Czy liczebność armii ma dziś znaczenie dla jej siły bojowej? Fot. Pixabay
Czy liczebność armii ma dziś znaczenie dla jej siły bojowej? Fot. Pixabay

Publiczna awantura Błaszczaka z Siemoniakiem. "Pomysły obu są fatalne"

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 113
W tej chwili wszyscy używają haseł. Jedni, że chcą armię rozbudowywać, drudzy, że trzeba redukować. To, co mówią, nie jest rozsądne. Armia regularna, licząca 300 tysięcy żołnierzy, to pobożne życzenia, ale propozycje jej zmniejszania są także niedopuszczalne. Małe wojsko nie poradziłoby sobie z Władimirem Putinem – mówi Salonowi 24 gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych.

Głośno o sporze dwóch ministrów obrony – Tomasza Siemoniaka, ministra w okresie PO oraz urzędującego szefa resortu Mariusza Błaszczaka. Polityk KO twierdzi, że nierealny jest pomysł armii liczącej 300 tysięcy żołnierzy.

Gen. Waldemar Skrzypczak:
Warto by było, żeby ci wszyscy, którzy mówią o stanie armii, zarówno pan Mariusz Błaszczak, jak i pan Tomasz Siemoniak, sięgnęli po prognozy demograficzne. W tej chwili wszyscy używają haseł. Jedni, że chcą armię rozbudowywać, drudzy, że trzeba redukować. To, co mówią, nie jest rozsądne. Bo podstawą powinny być prognozy demograficzne. One są bardzo niepokojące, zarówno jeśli chodzi o Polskę, jak i całą Unię Europejską.


Dlatego, jeżeli ktoś mówi, że dziś chciałby budować regularną armię złożoną z 300 tysięcy ludzi, to są to pobożne życzenia, moim zdaniem to nierealne. Nie znaczy to jednak, że rację ma Siemoniak. Mówi, że wystarczy armia 150 tysięcy, tymczasem dziś liczy ona 170 tysięcy. To co: były szef MON będzie chciał żołnierzy dziś zwalniać? Mówienie o 300 tysięcznej armii jest nierealne, budowanie zamków na piasku mija się z celem. W żadnym wypadku wolno jednak w tej chwili sugerować zwalniania ludzi z wojska.

Niezależnie jednak od tego, czy armia ma mieć 170, 200 czy 300 tysięcy, taka liczba stoi w sprzeczności z analizami ekspertów z przełomu tysiącleci. Kluczowy argument był wtedy taki, że nieduża, ale mobilna, bardzo dobrze wyposażona, sprawna, zawodowa armia jest lepsza, niż znane z PRL wojsko złożone z poborowych?

Przede wszystkim, liczebność armii nie musi wykluczyć jej wysokiej jakości. Oczywiście podstawą dobrej armii jest nowoczesne uzbrojenie, wyposażenie i wyszkolenie. Jednak w kontekście tego, co dzieje się za wschodnią granicą mówienie o małej, ale mobilnej armii jest już w tej chwili nieaktualne. Widzimy wyraźnie, jaki charakter ma wojna Rosji z Ukrainą. Nieduża armia z atakiem Rosji by sobie nie poradziła.

Potrzebujemy armii silnej, sprawnej, zaawansowanej, ale też liczebnej. Armia regularna licząca 300 tysięcy osób byłaby kosztowna w utrzymaniu i niemożliwa do osiągnięcia z przyczyn demograficznych. Realne jest natomiast stworzenie armii mogącej zmobilizować 300 tysięcy ludzi na wypadek wojny. Wymaga to więc stworzenie silnej armii zawodowej (liczącej na przykład 170 tysięcy żołnierzy) i dobrze funkcjonujących sił rezerwy. Jest przecież wiele osób, które nie wiążą swoich życiowych planów z wojskiem, ale w warunkach wojennych gotowych poświęcić się dla ojczyzny.

Te spory o kształt armii toczą politycy. Każda z opcji ma inne, czasem wykluczające się pomysły. Czy widzi Pan szansę, żeby choć temat obrony kraju został wyłączony z tego sporu, by faktycznie ponad podziałami zadbano o bezpieczeństwo Polaków?

Takie forum mogłoby powstać. Niestety, kto by nie rządził, kierownictwo MON, jakiej nie byłoby opcji, stygmatyzuje byłych generałów, traktuje ich jako wrogów. Podjąć taką inicjatywę mogłoby teoretycznie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, ale za bardzo nie potrafi i nie ma takich mocy sprawczych. Być może szansą byłaby jakaś oddolna inicjatywa byłych wojskowych. Na polityków bym nie liczył.

Sam za obronę apolityczności armii po sporze z ministrem Bohdanem Klichem zapłaciłem karierą wojskową, od drugiej opcji też oberwałem. Nie żałuję, są ważniejsze kwestie niż kariera, jestem czołgistą i musieliby przyjść z pociskiem pancernym, żeby mnie zniszczyć. Faktycznie jednak, choć oddolna inicjatywa ekspertów dotycząca rozwoju i strategii armii byłaby pożądana, wątpliwe, by politycy chcieli rad wojskowych posłuchać.

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo