na zdjęciu: kobieta w ciąży, zdjęcie ilustracyjne. fot. pxhere.com
na zdjęciu: kobieta w ciąży, zdjęcie ilustracyjne. fot. pxhere.com

Aborcja podpala też Amerykę. „Dla polityków to wygodny temat do dzielenia ludzi”

Redakcja Redakcja USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 40
W USA spór o aborcję jest znacznie bardziej „rozgrzany” niż w Europie, na przykład w Holandii, czy Niemczech. Społeczeństwo polskie, tak jak amerykańskie jest w tej sprawie podzielone. Temat jest politycznie wygodny. Może maksymalnie podgrzewać emocje, odsuwając przy tym uwagę od spraw najbardziej istotnych, a dla rządzących niewygodnych. Dlatego spór ten niestety w Polsce będzie trwać – mówi Salonowi 24 Grzegorz Długi, prawnik, dyplomata. Były konsul RP w Chicago i Waszyngtonie, poseł na Sejm RP w latach 2015 – 2019.

W Sejmie trwa debata o przerywaniu ciąży, tymczasem środowiska feministyczne alarmują, że Ameryka się cofa, bo w Arizonie przyjęto surowe prawo antyaborcyjne, sprzed 160 lat. Co tam się stało?

Grzegorz Długi: Nie jest to nic zaskakującego. Znaczenie ma tu niedawna decyzja Sądu Najwyższego, która przywróciła dawne rozumienie prawa, że aborcja jest kwestią stanową. Więc to prawo danego stanu decyduje, czy aborcja jest dopuszczalna, czy nie. A rząd federalny nie powinien mieć na to żadnego wpływu. Jeżeli dany stan postanawia jakąś procedurę dopuścić lub jej zabronić, to jest to w jego gestii.

No to skoro nie ma nic zaskakującego, skąd takie zamieszanie?

W roku 1973 Sąd Najwyższy wydał słynny wyrok w sprawie Roe v. Wade, który zakładał konstytucyjne prawo do aborcji i to w całym okresie ciąży. Uznał, że wynika to z konstytucji – i co ciekawe – konkretnie z poprawki wprowadzającej prawo do prywatności. Więc przez blisko pięć dekad poszczególne stany nie miały możliwości wprowadzenia bezwzględnego zakazu aborcji. Wszystko uległo zmianie w czerwcu 2022, gdy Sąd Najwyższy ponownie uczynił temat aborcji kwestią niefederalną, lecz stanową. Teraz lokalne parlamenty i władze decydują o tym, czy przerwanie ciąży jest legalne, czy nie. Arizona nie jest jedynym stanem, w którym przyjęto prawo ograniczające aborcję. Ciekawostką jest fakt, że zmiany w kwestii aborcji paradoksalnie już „pomogły” Donaldowi Trumpowi.

W jakim sensie?

Kilka dni temu były prezydent i aktualny kandydat na prezydenta został zapytany o to, jaki jest jego stosunek do problemu aborcji. Ta sprawa jest niewygodna dla republikanów, którzy zresztą są tu trochę podzieleni. Trump spokojnie mógł odpowiedzieć, że jest to sprawa stanowa, a on kandydując na urząd federalny, w żadnym razie nie może się na ten temat wypowiadać. W ten sposób uniknął postawienia się w sytuacji, w której jedną stronę sporu wprawi w zachwyt, drugą w oburzenie.

W Polsce wielu ekspertów podczas debaty w sprawie aborcji podnosiło argument, że sprawa życia poczętego to relikt przeszłości, liberalizacja prawa w całej Europie to po prostu wymóg współczesności. W Stanach jest jednak inaczej.

Wynika to z faktu, że Europa Zachodnia w jakimś sensie wojnę wokół aborcji ma już za sobą. Natomiast lewicowość Stanów Zjednoczonych jest stosunkowo nowym zjawiskiem, jest młoda. I są spore grupy społeczne, które się temu opierają. Stąd w USA ten spór jest znacznie bardziej „rozgrzany” niż w Europie, na przykład w Holandii, czy Niemczech.

Temat budzi też ogromne emocje w naszym kraju, w 2020 roku doprowadził do kryzysu politycznego, teraz dzieli koalicję rządzącą. W Sejmie trwa debata na ten temat, przed wyborami niektórzy mówili o referendum. Jak Pana zdaniem rozwinie się ten temat nad Wisłą?

Społeczeństwo jest w tej sprawie podzielone. Nie brak opinii mówiących o tym, że to powinna być kwestia etyczna, niepolityczna. Dlatego nie należy tematu zostawiać decyzji tzw. większości, ale tak, jak w przypadku kary śmierci decydować powinna słuszność sprawy, niezależnie od sondaży. Zresztą faktycznie z punktu widzenia naczelnych interesów państwa czy bezpieczeństwa nie jest to sprawa kluczowa. Społecznie jest istotna, ale w przeciwieństwie do spraw gospodarczych, czy zdrowotnych, bezpieczeństwa, nie dotyczy całego społeczeństwa, ale w praktyce tylko kobiet w wieku reprodukcyjnym. To przed nimi „życie” może postawić dylemat czy przerwać ciążę. Jednak temat jest niezwykle istotny właśnie pod względem etycznym. Dlatego idealnie byłoby, gdyby faktycznie dyskutowali o nim nie politycy, ale etycy. Niestety jestem sceptyczny – nie wierzę, że tak się stanie. Po prostu temat jest wygodny politycznie. Może maksymalnie podgrzewać emocje, odsuwając przy tym uwagę od spraw najbardziej istotnych, a dla rządzących niewygodnych. Dlatego spór ten niestety w Polsce będzie trwać.

na zdjęciu: kobieta w ciąży, zdjęcie ilustracyjne. fot. pxhere.com

Czytaj dalej: 

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka