Aleksander Kwaśniewski. Fot. PAP/Zbigniew Meissner/Canva
Aleksander Kwaśniewski. Fot. PAP/Zbigniew Meissner/Canva

Liberalna nostalgia za „Fajnym Kwachem”

Rafał Woś Rafał Woś Prezydent Obserwuj temat Obserwuj notkę 167
W liberalnym establishmencie zapanowała nowa moda. Moda na Aleksandra Kwaśniewskiego. Stoi za nią bezradność i tęsknota za „starymi dobrymi czasami”, gdy nie było żadnego PiSu. A żeby wygrać wybory starczyło zatańczyć „Ole Olek”, pokazać żonę w gustownym żakiecie i zrobić sobie zdjęcie z Billem Clintonem.

"Prezydent" - wywiad-rzeka z Aleksandrem Kwaśniewskim

Nakładem wydawnictwa Znak (bardziej liberalnie i establiszmentowo się już w Polsce nie da) wyszła właśnie książka „Prezydent”. Wywiad rzeka Aleksandra Kwaśniewskiego przeprowadzony przez Aleksandra Kaczorowskiego. Jakiś czas temu mój serdeczny przyjaciel Grzegorz Sroczyński zrobił kilkuodcinkowe „Kwaśniewski Story” dla portalu Gazeta.pl. Kwaśniewski jest też oczywiście regularnym gościem najważniejszych liberalnych mediów od TVNu do TOKFM.

Powiem szczerze, że i ja mam wobec Kwaśniewskiego wiele szczerej sympatii. Która miesza się regularnie z zadziwieniem nad jego sukcesami. Zwłaszcza, gdy patrzę na tę niesamowitą polityczną karierę z dzisiejszej perspektywy. Dobrze pamiętam swój własny żal, że nie mogę głosować na niego w wyborach prezydenckich 2000 roku. Zabrakło mi wtedy dosłownie kilku dni, bo pierwsza tura odbywała się na kilka dni przed moją osiemnastką. A drugiej - jak wiadomo - nie było wcale.


Dlaczego ludzie chcieli wygranej Kwaśniewskiego?

Czy chciałem, żeby zwyciężył? O tak! Pamiętam, że w miejscu i w kręgach z których pochodzę atmosfera była taka, to jest przecież „nasz prezydent”. Z resztą podobnie, jak pięć lat wcześniej. Przed wyborami 1995 Kwaśniewski zawitał nawet do naszego miasta. Wymęczona terapią szokową, rządami nieudolnych solidaruchów i rozwalona bezsensowną deindustrializacją geniuszy w stylu Tadeusza Syryjczyka okolica już w 1990 poparła gremialnie Tymińskiego. W 1995 i 2000 wszyscy byli sercem i duszą za SLD. A za Kwaśniewskim to już w szczególności.

Gdy dziś myślę o tamtych czasach, to kompletnie nie potrafię zrozumieć tamtego sentymentu. Kwaśniewski i SLD byli w Polsce niewielkomiejskiej popularni jak PiS dziś. Tylko, że jest jedna zasadnicza różnica. PiS faktycznie zrobił coś dla tej Polski B zrobił. Dowartościował ją nie tylko werbalnie. Ale i materialnie. Poprzez 500+, podwyżkę płacy minimalnej, 13 i 14. emeryturę. Dobra koniunktura, niskie bezrobocie i niskie stopy procentowe też zrobiły swoje.


Dlaczego Kwaśniewski rozczarował Polskę B? 

A Kwaśniewski? Przecież czasy jego „panowania” to momentami 20procentowe bezrobocie, zła koniunktura przełomu wieków i cięcia tego, co jeszcze się uchowało z państwa dobrobytu. I dodajmy, że te cięcia to nie zawsze był tylko zły Balcerowicz. Dokładnie to samo działo się pod rządami „lewicy” - w czasach Hausnera, bo to jemu de facto należy dziękować za uśmieciowienie polskiego rynku pracy. Albo Marka Belki czy Leszka Millera, który zawsze bardziej niż interesem pracowników martwili się tym, „co też pomyślą o nas na Zachodzie”.

Kwaśniewski był oczywiście „ponad to”. Patrzył już wtedy na sprawy tych wszystkich miast i miasteczek, które wyniosły go do władzy z perspektywy wielkiego świata. Ten świat go wciągnął. To tam Kwaśniewski poczuł się naprawdę „u siebie”. Potrafi o tym z resztą zajmująco opowiadać. Wystarczy poczytać „Prezydenta”. Gdzie znajdziecie wiele smakowitych anegdot. Jak choćby tę z Billem Clintonem, z samego środka afery z Moniką Lewinsky. Kwaśniewski (i inni przywódcy państwa NATO) czekają na Clintona. Spodziewają się spotkać człowieka przygaszonego aferą i niepewnego swoich dalszych losów. Aż wreszcie jest i Clinton. Piękny jak zwykle. Uśmiechnięty jak nigdy. I od razu podbija do najładniejszych małżonek. Do pani Kwaśniewskiej, Orbanowej, Rasmussenowej. I flirtuje. Dopiero potem wita się z panami.

To już jest inna Polska - przekonał się o tym Tusk

Myślę, że dziś taki Kwaśniewski nie miałby w polskiej polityce najmniejszych szans. Bo zmieniło się wszystko. Nie chodzi mi o media czy PR, bo to tylko oprzyrządowanie. Raczej o sedno robienia polityki,. Nie da się już wygrywać wyborów osobistą charyzmą. Metoda „na fajnego Olka, który z każdym umie zagadać” już nie działa. Teraz liczą się konkrety. 500+, 13. i 14. emerytura. Podwyżki płacy minimalnej. Miliardy na zbrojenia i bezpieczeństwo w obliczu potencjalnej rosyjskiej agresji. A nie mgliste „wybierzmy przyszłość” czy „dom wszystkich Polska”. Dość boleśnie doświadcza tego obecnie Donald Tusk. Też mentalnie pochodzący jeszcze z tamtej minionej epoki. Ma rację Rafał Kalukin piszący w Polityce, że „Frekwencyjne sukcesy na spotkaniach Tuska to jak na razie jedynie erzac tłumu wyborców w kolejce do urny”. Na wiecach lider KO wzbudza dziś euforię - jakiej nie doświadczał nigdy wcześniej. Cóż z tego, skoro są to spotkania we własnej banieczce.


Polska w NATO. Czy Kwaśniewski ma zasługi?

Jest jeszcze jedno. Może nawet ważniejsze w kontekście przyszłości. Kwaśniewski nie ukrywa, że najbardziej dumny jest ze swoich dokonań na arenie międzynarodowej. Wśród nich wymienia oczywiście wprowadzenie Polski do NATO i UE. Oczywiście to jego prawo. Historycznej koincydencji prezydentury Kwaśniewskiego i obu tych wydarzeń nikt rzecz jasna podważyć nie może. Czy jedna była tu jakakolwiek większa polityczna, dyplomatyczna czy osobista zasługa Kwaśniewskiego i jego generacji? Śmiem wątpić.

Zachodowi bardzo zależało na tym, by wykorzystać moment geopolitycznej chybotliwości Rosji i przesunąć granicę swoich wpływów jak najdalej na wschód. Podobnie z zachodnim kapitałem, który spalał się z ekscytacji w blokach startowych - licząc (i słusznie) na miliony klientów i tanich, dyspozycyjnych, pracowitych i dobrze wykształconych pracowników po drugiej stronie żelaznej kurtyny. Zachód oczywiście inscenizował to wszystko jako „wieli akt dobroczynności” wobec ubogich kuzynów ze Wschodu. Ale robił to tylko po to, by się lokalni przywódcy w Polsce, Czechach czy na Węgrzech za mocno nie targowali. By uważali, że wchodząc na Zachód „złapali Pana Boga za nogi”. By sprzedali tanio fabryki, banki i pozwolili opanować rynek dużym sieciom handlowym z zagranicy. I tak się właśnie stało.

Kwaśniewski, czyli mocno wczorajsza Polska

A lokalne elity patrzyły na to z szeroko otwartymi z zachwytu ustami. I cieszyli się jak dzieci, że Bill Clinton, Jacques Chirac czy Romano Prodi przybili z nimi piątkę. Kwaśniewski był jednym z tych polityków. I to się już nie zmieni. Widać to po jego radach dla współczesnej Polski. Jest to zestaw rad klasycznie wczorajszych. Wejście do euro? Nieuchronne. PiS-owskie fikanie w relacjach z Niemcami? Marginalizujące. A w sporach z Komisją Europejską zawsze racja leży po stronie Brukseli.

To działało kiedyś. Ale dziś już nie działa. To naturalne. Nienaturalne jest raczej szukanie w Kwaśniewskim ostoi. To raczej przejaw słabości obozu liberalnego. Mentalnego utknięcia na poziomie starych sprawdzonych skryptów sprzed lat. Gdy wszystko było „proste”. Bo Kwaśniewski nam miłościwie panował. Michnik mówił, co mamy myśleć. A Kaczyński siedział samotny i sfrustrowany w mysiej dziurze czyli tam gdzie jego miejsce. 

Rafał Woś

Aleksander Kwaśniewski. Fot. PAP/Zbigniew Meissner/Canva

Czytaj dalej:



Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka