Kinga Rusin ma już serdecznie dość krytyków. Chodzi o jej karierę w mediach

Redakcja Redakcja Celebryci Obserwuj temat Obserwuj notkę 27
Kingę Rusin wyjątkowo rozzłościły krążące na jej temat plotki. Prezenterka w końcu postanowiła odnieść się do pogłosek, według których ma być "resortowym dzieckiem", zawdzięczającym pracę w telewizji rodzinie. Stanowczo zaprzecza: "Skąd oni tych bajkopisarzy biorą?" - pyta celebrytka.

Rusin na wojnie ze Stanowskim i Mazurkiem

W ostatnim czasie Kinga Rusin praktycznie nie znika z nagłówków. Dziennikarka, która już wcześniej słynęła z ciętego języka, wdała się ostatnio w ostry konflikt z Krzysztofem Stanowskim i Robertem Mazurkiem. Spór trwa już od tygodni, a obie jego strony przerzucają się codziennie kolejnymi obelgami i oskarżeniami. W Internecie nie brakuje także wypowiedzi osób postronnych, które również uderzają w Rusin – trudno ukryć, że przez lata dorobiła się ona wielu przeciwników. Anonimowi komentujący, by ubliżyć byłej gwieździe TVN, często przytaczają na forach dyskusyjnych pogłoskę, według której to rodzice mieli być odpowiedzialni za rozwój jej kariery w telewizji. Szczególnie często mówi się o tym, że matka Rusin przez lata była pracowniczką Telewizji Polskiej, a w zdobyciu posady pomóc jej miała chrzestna, piosenkarka Danuta Rinn. Ile w tym prawdy? Sama zainteresowana odpowiedziała na zarzuty. 


Przeszłość Kingi Rusin

 Na Instagramie Kingi Rusin pojawił się post, w którym ta odniosła się do pogłosek o jej "resortowości". Dziennikarka postanowiła streścić we wpisie całą swoją karierę i po krótce przedstawić historię rodziny tak, by już nikt nie miał wątpliwości na jej temat...

"Zaczęła się moja lustracja! Trole deklarujące "sympatię" dla PiS i Stanowskiego pytają w komentarzach na portalach i u mnie na profilach czy jestem resortowa, czyli czy "starzy" załatwili mi po znajomości pracę w TV. Nie, oni nie pytają! Oni to po prostu stwierdzają, oczywiście anonimowo, bo inaczej rozjechałabym ich na sali sądowej. Pojawiają się nawet legendy, jakoby mój ojciec był w Radiokomitecie, a matka we władzach TVP. Skąd oni tych bajkopisarzy biorą?! Jak trafiłam do telewizji? Z konkursu! Moim przywilejem było to, że po upadku komuny polskie media potrzebowały nowych, niezbrukanych współpracą z reżimem twarzy, młodych ludzi, najlepiej ze znajomością języków obcych. Spróbowałam swoich sił w castingu. Wygrałam go, ale na ekran nie trafiłam od razu" – zaczęła oburzona Rusin.

Następnie dziennikarka rozwiała wszystkie wątpliwości tłumacząc, że nie mogła zawdzięczać kariery rodzicom – jak zapewniła, z ojcem nie utrzymywała kontaktu, a jej matka, chociaż rzeczywiście miała posadę w TVP, rozpoczęła tę pracę w dwa lata po niej.

"Mój ojciec nie miał z tym nic wspólnego. Zresztą niewiele o nim wiem, bo rodzice rozstali się kiedy miałam dwa lata. Nasz kontakt, szczególnie w moim dzieciństwie, był sporadyczny. Wiem, że był przedsiębiorcą, cały czas czymś handlował i wymyślał nowe biznesy. Mama, ekonomistka, członkini Solidarności, zaczęła pracę w biurze handlu TVP w 1995 roku, dwa lata po moim ekranowym debiucie, kiedy ja już dawno byłam w Stanach. I nie, nie załatwiłam jej tej pracy" – wyjaśniła Rusin.  


Dziadek z AK 

Na tym "lustracja" jednak się nie zakończyła W dalszej części wpisu prezenterka wspomniała o swoich dziadkach, nie omieszkała również wspomnieć o jednym z nich, żołnierzu AK, który zginął podczas obrony warszawskiej PASTy. 

"Idziemy dalej z lustracją? Dziadków od strony ojca praktycznie nie znałam. W wychowaniu mnie pomagała babcia, mama mojej mamy. To ona opowiadała mi o przedwojennej Warszawie, o czasach okupacji i o bohaterstwie mojego dziadka, jej męża, Stefana Czyżewskiego, oficera AK, który zginął w czasie Powstania Warszawskiego, w czasie obrony PASTy, ratując życie żołnierza z batalionu, którym dowodził" – napisała, zamykając krótki przewodnik po swoim drzewie genealogicznym. 


Czy tymi wyjaśnieniami położy w końcu kres krążącym plotkom? 


Fot. Kinga Rusin/Instagram

Salonik24

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości