Niemiec w składzie porcelany

Rafał Woś Rafał Woś Niemcy Obserwuj temat Obserwuj notkę 93
Niemiecka dyplomacja zachowuje się wobec Polski kompletnie bez wyczucia. Co mocno pomaga Kaczyńskiemu w wygraniu jesiennych wyborów.

Już od kwietnia wiadomo, że ambasador Republiki Federalnej w Polsce Thomas Bagger jedzie latem do domu. Wraca zaledwie po roku urzędowania w willi na warszawskim Jazdowie. Oficjalnie obejmie nowe ważne stanowisko w berlińskiej centrali. A nieoficjalnie? Trudno nie zauważyć, że jego komunikacja z polską opinią publiczną to seria niepowodzeń, która zaczęła się źle… a potem było już tylko gorzej.  


Bagger w Polskim Radiu

Ot choćby najnowszy wywiad udzielony Polskiemu Radiu. Bagger bardzo się starał powiedzieć wszystko tak, jak trzeba. Mówił, że „Nord Stream I i II były błędem”, „kanclerz Schroeder to przeszłość”, „niemieckie stanowisko wobec Rosji bardzo zbliżyło się (po wybuchu wojny na Ukrainie - przyp. red.) do polskiego”. To jednak nie te fragmenty były potem szeroko cytowane. Tylko słowa Baggera o tym, że z punktu widzenia prawa międzynarodowego sprawa reparacji jest zamknięta. I że „ten temat jest puszką Pandory i lepiej, by ta puszka pozostała nietknięta”.

No właśnie. Cały Bagger. Słoń w składzie porcelany. Celowo straszy konsekwencjami „otwarcia puszki Pandory”? Co ma właściwie na myśli? Albo mówienie, że „z punktu widzenia prawa międzynarodowego sprawa reparacji jest zamknięta”. Czy niemiecki dyplomata jest jakąś ostatnią instancją prawa międzynarodowego, by wyrokować, co jest z nim zgodne - a co niezgodne? Są też wcześniejsze twitterowe połajanki wobec ministra obrony Mariusza Błaszczaka („czy pan minister wie, ile miliardów złotych Polska co roku przelewała do Moskwy w zamian za rosyjską energię?). Albo wypowiedzi ambasadora dla londyńskiego „Financial Timesa”, w których stwierdzał, że Polska cierpi na deficyt uwagi ze strony Niemiec. Bo jego zdaniem, w Polsce rozmawia się o Niemczech dużo więcej niż w Niemczech o Polsce.  


Niemcy nie chcą płacić 

Moja hipoteza jest taka, że to nie jest problem Baggera. Sprawa jest szersza. I dotyczy ogólnego i głębokiego niezrozumienia przez niemiecki establiszment tego, co się wydarzyło w Polsce po roku 2015.

Oczywiście jasne jest, że Republika Federalna nie zamierza płacić Polsce żadnych reparacji za drugą wojną światową. Po pierwsze dlatego, że Niemcy uważają, iż ze zbrodniami z przeszłości już się rozliczyli. Po drugie, obawiają się, że gdyby otworzyli temat to na Polsce by się nie skończyło. Bo lista narodów skrzywdzonych przez niemiecki imperializm oraz ludobójstwo jest długa jak stąd do Aten, Tel Awiwu i Windhuk.

To jasne. A nawet zrozumiałe. Irytuje coś innego. A mianowicie to, że niemieckie elity z uporem godnym lepszej sprawy zdecydowały się udawać przysłowiowych Greków. Stają, rozkładają ręce i (ustami swoich przedstawicieli takich jak Bagger) mówią „o co tej Polsce znowu chodzi?”. Przecież przyznajemy wam - Polakom - rację w sprawie Rosji. I w sprawie Nordstreamów też. Skąd u licha te reparacje??

Tylko, że to jest teatr. I to słaby. Podobny do tego, który odstawia na murawie piłkarz, który właśnie sprzedał rywalowi solidną kosę. „Ja? Panie sędzio? Ja? No przecież nic nie było!!”. No, ale przecież i Berlin i Warszawa wiedzą, że było. Dla obu stron jest najzupełniej oczywiste, że kwestia reparacji wjechała do relacji między obydwoma krajami w odpowiedzi na szykany, jakim poddawana jest na forum unijnym Polska od czasu przejęcia władzy przez PiS. To odpowiedź PiSowskiej dyplomacji na te wszystkie próby zrobienia z Polski kraju „autorytarnego”, „niepraworządnego”, „łamiącego europejskie wartości”. Jedynego kraju, któremu aresztowano kieszonkowe na pocovidową odbudowę (słynne KPO, bez którego - nota bene - Polska nieźle sobie radzi). Czyli pieniądze, które Unia - jako całość - pożyczyła i która to pożyczka jest żyrowana… także przez Polskę. PiS (oraz spora cześć polskiego społeczeństwa) widzi w tych szykanach rękę Berlina. Chcieliście wojenki? No to ją macie.  


Niemcy nie chcą rozmawiać 

Problem w tym, że Niemcy nie chcą o tym rozmawiać. Udają, że nie wiedzą o co chodzi. Zamiast tego próbują robić to, co ćwiczyli już za pierwszego PiSu. Próbują przeczekać. Wierzą, że PiS przeminie. I Polska wróci do rozumu i do sposobu, w jaki układały się relacje polsko-niemieckie przed rokiem 2015. Dla nich to jest utracona normalność.

I tego właśnie Niemcy nie chwytają. Nie łapią, że tama „normalność” nie wróci. A nie wróci dlatego, że w międzyczasie bardzo duża cześć Polaków zrozumiała, że to nie była „normalność”. Tylko przyjmowanie niemieckiego punktu widzenia na wszystkie kluczowe sprawy: od ekologii, przez transformację energetyczną po przyszłość Unii Europejskiej. Niemiecki establiszment nie rozumie, że Polska za PiSu po prostu dorosła. I nie będzie już dzieckiem. Nie założy na powrót krótkich spodenek od piwerszej komunii i nie wsiądzie na pierwszego BMXa z tamtą dziką wdzięcznością z roku 2000 czy nawet 2011.

W tym sensie Thomas Bagger kadzący Polsce w Polskim Radiu, że „miała rację w sprawie Nordstream”, jest spóźniony o dobre kilka lat. To już się wydarzyło. Nordstream is dead. Nikogo to już nie interesuje. W ten sposób relacji polsko-niemieckich się nie odbuduje. Nie odbuduje się ich też twierdząc, że „z punktu widzenia prawa międzynarodowego reparacje są zamknięte”. Bo dziś każdy przytomny polski polityk zada pytanie „a niby dlaczego Niemcy mają wyznaczać, co jest zamknięte z punktu widzenia prawa międzynarodowego, a co nie jest?”.  


Stosunki polsko-niemieckie 

Stosunki między Polską a Niemcami da się odbudować tylko poprzez otwarcie oczu na rzeczywistość. To znaczy na to, że Polska jest krajem, którego trzeba traktować po partnersku. Niemcy muszą wybrać: czy chcą Polskę brzydko faulować. Czy grać z nią fair. Tylko w tym drugim przypadku możliwe jest nowe otwarcie. W tym pierwszym czeka nas wiele lat napięć i zadrażnień.

I jeszcze jedno. Niemcy zdają się zupełnie nie pojmować, że swoim anachronicznym zachowaniem raczej pomagają tak bardzo przez nich nielubianemu PiS-owi. Każdy dziwny tekst Baggera (lub jego następców), Scholza czy Steinmeiera tylko utwierdza w wielu polskich wyborcach przekonanie, że Berlinowi trzeba się postawić. I że PiS dobrze robi nie odpuszczając tego odcinka polityki zagranicznej.

Rafał Woś 

Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka