Prof. Jarosław Flis uważa, że politycy, głoszący tezy o sfałszowanych wyborach prezydenckich, szkodzą państwu i wszystkim, którzy uczestniczyli w pracach komisji wyborczych na terenie całego kraju. Jego zdaniem, postulat ponownego przeliczania wszystkich głosów to aberracja, a jej koszt pochłonąłby budżet miliony złotych.
Rekord protestów wyborczych
Na podstawie błędnych danych w protokołach w 13 komisjach wyborczych, część polityków Koalicji Obywatelskiej i prawników - w tym Ryszard Kalisz, członek PKW - chciałoby unieważnić wybory prezydenckie. Pojawiły się nawet takie opinie w mediach, że trzeba je powtórzyć. Choć różnica między Karolem Nawrockim a Rafałem Trzaskowskim wynosiła ok. 360 tys. głosów, a z powodu błędnie przypisanego poparcia dla jednego z kandydatów kosztem drugiego ucierpiał również prezesa IPN, nie milkną echa rzekomych fałszerstw na niespotykaną dotąd w Polsce skalę. Do Sądu Najwyższego trafiło ponad 30 tys. protestów wyborczych, dotyczących tych samych zdarzeń z 13 komisji.
Socjolog, prof. Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego w rozmowie z Wirtualną Polską wyjaśnił, na czym polega - jego zdaniem - absurd w dyskusji o zorganizowanej akcji, która miałaby zaszkodzić Trzaskowskiemu. W jego ocenie wezwania do ponownego przeliczenia głosów to przejaw politycznej frustracji i oderwania od realiów.
Koszty byłyby ogromne
– Moim zdaniem to jest kompletna paranoja. Jeśli ktoś tego żąda, to jednocześnie nie zdaje sobie sprawy, co by to oznaczało. To jest zaangażowanie setek tysięcy ludzi, którym trzeba byłoby zapłacić w sumie setki milionów złotych – mówił Flis.
Ekspert ds. prawa wyborczego podkreśla, że nad przebiegiem wyborów czuwała "armia ludzi przygotowywanych przez wiele miesięcy”, która wierzyła w sens swojej pracy. – Ściąganie ich teraz, żeby znów przeliczyli ponad 20 milionów głosów, byłoby robotą głupiego – ocenił.
Prof. Flis zwraca uwagę, że proces wyborczy był transparentny, a błędy – choć mogły się zdarzyć – dotyczyły niewielkiej liczby komisji. – Zdarzyło się parę błędów w paru komisjach. Ale komisji w sumie było 31 tysięcy. Zrozumiałbym, gdyby postulowano ponowne przeliczenie głosów tam, gdzie członkowie komisji się pomylili. Ale to wszystko – tłumaczył.
Według niego, nie ma żadnych powodów, by podważać wyniki wyborów, a emocje po stronie opozycji wynikają z niemożności pogodzenia się z przegraną. – Dzisiejsze emocje wynikają z tego, że jedna strona była przekonana, że wygra, ale nie wygrała. To, że kandydat jednej formacji oraz jej liderzy popełnili błędy w kampanii, nie jest żadnym uzasadnieniem do podważania procesu wyborczego – zaznaczył.
Flis: Rozkręcanie histerii, nieodpowiedzialność, głupota, paranoja...
Nawoływanie do masowego przeliczania głosów to w przekonaniu socjologa "rozkręcanie histerii” i działanie nieodpowiedzialne. – To jest niewiarygodna paranoja i nieodpowiedzialność. Rozumiem, że można się nakręcać i powtarzać głupoty, uderzając przy okazji w politycznych przeciwników, ale wzywanie do przeliczenia ponownie wszystkich głosów jest kompletną aberracją i wielką nieodpowiedzialnością – stwierdził ekspert.
Flis zauważył również, że politycy KO nie potrafią przyjąć negatywnego rezultatu wyborczego z pokorą. – Nie wyobrażali sobie porażki, więc ich przegrana jest dziś niewyobrażalna. Ale to nie znaczy, że należy podważać wybór Polaków. Trzeba się raczej zastanowić, dlaczego się przegrało i co należy zrobić lepiej – podsumował w WP.
Fot. wybory prezydenckie/PAP arch.
Red.
Inne tematy w dziale Polityka