu jest kwestia tego jaką politykę prowadzą poszczególne państwa. W Australii migranci mieli prawo pielęgnować swoją kulturę. Ale był warunek – musieli uznać nadrzędność prawa państwa, do którego przybyli. W Wielkiej Brytanii tarć między narodowościami było na przestrzeni lat wiele, ale jednak jest dziś pokojowa egzystencja. A ogromna liczba mieszkańców dawnych kolonii jest zżyta ze Zjednoczonym Królestwem. Sam premier, Rishi Sunak jest pochodzenia indyjskiego. Tymczasem we Francji samochody palą potomkowie migrantów, mieszkający tam już w trzecim pokoleniu. Zamykają się w gettach, nie integrują. W Niemczech jest duży problem z migrantami, którzy przyjeżdżają teraz. Pojęcia multi kulti i wielokulturowość teoretycznie oznaczają to samo. Ale czy nie należałoby ich rozdzielić – uznać multi kulti jako próbę właśnie bezsensownego przyjmowania wszystkich bez żadnych procedur, a wielokulturowość jako właśnie próbę budowy społeczeństwa, w którym każdy będzie mógł być sobą, ale musi przyjąć uniwersalne zasady demokratycznego i cywilizowanego państwa?

Sprawy tego jak rozwiązać kwestię migracji należą do rządów państw, ja patrzę od strony tego, jak zmieniło się życie w samych Niemczech. Na pewno nie należy uogólniać i sprowadzać tego do kwestii np. religii. Bo znam bardzo wielu ludzi, którzy przybyli do Niemiec z krajów islamskich wiele lat temu. I oni dziś, gdy Niemcy w sposób niekontrolowany postanowili przyjąć wszystkich, są chyba najbardziej przerażeni. Jeden znajomy, Irańczyk mówił mi już w 2015 roku – gdzie mam uciec, skoro wpuszczacie do kraju tych, przed którymi my uciekaliśmy? Oni boją się potrójnie – bo z jednej strony widzą, co dzieje się na ulicach. Z drugiej wiedzą, że odbije się to na nich, gdyż dla tych, którzy przyjadą będą wrogami. Bo są ludźmi albo nie wyznającymi żadnej religii, albo dość łagodną formę islamu. I trzecia kwestia – obawiają się, że będą też dyskryminowani przez Niemców. Bo będą kojarzeni z tym, co wyprawiają ludzie przyjeżdżający do Niemiec, z którymi oni sami nie chcą mieć nic wspólnego. I wzbudzą niechęć, a może i agresję ze strony samych Niemców.

Obawia się Pani, że takie sytuacje doprowadzą do wzrostu nie tylko nastrojów antyimigranckich, ale i odrodzenia rasizmu oraz nazizmu w Niemczech?

Obawiam się, bo to już się dzieje. Z jednej strony wypowiedź krytyczna nie o migrantach jako ludziach, ale o tym, że państwo nie jest w stanie wypracować sensownego modelu weryfikacji i integracji tych ludzi, a tym bardziej wspomnienie, że doszło wśród przyjezdnych do jakichś przestępstw, traktowane jest jako przejaw rasizmu, ksenofobii. To rodzi prawdziwą niechęć do ludzi. I już cierpią na tym Bogu ducha winni ciężko pracujący migranci z Iranu, czy Turcji, którzy od lat tu mieszkają, ciężko pracują, a z agresywnymi działaniami nie mają nic wspólnego.


Ale łączy się ich z przestępcami. A politycznie widzę wśród Niemców dwa trendy. Jedni, głównie starsi, chcą wyjechać z Niemiec. Ewentualnie przenoszą się na wieś i do miasteczek, bo migranci skupiają się w dużych miastach. Niektórzy też chcą wyjeżdżać do Polski. Wielu, również młodych, wyjeżdża pracować do Szwajcarii. Widać też jednak zmianę preferencji wyborczych. Znam środowiska liberalne, nawet zdeklarowanych homoseksualistów, którzy głosują dziś na skrajną AFD. Po prostu boją się. I obawiam się, że gdyby pojawiła się jeszcze bardziej radykalna, jawnie faszyzująca formacja, to mogłaby w pewnych środowiskach zyskać posłuch.

SW

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka