Uczestnicy Marszu 4 Czerwca na placu Zamkowym w Warszawie, fot. PAP/Leszek Szymański
Uczestnicy Marszu 4 Czerwca na placu Zamkowym w Warszawie, fot. PAP/Leszek Szymański

Polska emocji kontra Polska interesu

Rafał Woś Rafał Woś Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 127
Dożyliśmy czasów, gdy to anty-PiS jest ideologią opartą na emocjach. Zaś PiS stało się niepostrzeżenie partią rozumu.

Petarda nie odpaliła

Kiedyś obiegowa opinia kazała nam wierzyć, że wyborcy liberalnego mainstreamu są co do zasady racjonalni i głosują głową. W przeciwieństwie do zwolenników partii antyestabliszmentowych, którzy kierują się emocjami. Ale dzisiejsza Polska pokazuje przecież, że to kompletna bzdura. Bo w praktyce jest… dokładnie odwrotnie.


Akurat tak się złożyło, że sporą część rządów PiS obserwowałem z perspektywy redakcji i środowisk wojująco antypisowskich. Zapamiętałem z tamtych czasów cyklicznie powracające fale podniecenia. Dało się je zaobserwować przy okazji kolejnych protestów społecznych. Najpierw były to marsze KOD-u. Potem demonstracje prounijne. Potem w obronie sądów. Jeszcze później „czarne protesty” przeciwko orzeczeniu Trybunału w sprawie aborcji. Albo letnie Campusy Polska.

Towarzysząca im po stronie antypisowskiej atmosfera i nadzieje zawsze były bardzo podobne. „No teraz to już jest moc”. „Nareszcie ludzie się przebudzili”. „Tej siły już PiS-owska tyrania nie zatrzyma”. To zdania, które słyszałem w zasadzie od pierwszych dni i tygodni po utracie władzy przez liberalny mainstream w roku 2015. Zmieniali się tylko prorocy, którzy mieli odpalić petardę społecznej zmiany. Mateusz Kijowski, Marta Lempart, Barbara Nowacka, Iwona Hartwich, Adam Bodnar, Rafał Trzaskowski. Petarda jednak nie odpaliła. PiS wygrywa od dekady wszystkie wybory, które są w Polsce do wygrania.


Marsz klasowy

Po marszu 4 czerwca widzę i słyszę te same nadzieje i tę samą retorykę. Po stronie opozycji zapanowało przekonanie, że Donald Tusk „teraz już na pewno obudził”. Nie zrozumcie mnie źle. Nie wykluczam, że anty-PiS zdoła zbudować po wyborach roku 2023 większościowy rząd (choć raczej nie pod wodzą Tuska, no i nie po wielkim triumfie nad PiS-em). Jeśli tak się faktycznie stanie, to nie będzie miało wiele wspólnego z marszami, demonstracjami, energią ulicy ani budzeniem kogokolwiek. Polska jest dojrzałą demokracją. Jesteśmy w takim miejscu naszego społecznego rozwoju, w którym o wyborczym wyniku nie decydują uniesienia. Władzę w Polsce trzeciej dekady XXI wieku daje trzeźwa kalkulacja dokonywana stale i każdego dnia przez miliony trzeźwo myślących wyborców. Wyborów w Polsce nie wygrywa się dziś sercem i emocją. Wygrywa się je rozumem i interesem.

Zgadzam się z Michałem Karnowskim, który napisał niedawno w „Sieciach”, że marsz 4 czerwca to była kwestia klasowa. W ogóle polityka w Polsce ostatnich ośmiu lat to jest kwestia klasowa. Przebierana czasem - dla niepoznaki w kostiumy wojny kulturowej albo symbolicznej. Ale w gruncie rzeczy chodzi tu o starcie Polski bardziej sytej i zadowolonej (z grubsza) z ładu społecznego i kolejności dziobania, która istniała w społeczeństwie przed rokiem 2015. Zanim do gry wszedł PiS ze swoimi rewolucyjnymi pomysłami w stylu 500+, podwyżek płacy minimalnej, przekierowaniem inwestycji z wielkich miast na prowincję i daniem głosu (oraz środków finansowych) innym mediom, organizacjom społecznym albo artystom (choć tu trochę gorzej). PiS ten stary świat zdemolował i pozwala (z pewnymi sukcesami), by na jego miejscu wyrósł nowy. I właśnie tego dawne „klasy posiadające” nie mogą Kaczyńskiemu darować.


Ale idźmy dalej. Ponieważ zmiany społeczne, które przyniósł PiS po roku 2015 są realne, to znaczy, że mamy miliony Polaków, którzy na nich skorzystali. I materialnie, i symbolicznie. Im jest w tej Polsce Kaczyńskiego po prostu lepiej, niż było w Polsce Tuska czy Millera. Oczywiście anty-PiS próbuje ich cały czas szantażować moralnie i emocjonalnie. Wmawiać im (poprzez usłużne media czy gorliwe autorytety), że ta poprawa jest grzeszna. Pochodzi z nieprawego łoża. I każdy, kto przyjmuje jej dobrodziejstwa powinien się wstydzić.

Emocje antypisu

Nie jest to miejsce na polemikę z takim dictum. Chcę pokazać coś innego. Zwrócić uwagę, że we  współczesnej Polsce faktycznie zderzają się dwie argumentacje. Jedna z nich operuje na emocjach. Na wielkich słowach i gestach. Mnoży przymiotniki („haniebne”, „łajdackie”). Straszy rozliczeniami z jednej. I końcem demokracji z drugiej. W tę argumentację wpisuje się spora część polskiej inteligencji, establishmentu i plutokracji. Ale fakt, że konsumujący tę narracje ludzie bywają profesorami albo członkami elit prawniczych w niczym nie zmienia faktu, że jest to argumentacja oparta na emocjach. Jasnych i ciemnych. Prostych i złożonych. Ale jednak emocjach. Anty-PiS w Polsce głosuje dziś sercem.

PiS też to czasem robi. Ale bardziej z przyzwyczajenia. Od dawna nie jest to jednak ich naturalny język. Tym ostatnim stał się konkret. I odwołanie do interesu. W tym sensie PiS to dziś jest przede wszystkim partia rozumu. Jakkolwiek dziwnie to (zwłaszcza dla antypisowców) może brzmieć.

Przeczy to oczywiście uproszczonym teoriom głoszącym, że liberalny establiszment to głowa, intelekt i chłodna analiza. A populizm oznacza demagogię, emocje i porywy chwili. Jeśli kiedykolwiek były to teorie prawdziwe, to teraz można je już spokojnie wyrzucić do śmietnika. Może ktoś je tam kiedyś zrecykluje. A może nie.

Rafał Woś
 



 

Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo