Gniezno po nawałnicy. Fot. PAP/Paweł Jaskółka
Gniezno po nawałnicy. Fot. PAP/Paweł Jaskółka

"Nowa rzeczywistość będzie brutalna i mroczna. Szczególny alarm dla Polski"

Redakcja Redakcja Klimat Obserwuj temat Obserwuj notkę 136
Zjawisk takich jak w Gnieźnie, będzie coraz więcej. Czekają nas trąby powietrzne, nawalne deszcze, brak wody. Jest raport naukowców z Polskiej Akademii Nauk z 2019 roku, jego autorzy podkreślają, że w Polsce w ciągu kilkunastu, najdalej kilkudziesięciu lat takie drzewa jak świerk, sosna, brzoza i modrzew znikną z krajobrazu. W ślad za tym pójdą kolejne gatunki roślin i zwierząt, bakterii, grzybów, które są z tymi lasami związane. To nie jest jakaś odległa przyszłość, ale kwestia życia większości z nas – mówi Salonowi 24 profesor doktor habilitowany Piotr Skubała, ekolog i akarolog, Uniwersytet Śląski.

Sytuacje takie jak w Gnieźnie, gdzie miasto zostało całkowicie zalane, wyglądało jak w powodzi tysiąclecia, znów wywołały dyskusje o klimacie. Większość naukowców twierdzi, że te ekstremalne zjawiska to efekt zmian klimatu i konkretnych działań ludzi. W sieci nie brak też komentarzy, że to nieprawda, bo zmiany są cykliczne, a ekstremalne zjawiska były od zawsze?

Prof. Piotr Skubała: To, że mamy zmiany klimatu, które są związane z ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi, jest czymś oczywistym. A ekstremalnych zjawisk, będących skutkiem spalania paliw kopalnych i zmian klimatu jest wiele, to co działo się w Gnieźnie to tylko jeden objaw. Zjawiska te są spowodowane przez człowieka i to jest pewnik. Istnieje tu pełen konsensus naukowy. Nie ma żadnych wątpliwości, nie ma organizacji naukowej, która by zaprzeczała temu faktowi. Myślę, że każdy z nas, który obserwuje to, co się dzieje w świecie i żyje tych kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat, dostrzegł te zmiany w bardzo krótkim czasie. Bo one są widoczne nawet na przestrzeni 20 lat.

Trzeba być naprawdę nierozsądnym, zaślepionym, żeby nie zauważać tych zmian. Zaprzeczanie zmianom klimatu, to postawa niemoralna, nieetyczna. Musimy robić wszystko, żeby jako gatunek ratować się przed skutkami, które spowodowaliśmy. No i walczyć z nimi i dyskutować, jak przeciwdziałać temu, co się dzieje. A nie mówić, że klimat się zawsze zmieniał. Oczywiście dawniej miały miejsce zmiany klimatu, gdy nas nie było, spowodowane były one różnymi czynnikami. Dziś jednak ani na planecie, ani w przestrzeni kosmicznej nie dzieje się nic, co by uzasadniało takie zmiany klimatu. To, co się dzieje, spowodowane jest przez nas.

A główną przyczyną jest spalanie paliw kopalnych, kolejną niszczenie bioróżnorodności. A to dzięki bioróżnorodności przyroda absorbuje dwutlenek węgla. My ją niszczymy. Stąd takie zjawiska jak w Gnieźnie, ale będzie ich znacznie więcej.


Czy to, co tam się stało, wynika z nasilenia się zjawisk ekstremalnych, czy może z faktu, że miasta są coraz bardziej zabetonowane?

Zdecydowanie ma wpływ także sposób zabudowywania miast, właśnie niszczenia bioróżnorodności. Nadal cierpimy na betonozę i dendrofobię w miastach. Musimy się jednak przygotować, te zmiany zaszły już za daleko, żeby być spokojnym. Może za jakiś czas, jeżeli zareagujemy, wprowadzimy różne rozwiązania, być może kiedyś zmiana klimatu i związane z nią niebezpieczne zjawiska się cofną. Teraz jednak widzimy, że zjawiska te nabierają tempa. Każdy kolejny rok jest cieplejszy, każdy kolejny miesiąc bije rekordy wzrostu temperatury. Każdego roku już od chyba dziewięciu lat w naszym kraju panuje susza. Jakikolwiek weźmiemy parametr, dotyczący naszej planety, to sytuacja się pogarsza. Ja zwykle przywołuję koncepcję granic planetarnych.

To znaczy?

W 2009 roku Johan Rockström, Will Steffen i grupa kilkunastu innych autorów zaproponowała koncept naukowy zwany granicami planetarnymi. Wybrali dziewięć czynników, kluczowych dla funkcjonowania naszej planety, klimatu i ekosystemów. Dla nich określili progi bezpieczeństwa. Granice planetarne ukazują nam, przede wszystkim politykom, bezpieczną przestrzeń dla funkcjonowania ludzkości. Jeżeli gospodarujemy planetą w jej ramach, jesteśmy bezpieczni. Jeżeli przekraczamy granicę, sytuacja staje się niebezpieczna, może się uruchomić efekt kostek domina. Kiedy w 2009 roku autorzy przedstawili to pojęcie przekroczone były trzy granice z dziewięciu.

W 2015 przekroczona była już czwarta, a obecnie przekroczonych jest sześć z dziewięciu granic. Przekroczenie trzech jest szczególnie groźne – utrata bioróżnorodności, obieg azotu i fosforu (wpływ rolnictwa) i nowe substancje w środowisku. Wszystkie te czynniki są w tzw. strefie czerwonej, najbardziej niebezpiecznej. No i kolejne trzy są w strefie żółtej, to jest zmiana klimatu, oraz zasoby wody słodkiej. To jest tych sześć obszarów, w których jest po prostu bardzo, bardzo groźnie. Od lat niszczymy naszą planetę, niszczymy klimat, niszczymy ekosystemy, funkcjonowanie przyrody. No i niestety robimy to coraz bardziej skutecznie.


Nie jest to wesoła perspektywa?

Faktycznie można wpaść w depresję, na szczęście mamy plan naprawczy. W skali globu mamy podpisaną konwencję w sprawie zmian klimatu, konwencję w sprawie różnorodności biologicznej, która zakłada określone cele. W Unii Europejskiej mamy Europejski Zielony Ład. Mhm. Mamy unijną strategię na rzecz bioróżnorodności 2030. Jest rozporządzenie dotyczące odbudowy zasobów przyrodniczych, Nature Restoration Law. Mamy strategię od pola do stołu odnośnie rolnictwa. No i mamy tam wyznaczone daty, w których ich założenia musimy zrealizować.

Nie obserwuję jednak, żeby poszczególne rządy, politycy po prostu o tym dyskutowali, jak to zrobić, jak to osiągnąć. Szczególnie jeżeli chodzi o bioróżnorodność. Bo o węglu, potrzebie transformacji energetycznej jeszcze dyskutują, ale na przykład o bioróżnorodności, o potrzebie ochrony i odbudowy przyrody ożywionej dyskusji nie widać. Natomiast pocieszające jest, że świadomość społeczeństwa wzrasta, że coraz więcej osób jest oburzonych, reaguje na betonozę, czy dendrofobię, czyli bezsensowne wycinanie drzew.

Coraz więcej osób dzisiaj robi wszystko, co można, żeby jakoś ochronić ten piękny świat, który ginie, ratować drzewa, parki i to jest pocieszające. Chociaż wobec tej machiny cywilizacyjnej, która nadal pędzi i niszczy, zawłaszcza kolejne obszary, stoimy często na przegranej pozycji. Czasami uda się ochronić jakieś drzewo, czasami się uda wymusić utworzenie jakiegoś parku, jakiejś łąki, czy powstrzymać się przed nadmiernym koszeniem, no ale to są jednak małe sukcesy.

W trakcie pandemii w 2020 roku mówiło się, że po powrocie do normalności ludzie zaczną żyć wolniej. Zmieni się turystyka – zamiast lotów co miesiąc na drugą półkulę, lot samolotem będzie wydarzeniem co kilka lat, częściej będzie podróż po Europie, wakacje w kraju i weekend w pobliżu miejsca zamieszkania. Że sprzęty będą produkowane znów trwała, zamiast ich wymiany co kilka lat będą służyć dekady, ożyją znów zakłady rzemieślnicze je produkujące. Rolnictwo stanie się bardziej ekologiczne. Minęły trzy lata – jakoś takich zmian nie widać...

Tak, to są świetne przykłady, co można zmienić. Musimy żyć wolniej, musimy zużywać mniej zasobów, mniej energii, bardziej lokalnie żyć. Wtedy ten nasz ludzki świat jakoś przetrwa, ale bez tego to po prostu nie ma szans. Klimat będzie się pogarszał. Będziemy mieli mniej zieleni, drzew wokół siebie.


A jak to będzie wyglądać w przypadku klimatu w Polsce i jak szybko te zmiany będą postępować?

Naukowcy, ale i politycy zaakceptowali, wyznaczyli konkretne terminy. Pierwszą granicą jest rok 2030, drugą 2050. Wiemy, że jeżeli tego nie zrobimy, nie naprawimy tego świata naszego do 2030 roku, powiedzmy w połowie, redukując przynajmniej 50 proc. emisji gazów cieplarnianych, no to po prostu ten nasz świat, który znamy, się nam skończy. Przeniesiemy się w inną rzeczywistość, która będzie brutalna, mroczna. Wszystkie prognozy naukowców wskazują zwykle, że jeżeli nie zadziałamy, no to w ciągu dwóch dekad, dwudziestu, do czterdziestu lat ten świat nam się po prostu może skończyć. Ekosystemy rozpadną się jak domek z kart.

Jeśli chodzi o Polskę, to jest raport naukowców z Polskiej Akademii Nauk z 2019 roku, gdzie autorzy podkreślają, że w Polsce w ciągu kilkunastu, najdalej kilkudziesięciu lat takie drzewa jak świerk, sosna, brzoza i modrzew znikną z naszego krajobrazu. Nie przetrwają w wyniku zmian klimatu. One stanowią 75 proc. naszych drzewostanów, czyli w efekcie zniknie większość polskich lasów. W ślad za tym pójdą kolejne gatunki roślin i zwierząt, bakterii, grzybów, które są z tymi lasami związane. To nie jest jakaś odległa przyszłość, ale kwestia życia większości z nas.

Niektórzy powtarzają, że w sumie ocieplenie klimatu sprawi, że klimat nad Wisłą będzie bliższy śródziemnomorskiemu?

To raczej nietrafione twierdzenia. Bo owszem, zrobi się cieplej, ale z tym są związane susze, które są w naszym kraju coraz bardziej dotkliwe. Z tym są związane wichury, nawalne deszcze, trąby powietrzne, cała gama różnych niebezpiecznych zjawisk. I one nam będą coraz bardziej doskwierać. To, że będzie cieplej, może kogoś cieszyć, ale nikogo nie powinno cieszyć to, że ten nasz świat będzie się coraz mniej stabilny. Czekają nas pożary, gigantyczne upały. Z tym się wiążą problemy w rolnictwie, wyższe ceny żywności, ale też braki wody w kranach w naszych domach. Mamy koniec maja. Właśnie czytałem, że w kilku, czy kilkunastu gminach w Polsce ich włodarze mówią o konieczności wprowadzania ograniczeń w używaniu wody. Mamy maj, to nie jest środek czy koniec lata, a już się o tym mówi. To pokazuje skalę problemu.

Faktycznie przyszłe wojny będą toczone o wodę, o dostęp do wody pitnej.

Mówiłem o granicach planetarnych. No właśnie, zasoby wody słodkiej są jedną z granic planetarnych, która już jest przekroczona. Także zasoby wody słodkiej stały się takim krytycznym obszarem w skali ludzkości. A my w Polsce jesteśmy szczególnie w niebezpiecznej sytuacji, ponieważ nasze zasoby wody są blisko trzykrotnie niższe niż zasoby przeciętnego Europejczyka. Warto więc pamiętać, że konsekwencje wzrostu temperatury i postępującej suszy dotkną nas, Polaków, w pierwszym rzędzie. Odczujemy to wcześniej niż inne nacje w Europie.

Padają argumenty o zgonach z gorąca, ale jest kontrargument, że nawet w największym upale pomóc powinna klimatyzacja, więc nie ma powodów do niepokoju?

W krajach, w których notowano rekordowe temperatury, zgony w upalne dni liczono w tysiącach. Wszystko wskazuje na to, że w naszym kraju, wraz ze wzrostem temperatur będzie podobnie. Klimatyzacja może pomóc, ale nie wszystkich na nią stać. Poza tym wiemy przecież, że klimatyzacja niczego nie rozwiązuje, jedynie nasila ten problem, powoduje zwiększone zużycie energii. A warto też zwrócić uwagę, że nasz kraj, nasza część świata, Europa i nasz kraj, ogrzewa się dwukrotnie szybciej niż inne rejony świata. Średni globalny wzrost temperatury wynosi 1,2 stopnia. O tyle jest cieplejszy świat niż w czasie, kiedy nie spalaliśmy paliw kopalnych przed rokiem 1850. A Polska jest cieplejsza już o 2,5 stopnia. To oznacza, że nasz kraj jest w strefie, która się bardzo szybko ogrzewa i te zmiany będą przyspieszać.

Źródło zdjęcia: Gniezno po nawałnicy. Fot. PAP/Paweł Jaskółka

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości