Zamiast opowiadać o własnych programach, politycy coraz częściej skupiają się na atakowaniu przeciwników. Profesor Jerzy Bralczyk w rozmowie z Tomaszem Wypychem dla Salon24.pl nie owija w bawełnę: język kampanii wyborczej w Polsce jest pełen przesady, konfliktów i teatralnych zabiegów. Nawet słowo „bezpieczeństwo” zaczyna znaczyć coś zupełnie innego niż kiedyś.
Konflikt zamiast programu
– Nie jest przyjemne, kiedy większość tekstów jest poświęcona nie tyle prezentacji własnych poglądów, ile przeciwnikom. – powiedział prof. Jerzy Bralczyk w rozmowie opublikowanej w Salon24.pl. Jego zdaniem, polityczne debaty zdominowane są przez logikę konfliktu – mimo że oficjalnie wszyscy mówią o potrzebie zgody i jedności.
W ocenie profesora, ten model komunikacji pogłębia społeczne podziały i utrwala medialny duopol. – „Gdzie dwóch się bije, tam obaj korzystają, a trzeci traci” – mówi, wskazując, że ciągłe antagonizowanie przeciwników ma przede wszystkim przyciągać uwagę wyborców.
Słowo „bezpieczeństwo” znaczy dziś „zagrożenie”
Jednym z przykładów językowego nadużycia jest według Bralczyka słowo „bezpieczeństwo”. – Kiedy słyszę słowo bezpieczeństwo, to słyszę zagrożenie. Bo przecież nie mówi się o bezpieczeństwie wtedy, kiedy człowiek jest bezpieczny. – zauważył w Salon24.pl.
Jego zdaniem, słowo to zaczęło funkcjonować raczej jako ostrzeżenie niż zapewnienie. W kontekście kampanii politycznych staje się narzędziem wywoływania lęku i mobilizacji – a nie realnym opisem stanu rzeczy.
Feminatywy: nie tylko gramatyka, ale i emocje
Rozmowa poruszyła również temat feminatywów – żeńskich form zawodów i tytułów. Prof. Bralczyk przyznał, że wiele z nich, mimo dobrych intencji, brzmi nienaturalnie lub deprecjonująco. – „Parą do pani profesorki byłby pan profesorek. A przecież to brzmi już zupełnie inaczej, jakby mniej poważnie” – mówił w Salon24.pl.
Obejrzyj całą rozmowę z profesorem Jerzym Bralczykiem w Salon24
Zauważył też, że część kobiet celowo wybiera formy męskie – np. „profesor” zamiast „profesorka” – by uniknąć skojarzeń ze zdrobnieniami. „Przyrostek -ka bywa nie tylko żeński, ale i zdrobniały” – przypomniał, podkreślając, że sprawa nie jest wyłącznie językowa, lecz kulturowa i emocjonalna.
Rozpad wspólnoty w języku
Profesor przygląda się też zmianom w sposobie mówienia o narodzie. Zwraca uwagę na coraz częstsze rozdzielanie płci w zwrotach typu „Polki i Polacy”. – „Kiedy mówiliśmy ‘Polacy’, to mieliśmy na myśli także kobiety. To było wspólnotowe. A teraz to jest: panie tu, panowie tu. I już się nie łączymy” – powiedział w rozmowie dla Salon24.pl.
Choć wiele tych zmian ma na celu włączenie i docenienie różnych grup, profesor wskazuje, że mogą one również prowadzić do dezintegracji pojęcia wspólnoty językowej.
Teatr przesady
Podsumowując swoją diagnozę języka polityki, prof. Bralczyk zwraca uwagę na nadmiar emocji, patosu i teatralnych chwytów.
Jego zdaniem brakuje dziś powściągliwości, która była kiedyś wyznacznikiem dojrzałości w debacie publicznej.
– Jeżeli zbyt dużych słów używamy, to one przestają znaczyć to, co znaczyły. Skali nam zabraknie. – ostrzega.
red.
Fot: Profesor Jerzy Bralczyk w studio Salon24.pl
Inne tematy w dziale Społeczeństwo