W Polskim Radiu  ruszyła kontrola poselska Fot. PAP/Leszek Szymański
W Polskim Radiu ruszyła kontrola poselska Fot. PAP/Leszek Szymański

Wojna o TVP. Amatorszczyzna rządzących i amnezja drugiej strony

Redakcja Redakcja Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 112
Należało działać raczej w sposób stopniowy, nie zaś retorycznie kojarzony z radykalnymi zapowiedziami typowymi dla języka kampanii wyborczej. Widoczne zaskoczenie po stronie obecnie rządzących i skłonność do działania w sposób nagły ma zatem posmak amatorszczyzny. Równocześnie trzeba powiedzieć, że osoby podejmujące radykalne kroki na rzecz utrzymania kontroli nad mediami publicznymi, nazwanymi narodowymi nie traktują poważnie inteligencji tych, którzy są świadkami takich działań, czyli nas, obserwujących całą tę sytuację – mówi Salonowi 24 prof. Wawrzyniec Konarski, medioznawca i politolog, rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula.

Minister kultury postawił w stan likwidacji TVP, Polskie Radio, Polską Agencję Prasową. Co oznacza ta decyzja?

Prof. Wawrzyniec Konarski: Na obecnym etapie kluczowa staje się tu analiza prawna dotycząca legalności działania ministra Bartłomieja Sienkiewicza. Widać wyraźnie, że nie będzie tu jednomyślności. Mnie z kolei najbardziej interesuje odbiór przez opinię publiczną prowadzących do tej decyzji wydarzeń. Faktem jest, że nastąpiła okupacja gmachów Telewizji Polskiej przez dziennikarzy i polityków kojarzonych z formacją polityczną, która utraciła władzę. Poprzez podejmowanie działań opartych na argumencie siły nie respektuje ona nowego rozdania, chcąc wszelką cenę utrzymać media w swoim ręku. Warto przypomnieć tu zasadę nieakademicką, ale ludową, dziedziczoną transgeneracyjnie, która sprowadza się do krótkiego stwierdzenia, iż „zapomniał wół, że cielęciem był”. Wszak metody o charakterze ultymatywnym, przemocowym, wcześniej zastosowane przez poprzednią ekipę rządzącą przeciwko dziennikarzom uznanym przez nią za niewiarygodnych, kończyły się tym, że albo ich zwalniano, albo też sami rezygnowali z pracy. Można w tym miejscu przypomnieć kolejne powiedzenie, że „Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”. Tenże wiatr został zasiany właśnie przez ludzi, którzy dzisiaj nie chcą się pogodzić z nowym rozdaniem politycznym. Trzecią, przydatną tu regułą – tym razem zapożyczoną z literatury – staje się powiedzenie o moralności Kalego, wzięte z „W Pustyni i w Puszczy” autorstwa – nomen omen – Sienkiewicza. Sytuacja jest więc z jednej strony poważna, z drugiej trąci groteską, ale z pewnością coraz mocniej staje się po prostu irytująca. I wreszcie przypomina się zasada: „pacta sunt servanda”. Ci, którzy wybory przegrywają, winni się podporządkować również zmianom dokonywanym przez tych, którzy je wygrywają, zwłaszcza jeśli sami nie mają niczego wspólnego z „żoną Cezara”.

Nikt nie neguje prawa do zmian, ale tu jest kwestia tego, jak te zmiany są przeprowadzane?

Jeżeli mamy dzisiaj być świadkami rzeczywistego przełomu w relacji na linii polityka – media,
a zatem, jeśli miałaby nastąpić operacja, którą się szumnie nazywa odpolitycznieniem mediów publicznych, to odpolitycznienie to winno mieć niewzbudzający tu wątpliwości finał. Krótko mówiąc, nie może dojść do petryfikacji sytuacji, w której ci, którzy dzisiaj zaczynają w tych mediach odgrywać główną rolę, byliby identyfikowani w pierwszym rzędzie z jedną, opozycyjną jeszcze do niedawna stacją telewizyjną. Utrzymanie takiej sytuacji z oczywistych powodów będzie wzbudzać i wątpliwości, i krytykę. Te same argumenty, które wcześniej były stosowane przez tych, którzy musieli się z pracą pożegnać i zostali skrzywdzeni przez byłą ekipę, dziś będą używane przez ludzi (i ich mocodawców), którzy wtedy zajęli miejsce w TVP, a dziś nie chcą się pogodzić z zastosowaniem wobec nich podobnej metody. Wynika z tego także jedna konkluzja, niekorzystna dla nowego obozu rządzącego.


Skoro należało się liczyć z bardzo mocnym oporem o charakterze obstrukcji czy wręcz strajku okupacyjnego, stosowanym przez osoby pracujące dotąd w mediach nominalnie publicznych i które nie będą chciały się z nimi rozstać, to należało się do tej operacji przygotować tak, aby mieć za sobą zarówno klarowną argumentację formalno-prawną, jak również jednoznacznie sprzyjającą takim działaniom opinię publiczną. Należało więc działać raczej w sposób stopniowy, nie zaś retorycznie kojarzony z radykalnymi zapowiedziami typowymi dla języka kampanii wyborczej. Widoczne zaskoczenie po stronie obecnie rządzących i skłonność do działania w sposób nagły ma zatem posmak amatorszczyzny. Równocześnie trzeba powiedzieć, że osoby podejmujące radykalne kroki na rzecz utrzymania kontroli nad mediami publicznymi, nazwanymi narodowymi nie traktują poważnie inteligencji tych, którzy są świadkami takich działań, czyli nas, obserwujących całą tę sytuację. Celową amnezję polityczną pokazują sami stosujący metodę „okupacji”. Nie znaczy to wszakże, że amnezja ta ma dotknąć także społeczeństwo w swej masie. W istocie mamy do czynienia z sytuacją swoistego klinczu, wywołanego przez ludzi ustępującego obozu politycznego, którzy celowo zapominają, iż metody o charakterze siłowym zostały w mediach rozpoczęte i kontynuowane przez nich samych oraz przez ich politycznych patronów.

Jest jeszcze jedna kwestia – w Telewizji Polskiej zmiany są częste, niemal przy każdej zmianie władzy, i to dziennikarze TVP są najbardziej kojarzeni politycznie. W przypadku Polskiego Radia to już jest bardziej zniuansowane, w Polskiej Agencji Prasowej pracuje tysiące korespondentów, z jej usług dziennikarskich i fotoreporterskich korzystają media od lewa do prawa, tymczasem minister Sienkiewicz likwiduje wszystkie te trzy spółki?

Tak, właśnie dlatego powiedziałem, że do tej operacji należało się bardzo dobrze przygotować i zdywersyfikować jej odbiorców. Mam tymczasem wrażenie, że pojawia się dzisiaj przed naszymi oczami symbolika walca, który ma wjechać, wyrównać, a dopiero później przyjdzie refleksja, jak postąpić w dalszej kolejności.


Wyzwaniem dla tych, którzy dzisiaj nami rządzą, staje się wybór takiej metody, by nie zniechęcić do zmian szerokiej rzeszy osób pracujących w ww. strukturach, by nie zniechęcić do swoich działań opinii publicznej. Plemienność, która była wcześniej wielokrotnym zarzutem ze strony ówczesnej opozycji wobec prawicowego obozu rządzącego, jest dziś zarzutem ze strony tych ostatnich wobec tych pierwszych. Uniknięcie takiej stygmatyzującej opinii staje się najtrudniejszym wyzwaniem dla obecnie rządzącej koalicji.

Redakcja

Fot. Polskie radio. Źródło: PAP/ Leszek Szymański

Czytaj dalej:



Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura