W niedzielę Polacy wybrali posłów i senatorów Fot. PAP/Darek Delmanowicz
W niedzielę Polacy wybrali posłów i senatorów Fot. PAP/Darek Delmanowicz

Socjolog: Tusk marszałkiem Sejmu, a prezydent może pomóc w "pakowaniu kuwet"

Redakcja Redakcja Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 117
Donald Tusk mógłby zostać marszałkiem Sejmu i na każdym posiedzeniu witać z uśmiechem Jarosława Kaczyńskiego w ławach opozycji. To może być znacznie przyjemniejsze, niż branie na siebie funkcji szefa rządu. Przedłużanie negocjacji rządowych może być upokorzeniem dla PiS. W interesie partii rządzącej lepiej byłoby taki serial negocjacyjny przeciąć – mówi Salonowi 24 prof. Jarosław Flis, socjolog, Uniwersytet Jagielloński.

Po wyborach obudziliśmy się w nowej rzeczywistości. Co oznaczają te wyniki?

Prof. Jarosław Flis:
Oznacza mniej więcej to, że żadne cuda się nie zadziały. Są takie rezultaty, jaki przez ostatni rok widzieliśmy w sondażach. Oznacza też, że partia rządząca musi odrobić lekcje. To znaczy, że reguły polityki się naprawdę nie zmieniają. Rządzący powinni łagodzić konflikty, a nie je podgrzewać. Mniej lub bardziej brudne triki sprawującym władzę raczej nie pomagają, a szkodzą. Pomaga za to ciężka praca i rozwiązywanie problemu.


Za błędy się płaci. To znany mechanizm, którego rządzący nie potrafili zrozumieć. Opozycja odniosła sukces, choć nie można mówić, że to trumf samego Donalda Tuska. Jego plan „mijanki”, czyli wyprzedzenia PiS zawiódł. Relacje byłego premiera z pozostałymi partiami są w oczywisty sposób dużo lepsze niż relacje Prawa i Sprawiedliwości, które w kampanii mówiło o „bandzie Rudego” i w najlepszym razie ignorowało mniejsze partie.

Kampania rządzi się jednak swoimi prawami, powyborcze negocjacje to co innego. PiS twierdzi, że wybory wygrało, podejmie rozmowy koalicyjne. Czy możliwa jest na przykład koalicja z Polskim Stronnictwem Ludowym?

Prawo i Sprawiedliwość mocno zawęziło sobie parę manewru i teraz możemy mówić, że rozpoczyna negocjacje koalicyjne z PSL. Ale ludowcy zabiją ich tu śmiechem, nie ma o czym rozmawiać. Widzimy w samorządach, że na przykład w sejmikach wojewódzkich PSL unika jak ognia koalicji z PiS-em. Zresztą ludowcy razem z Hołownią są największymi beneficjentami tych wyborów. Bo łączny wynik Koalicji Obywatelskiej oraz Lewicy jest taki sam jak cztery lata temu.


Natomiast właśnie wynik Trzeciej Drogi był tu wartością dodaną. Wydaje mi się, że Donald Tusk mimowolnie uratował Trzecią Drogę. Wszystkie te uszczypliwości, cały dystans, który miał do sojuszu Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza, ten spór przy okazji marszu 4 czerwca, paradoksalnie pomogły Trzeciej Drodze w osiągnięciu niewątpliwego sukcesu, któremu Donald Tusk może zawdzięczać to, że po wyborach ma powody do radości.

Sukces Trzeciej Drogi jest niewątpliwy. Pan już przed wyborami mówił u nas, że nie wyklucza scenariusza, w którym Donald Tusk nie przejmie funkcji premiera, a zostanie nim Władysław Kosiniak-Kamysz. Czy PSL może dziś rozgrywać to w ten sposób, że podejmie rozmowy z PiS-em o koalicji, nawet nie po to, by ją stworzyć, ale by wzmocnić pozycję w rozmowach z obecną opozycją?

Pytanie, czy Donaldowi Tuskowi wciąż będzie chciało się być premierem, czy będzie to się opłacało. Rola „emerytowanego zbawcy narodu” może polegać na tym, że lider Platformy Obywatelskiej zostanie teraz marszałkiem Sejmu i na każdym posiedzeniu będzie z uśmiechem witał Jarosława Kaczyńskiego w ławach opozycji. To może być znacznie przyjemniejsze niż branie na siebie funkcji szefa rządu.

Pytanie też, jak będzie się dalej kształtować polityka partyjna – różnice wśród formacji dotychczas opozycyjnych są spore, PiS będzie mieć największy klub w Sejmie. Czy to PiS zagospodaruje całe spektrum po prawej stronie, czy może powstać jakaś alternatywna centroprawica, wokół PSL, bądź coś zupełnie nowego?

Tego na razie nie wiemy, bo otwarte pozostaje pytanie o to, co zrobią tylne rzędy PiS-u. Warto pamiętać, że na wieczorze wyborczym nie pojawił się Zbigniew Ziobro. Rozumiem, że teraz czeka, aż spłyną wyniki, kto imiennie został posłem.


Warto jednak pamiętać, że po poprzedniej porażce PiS-u, czyli w 2011 roku, Zbigniew Ziobro jeszcze przed pierwszym posiedzeniem Sejmu stworzył własny klub. Teraz może się okazać, że na pierwszym posiedzeniu Sejmu klub PiS pomimo zajęcia pierwszego miejsca nie jest największym klubem w parlamencie.

Czy jednak partia rządząca będzie w stanie powrócić do władzy, co już raz się udało, czy też czekają tę formację lata chude, a nawet utrata drugiego miejsca?

Tego nie wiemy, ale zanim będą najbliższe wybory sejmowe, odbędą się trzy poważne próby, to znaczy wybory samorządowe, europejskie i prezydenckie. Bez dwóch zdań we wszystkich PiS będzie mieć pod górkę, może najmniej w wyborach europejskich. Atutem PiS jest za to jednak sam wynik, który można porównywać do wyniku SLD z 1997 roku.

https://www.salon24.pl/newsroom/1332139,nie-ma-co-sie-ludzic-to-poczatek-konca-rzadow-pis

PiS pozostanie bardzo silną opozycją, prezydent wywodzi się z tego obozu, a nowa koalicja Lewicy, Trzeciej Drogi i Koalicji Obywatelskiej będzie mocno zróżnicowana, jak koalicja AWS i Unii Wolności. Inna sprawa, że wtedy Aleksander Kwaśniewski mógł ponownie kandydować, Andrzej Duda nie może. SLD było znacznie silniejsze w samorządach niż PiS. Więc podobieństwa są, ale są też różnice.

Partią, która miała być prawicową alternatywą dla PiS-u była Konfederacja. Kilka miesięcy temu miała ona dwucyfrowe wyniki w sondażach, miejsce na podium. W wyborach ledwo przekroczyła próg. Czy stało się tak, bo była przeszacowana, czy zaszkodziły słynne wypowiedzi o jedzeniu psów i pedofilii?

Muszę powiedzieć, że co najmniej od roku mówiłem o tym, że w tym tysiącleciu zawsze traciła w wyborach partia, co do której wyborcy nie mają pewności, czy głosując, popierają zmianę, czy zostawienie rządu. A w przypadku Konfederacji, choć liderzy mówili o wywróceniu stolika, pojawiały się sugestie, że dogadają się z PiS-em albo że zawrą sojusz z KO. Choć oczywiście elementy memiczne, różne wypowiedzi, na pewno Konfederacji nie pomogły.


Na słabszy wynik Konfederacji wpłynął też skok frekwencji, ale też słabe listy, Konfederaci nie mieli np. kandydata w Końskich, gdzie, jak wiemy, wygrywa się wybory. Oni nie mają samorządowców, rozpoznawalnych osób, które listę by „pociągnęły”. Ich kampania też nie była specjalnie widoczna. Więc czynników, które wpłynęły na fatalny wynik, było wiele.

A czy miały na to wpływ słynne nagrania prezesa Najwyższej Izby Kontroli, który miał deklarować, że start jego syna z list Konfederacji gwarantuje, że nie będzie koalicji z PiS?

Być może ten temat ostatecznie dobił Konfederację, a sam PiS specjalnie na tym nie skorzystał. Bo owszem, zajął pierwsze miejsce w wyborach, w historii nie było tak silnej sejmowej opozycji, ale też nigdy żadna partia nie miała tak licznych przeciwników.

Prezydent zapowiadał, że powoła na premiera przedstawiciela ugrupowania, które w wyborach zajmie pierwsze miejsce. Pierwsze miejsce zajęło Prawo i Sprawiedliwość. Czy czeka nas jeszcze czas przeciągania liny i bardzo długich negocjacji?

Pewnie tak będzie, ale należy pamiętać, że długie i nieudane negocjacje byłyby upokorzeniem dla PiS. Więc jest pytanie, czy i jak bardzo pan Prezydent chce formację tę upokorzyć, czy nie lepiej byłoby – w interesie PiS – taki serial negocjacyjny przeciąć. Z drugiej strony, ten czas może być wykorzystany na słynne pakowanie kuwet, o którym mówił w debacie Szymon Hołownia. Być może Andrzej Duda zechce dać pewien czas na przygotowanie się do oddania władzy.

Rozmawiał Przemysław Harczuk

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka