Narada na Nowogrodzkiej. Tak Kaczyński zareagował na wyniki wyborów

Redakcja Redakcja Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 184
Jarosław Kaczyński na naradzie w siedzibie PiS po wyborach miał wziąć całą winę na siebie za niedostateczny wynik przede wszystkim w mandatach. Poniedziałkowe spotkanie na Nowogrodzkiej z udziałem 20 polityków trwało dwie godziny. Wicepremier - jak relacjonują media - zdaje sobie sprawę, że rozliczenia i wzajemne oskarżenia staną się przeszkodą w czekającym maratonie wyborczym.

W przyszłym roku odbędą się wybory samorządowe i do europarlamentu, dlatego PiS nie chce dopuścić do awantur, podziałów i kryzysu we własnych szeregach. - Spodziewaliśmy się o wiele ostrzejszej reakcji prezesa - mówi Interii jeden z uczestników powyborczego spotkania w siedzibie partii rządzącej. 


Mobilizacja podziałała też na wynik Trzeciej Drogi

Wielu najważniejszych polityków PiS uważa, że w kampanii można było "wykręcić" lepszy wynik, a przekaz antyTuskowy wzmocnił Trzecią Drogę. Tymczasem partia Kaczyńskiego liczyła, że ugrupowanie Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza uzyska bardzo słaby wynik, na granicy progu wyborczego. - Jeśli na finał kampanii, główne wydarzenie, które ma zagrzać ludzi do głosowania, przychodzi 300 osób, to lepszego przykładu słabości partii nie da się znaleźć - przekazał rozmówca Interii, nawiązując do wiecu w Sandomierzu w piątkowy wieczór. 

Widać też wyraźnie, że do rozliczeń szykuje się stronnictwo skupione wokół byłej premier Beaty Szydło. Premier Mateusz Morawiecki, poza komentarzem na "gorąco" w niedzielny wieczór po ogłoszeniu exit poll, nie zabrał jeszcze głosu ws. tego, co wydarzy się w najbliższych dniach i tygodniach. - Wszystko co będziemy teraz czytać w mediach o rozliczeniach, o tym, kto jest winny, to próba narzucenia swojej narracji jako obowiązującej, by dzięki temu rozgrywać własne interesy wewnątrz partii. Tak to działa - powiedział Interii jeden z polityków Zjednoczonej Prawicy. 

PiS wciąż sonduje możliwość zawiązania koalicji z PSL, które wprowadziło 27 posłów. Przy 194 mandatach dla partii rządzącej musiałaby ona jeszcze albo dogadać się z Konfederacją albo "wyrwać" pojedynczych posłów z innych ugrupowań. Szanse na taką współpracę są niewielkie, odżegnują się od niej liderzy PSL.  


Reakcja Kaczyńskiego na wyniki wyborów

Na poniedziałkowej naradzie na Nowogrodzkiej winę na siebie za to, że PiS osiągnęło gorszy wynik, niż się spodziewano, wziął Joachim Brudziński. Kaczyński, żeby tonować emocje i zapobiec ewentualnym personalnym rozliczeniom, przyznał, że kiepska sytuacja PiS jest jego odpowiedzialnością. 

- Ewidentnie widać było, że prezes nie chciał w to wchodzić, nie chciał ciągnąć tematu. 80 procent spotkania poświęciliśmy na rozmowy o przyszłości, o strategii na najbliższe dwa miesiące, ale także rozmawialiśmy już o tym, co trzeba poprawić na wybory samorządowe. Nie było rozkładania wydarzeń na czynniki pierwsze, dogłębnych analiz, co poszło nie tak ani, co najważniejsze, wskazywania winnych - przekazał Interii uczestnik spotkania w siedzibie PiS.

Co najbardziej zaszkodziło obozowi władzy w ostatnich tygodniach? Wskazuje się tam m.in. na aferę wizową, którą KO zaznaczała w kampanii tygodniami, by odpowiedzieć na referendum i przy okazji zachęcać do bojkotu głosowania ws. imigrantów. 

- Wycisnęliśmy z kampanii tyle, ile było do wyciśnięcia. Po ośmiu latach rządów zmobilizowaliśmy prawie wszystkich naszych wyborców sprzed czterech lat, nie wiem, czy dało się zrobić więcej. Zmiotła nas frekwencja, która tym razem zadziałała na korzyść opozycji, a nie naszą jak w poprzednich wyborach - dodał w Interii jeden z polityków PiS. 


Fot. Wieczór wyborczy w siedzibie PiS/PAP

GW

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka