PAP/Tomasz Gzell
PAP/Tomasz Gzell

Co z PiS po oddaniu władzy? "Posypały się plany Jarosława Kaczyńskiego"

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 72
- PiS-owcy po przegranym głosowaniu będą udawać, że wszystko było fantastycznie. Prawda jest jednak taka, że już za chwilę o dwutygodniowym rządzie wszyscy zapomnimy. PiS miał po prostu pomysł na przedłużenie sobie pięknego snu o tym, że będzie dalej rządzić, ale to się właśnie wyczerpuje. Teraz trzeba się będzie zbudzić – mówi Salonowi 24 prof. Jarosław Flis, socjolog, Uniwersytet Jagielloński.

Salon24: Zanim zaprzysiężony zostanie Donald Tusk, exposé wygłosi premier Mateusz Morawiecki, posłowie będą głosować nad wotum zaufania. Jedni drwią z „ostatniego tańca” Morawieckiego, inni przeciwnie, wprawdzie przyznają, że nie ma on szans na pozostanie u władzy, widzą w tym jakiś głębszy sens, głębszą ideę, która ma przynieść profity w przyszłości. Jak Pan to ocenia?

Prof. Jarosław Flis: Jak zawsze mamy tu iloczyn wielu czynników. Różne motywacje, plany, zamiary mogą się składać na pewne działania, w dodatku one nie muszą przynieść efektu, który się planuje. Jak pokazał ostatni rok, politycy uznawani za „największych strategów” nie uzyskali efektów, nic im nie poszło tak, jak chcieli. Posypały się plany Jarosława Kaczyńskiego, bo traci władzę. Również zamiary Donalda Tuska nie spełniły się tak, jak chciał. To znaczy, osiągnął on jeden cel – najpewniej zostanie premierem.

Natomiast nie udało się stworzyć jednej listy, nie doszło do planowanej „mijanki” z PiS-em, z rządem Mateusza Morawieckiego jest podobnie. W tej chwili sytuacja jest niepewna. Nie potrafię powiedzieć, co się stanie z Mateuszem Morawieckim, Andrzejem Dudą, samym Jarosławem Kaczyńskim, kto przejmie po nim schedę w PiS-ie. Na razie wydaje mi się, że dominują bardziej cele krótkoterminowe, nie sądzę, by był tu jakiś genialny zamiar, w którym poświęca się to, co krótkoterminowe w imię czegoś, co będzie za rok, dwa, czy trzy.

Jednak już nawet PiS-owcy mówią, że szansę na utrzymanie władzy wynoszą mniej niż 10 proc. Twierdzą jednak, że proponując „koalicję polskich spraw” chcą stworzyć przestrzeń do współpracy z PSL-em i Konfederacją w przyszłości, właśnie za kilka lat.

Tylko że od otwarcia pierwszego posiedzenia były głosowania w Sejmie i sam PiS nie miał żadnego pomysłu, jak poszerzyć zaplecze, nie ma żadnych gestów pod adresem PSL-u czy Konfederacji. Widzimy, że Tusk ustala z Kosiniakiem, że lider PSL-u będzie wicepremierem i który otrzyma resort, PiS w zasadzie tylko dywaguje, że prezes PSL mógłby być premierem, ale nie chciał. No ale co mu proponują? Tego nie wiemy. Rozumiem, że po wszystkim PiS-owcy będą udawać, że wszystko było fantastycznie. Prawda jest jednak taka, że już za chwilę o tym wszystkim wszyscy zapomnimy. PiS miał po prosty pomysł na przedłużenie sobie pięknego snu o tym, że będzie dalej rządzić, ale to się właśnie wyczerpuje. Teraz trzeba się będzie zbudzić.

Nowa większość jednak będzie miała pewne ograniczenia – choćby z uwagi na prezydenta, który może wetować ustawy, są w demokracji pewne bezpieczniki, które zabezpieczają opozycję.

Wiemy jednak, że PiS trochę tych bezpieczników zdemolował. W przypadku Trybunału Konstytucyjnego przyniosło to takie efekty, że dzisiaj nie wiadomo, kto jest prezesem. Dziś można się poważnie zastanowić, czy im się to opłacało. Czy gdyby poczekali tak normalnie, na upłynięcie kadencji sędziów TK, teraz sami nie byliby spokojniejsi? Bo skoro usuwali zabezpieczenia, to chyba nie spodziewają się, że druga strona tego nie będzie próbować robić. Teoretycznie jest prezydent, ale nowa władza może spokojnie poczekać dwa lata, w zasadzie to już półtora roku. Minie błyskawicznie. Tusk rządził dwa i pół roku z Lechem Kaczyńskim jako prezydentem i przetrwał, nie ma powodu, by sądzić, że teraz będzie inaczej.

Na zdjęciu Jarosław Kaczyński i inni politycy PiS w Sejmie, fot. PAP/Tomasz Gzell

Czytaj także:



Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo